Może dałoby się uratować jeszcze tą rękę...Najgorsze jest takie cierpienie, którego można uniknąć...Harry przecież zgłosił się najpierw dobrowolnie do szpitala (wtedy co się stawił z Tyrone'm) w kwestii już źle wyglądającej ręki - i ten lekarz miał go przyjąć, tyle że zamiast to zrobić, ten pacan wziął tylko ze stolika ampułki i gdzieś zniknął? I jak rozumiem, wydał Harry'ego do jakiegoś obozu poprawczego dla narkomanów? W stanie zagrażającym życiu, z gnijącą ręką (którą można by pewnie wtedy jeszcze uratować)? Wtf...ten konował powinien mu wypłacać odszkodowanie do końca życia....Jak tak w ogóle można???Przecież w USA, świecie horrendalnie wysokich odszkodowań w kwestii błędów medycznych (i wszystkiego innego), to wydaje się wręcz niemożliwe?
Książka napisana została w 1974 roku chyba i na niej oparty jest film, to zupełnie inne realia były. No i w książce jest to lepiej nakreślone. Harry i Tyron wyjechali z NY, który był ich całym światem i który najlepiej znali. Okazało się, że w innych miejscach ćpuny (a murzyni szczególnie) z NY byli traktowani jak podludzie, nigdzie ich nie chcieli i pozbywali się ich jak najszybciej. Nie obsługiwali ich na stacjach, w restauracjach, więc analogicznie służby też miały ich gdzieś, najlepiej się ich pozbyć, więc ich śmierć nie zrobiłaby na nikim wrażenia.