To jeden z tych nielicznych filmów, które wzbudzają gwałtowne emocje, niestety w moim przypadku są to uczucia raczej negatywne. Szczególnie zakończenie można uznać za zamierzony gwałt na psychice widza, jakiego dokonuje reżyser za pomocą szybko zmieniających się kadrów nasyconych wyłącznie okrucieństwem i trudnym do wyobrażenia cierpieniem, gdzie muzyka (nawiązanie do mozartowskiego "Requiem" jest nieprzypadkowe) pełni rolę katalizatora wprowadzającego w rodzaj transu. Trudno mi było oderwać wzrok od ekranu, ale to co czułam po seansie to nie było współczucie dla bohaterów czy odraza do sięgania po narkotyki, tylko mieszanina jakiegoś pierwotnego, atawistycznego lęku i poczucia beznadziejności. Czułam też ulgę, że ten koszmar nareszcie się skończył. Mam wrażenie, że Darren Aronofsky zapomniał, że nadmierna ekspresja może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego - zamiast refleksji nad treścią obrazu wywołuje raczej pragnienie jak najszybszego wymazania go z pamięci. Najsmutniejsze jest chyba to, że w tym filmie nie ma nawet odrobiny dobra, nie ma w nim miejsca na jakąkolwiek nadzieję, bohaterowie w przewidywalny i nieuchronny sposób dążą do samodestrukcji. Nie pojawia się pytanie "czy" zginą, tylko co najwyżej "jak" do tego dojdzie. Film budzi mnóstwo moich zastrzeżeń zarówno w kwestii formy, jak i treści. Szczególnie odradzam ten obraz osobom bardzo wrażliwym lub niestabilnym emocjonalnie, może na krótko, ale za to bardzo intensywnie "zdołować".
nie no to już jest przesada!! oglądając film o narkotykach spodziewałaś sie ze książe pośłubi królewne i będą żyć długo i szczęśliwie?? to może idź sobie obejrzeć epokę lodowcową??(oczywiscie z całym szacunkiem dla tej baji) dla mnie ten film jest arcydziełem .... przekazał widzowi dużo wartości
sorry znowu sie zapomniałam podpisać...jakbys chciała pogadac to 3823151(gwiazdeczka)
Chciałabym Ci odpowiedzieć, ale Twoje argumenty są z gatunku tych, które lepiej pominąć milczeniem. W każdym razie informuję, że spodziewałam się po tym filmie mniej więcej tego, co zobaczyłam na ekranie (po wcześniejszym obejrzeniu "Trainspotting'u"). Myślę, że nad filmem zaciążyła filozofia determinizmu, która, przyznaję, jest dla mnie trudna do przyjęcia. Piszesz o "wartościach" - ja ich w "Requiem" nie znalazłam.
heheh... i oto jak inteligencja potrafi zgasić głupie docinki :) Każdy ma prawo do własnego zdania, wspomnę że po to utworzono takież forum na filmwebie, a oczernianie czyjejś wypowiedzi używając zwrotu "A idź se obejrzeć coś innego...." jest na baaardzo płytkim poziomie.
Dzięki za wsparcie :) Gdyby wszyscy ludzie mieli idealną zgodność gustów i takie samo zdanie na każdy temat, świat byłby śmiertelnie nudny. Jednak warto sie postarać o jakieś bardziej konstruktywne argumenty niż "Słowacki wielkim poetą był".
Troche zdziwił mnie Twój komentarz na temat tego filmu. Ja po obejrzeniu Requiem miałam zupełnie inne wrażenia, choć przyznaje że nie jest to film dla miłośników brazylijskich tasiemców. Zgadzam się że film budzi gwałtowne emocje ale taki właśnie ma być. Ma wzbudzić skrajne emocje, przykuć uwagę, pozostać głęboko w pamięci. Ale nie ma to nic wpólnego z jakimś gwałtem na psychice:/. Piszesz że najsmutniejszy w filmie jest brak dobra i nie ma w nim miejsca na odrobine nadzieji. Szczerze mam dość filmów które zawsze kończą się happy endem. To troche naiwne oczekiwać po wszytskim dobrego rozwiązania. Rzeczywistość często jest o wiele brutalniejsza niż pokazano w filmie. Po co oszukiwać się oglądając wciąż bajki o motylkach i królewiczach na białym koniu?? nie wiem w jakim świecie żyjesz. Takich ludzi jak bohaterowie pokazani w filmie jest wiele- ludzi którzy cierpią, zagubiają się w swoim zyciu w swoich marzeniach. W tym filmie nie pokazano niczego co nie zdażałoby sie w normalnym życiu. Jeżeli dla Ciebie kilka przykrych scen to już gwałt na psychice to trudno mi powiedzieć jak poradziłabyś sobie z poważnymi problemami, ludzkimi tragediami.:/ Przecież to tylko film który ma zmusić człowieka do refleksji!! Nic wielkiego!! Może oglądnij go jeszcze raz ale kiedy już przestaniesz bawić się lalkami a spojżysz na życie troche poważniej....!! agata
'Przecież to tylko film który ma zmusić człowieka do refleksji!! Nic wielkiego!! Może oglądnij go jeszcze raz ale kiedy już przestaniesz bawić się lalkami a spojżysz na życie troche poważniej....!!'
Niczego nie ujmując Twej wypowiedzi jesteś kolejną osobą, która robi z tego filmu 'świetą krowę'. Nie rumiesz= jesteś jeszcze za mała/mały, by zrozumieć, uważasz, ze film słaby= obejrzyj sobie 'american pie', bo pewnie takie filmy sa dla Ciebie najlepsze itd. itp. Uogólnienia, uproszczenia? Tak. Jednak takie zdania jak Twoje je inicjują.
Dla mnie to bardzo dobry film, choć przekoloryzowany. Nie chodzi mi o to, że mija się z prawdą, ale o formę przedstawienia. Mi ona odpowiada, ale jest wiele osoób, którym nie i ja to rozumiem. Kwestia estetyki, która nie ma podwalin w argumentach za czy przeciw, a w człowieku.
Nie jesteś pierwszą i jak przypuszczam również nie ostatnią osobą, która zarzuca mi infantylizm i naiwność. Wybacz, ale to raczej twoja wypowiedź świadczy o pewnej niedojrzałości. Poza tym muszę cię rozczarować, już od dawna nie bawię się lalkami ;) Zgadzam się natomiast z tym co napisał Jostein Gaarder "Dzieci zostały stworzone wcześniej. Inaczej nie byłoby w ogóle żadnych dorosłych. To one pierwsze przychodzą na świat. Dorośli, kulejąc, zawsze tylko podążają za nimi. Musisz starać się nie stracić kontaktu z dzieckiem, które w tobie tkwi."
Ale wracając do meritum sprawy czyli do filmu. Być może brak ci wrażliwości, skoro uważasz, że treść "Requiem" nie wyraża poważnych problemów i ludzkich tragedii. Zresztą sama sobie zaprzeczasz, bo jeszcze kilka linijek wcześniej twierdzisz coś wręcz przeciwnego. W całej twojej wypowiedzi dominuje chaos. W każdym razie zgadzam się z tobą, że film porusza ważny problem jakim są uzależnienia i walka z nimi (chociaż w tym filmie o jakiejkolwiek walce raczej nie ma mowy, jest jedynie bierne poddanie się losowi!) i to nie budzi moich zastrzeżeń, podobnie jak brak wymuszonego happy end'u. Uważam jednak, że reżyser potraktował bohaterów swojego filmu (a pośrednio również widzów) instrumentalnie. Zastanawiam się jakiemu celowi ta manipulacja psychiką i emocjami widzów (np. w taki sposób, aby poczuli się jak narkomani) miałaby służyć? W interpretacji reżysera świat postrzegany poza "odmiennymi stanami świadomości" jest tak nieatrakcyjny, że ucieczka w narkotyki wydaje się całkiem logiczna, wręcz nieunikniona. A wszystkie osoby, które mogłyby pomóc w walce z nałogiem (lekarze, psychiatrzy, psycholodzy, przyjaciele, rodzina) mogą jedynie pogorszyć sytuację. Sposób w jaki zostali przedstawieni w filmie lekarze czy terapeuci budzi mój sprzeciw – to obraz mający niewiele wspólnego z rzeczywistością. A przecież dla osoby uzależnionej terapia jest jedyną szansą!
Gerda, nie ma mowy o walce, bo to nie film o walce, to film o upadku, braku szans, beznadziei, to koszmarny sen na jawie, takie jest życie narkomana odmierzane kolejnymi działkami i atakami "głodu" ...
Jakiemu celowi? Małolaci, którzy myślą, że dragi są fajne, po obejrzeniu tego filmu być może zmienią zdanie (a przynajmniej się zastanowią), więc cel edukacyjny, nie wiem, czy zamierzony (choć jeżeli Aronofski jest wrogiem narkotyków, to pewnie tak), ale na pewno skuteczny, gdyby był happy end, albo jakieś złagodzenia, nie byłoby tego szoku, a w efekcie wrażenie rozmyłoby się;
"świat jest nieatrakcyjny", może, bo przyczyn nałogu należy szukać w bohaterach, nie potrafią się porozumieć, są bierni, ulegają, nie chce im się zmieniać swego życia, a jedynie od niego uciekają w namiastki szczęścia i przyjemności, jacy ludzie, taki świat (a zresztą ta przystań na Coney Island w słońcu jest wcale przyjemna), świat nieatrakcyjny bez dragów, może - ale po dragach istny koszmar;
nie terapia - ale silna wola, patrzymy na nich wszystkich (lekarzy, terapeutów, itd.) niejako oczami bohaterów, dla nich tak właśnie wygladają i tak są postrzegani ...
To jeden z bardziej wyważonych komentarzy i muszę przyznać, że trochę się zastanawiałam nad odpowiedzią :)
Nie sądzę, żeby Aronofsky'emu rzeczywiście przyświecał jakiś cel dydaktyczny, w takim wypadku nie nakręciłby filmu przeznaczonego (przynajmniej teoretycznie) dla widzów powyżej 18-tego roku życia. Oczywiście nie mam złudzeń i zdaję sobie sprawę , że "Requiem" oglądają już 12-to, 13-to latki, ale we mnie akurat ten fakt nie wzbudza entuzjazmu. Taki sposób wpływania na psychikę zbyt mocno przypomina mi stosowanie metody elektrowstrząsów - efekt może jest osiągnięty, ale za jaką cenę. Dlaczego wg mnie ten film nie jest wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości, napisałam już w odpowiedzi udzielonej Agacie.
Nie terapia, ale silna wola? W przypadku osoby uzależnionej o jakiejkolwiek silnej woli nie można już mówić, chyba że jako o kolejnym sposobie samooszukiwania się (ten aspekt uzależnienia akurat w filmie jest pokazany dość wiernie, chociaż moim zdaniem i tutaj występuje przerysowanie). Prawda jest taka, że jedyną nadzieją jest pomoc drugiego człowieka, bo samemu z nałogu się nie wyjdzie, poza tym trzeba chcieć z tym zerwać i uwierzyć , że jest to możliwe. Narkotyki nie muszą być drogą w jednym kierunku, bez możliwości powrotu, jak to przedstawia w filmie Aronofsky. Nawet jeżeli, jak gdzieś przeczytałam, odzwyczajanie sie od heroiny jest jedną z największych męczarni, jakie człowiek może sobie wyobrazić. A ta konkluzja, że osoby uzależnione są same sobie winne, czy nie sądzisz, że to jednak jest zbyt... okrutne? Czy mamy prawo do takich osądów?
Może Aronofsky'emu nie przyświecał cel stricte dydaktyczny, ale tak mu wyszło, można "edukować" i po 18 - tce, nawet w filmwebie wpisało się kilka osób, które albo rzuciły dragi, albo się zastanawiają (nad sobą);
"Oczywiście nie mam złudzeń i zdaję sobie sprawę , że "Requiem" oglądają już 12-to, 13-to latki, ale we mnie akurat ten fakt nie wzbudza entuzjazmu" - we mnie też, bo to na pewno nie dla nich film;
"Nie terapia, ale silna wola?" Tak, zdecydowanie - nie w tym sensie, że ot, zawezmę się, zamknę się w domu i rzucę, ale w sensie wytrwania w terapii, brania lekarstw, starania się, żeby nie myśleć o dragach i "nie chcieć" ich wziąść;
"Prawda jest taka, że jedyną nadzieją jest pomoc drugiego człowieka, bo samemu z nałogu się nie wyjdzie, poza tym trzeba chcieć z tym zerwać i uwierzyć , że jest to możliwe." - z drugą częścią się zgadzam, z pierwszą nie - jeżeli ktoś jest uzależniony i nie chce "współpracować", możesz stanąć na głowie, a i tak w żaden sposób mu nie pomożesz;
"A ta konkluzja, że osoby uzależnione są same sobie winne, czy nie sądzisz, że to jednak jest zbyt... okrutne?" Owszem, to okrutne, ale taka jest prawda. Niemal każdej z osób uzależnionych ktoś kiedyś chciał pomóc, a oni tę pomoc odrzucili, oszukiwali rodziców, uciekali z ośrodków, przestawali brać leki blokujące, marnowali wydane na nich pieniądze (i to duże, bo np. odtrucie prywatne jest drogie) i wracali do nałogu, bo "czegoś im brakowało" (a przecież mogli się zawziąć, bo nie odczuwali już głodu), dlatego tak, a nie inaczej ....
Teraz znacznie lepiej rozumiem sens twojej poprzedniej wypowiedzi :) Mimo wszystko warto pamietać, że narkotyki czynią poważne i czasami nieodwracalne spustoszenia w psychice. Mamy do czynienia z groźną i podstępną chorobą, a wobec osób chorych warto się zdobyć na szczególną wyrozumiałość, nawet jeżeli sami są za swój stan w dużej mierze odpowiedzialni. Myślę, że jednak łatwiej jest osobie uzależnionej uporać się z tym koszmarem, gdy pomoże jej ktoś, komu na niej zależy. Oczywiście często zdarza się tak, że wszystkie środki zawodzą, a osoby, które chcą pomóc pozostają bezradne. To smutne... , ale wierzę, że trzeba próbować.
zależy od konstrukcji, mnie na ten przykład nie gwałci, często puszczam go w nocy i przy nim zasypiam
Film rzeczywiście wywiera na widzu ogromne wrażenie. Ale czy reżyser sprowadza ten obraz do gwałtu na ludzkiej psychice? To kwestia odbioru. Ja REQUIEM odebrałem jako historię o ludziach i ich słabościach: historię momentami straszniejszą niż niejeden horror. Można oczywiście czepiać się, że w REQUIEM DLA SNU wiele scen jest zbyt dosadnych czy drastycznych. Ale takie moim zdaniem było zamierzenie reżysera: zaszokować widza i pokazać mu, że nie trzeba dysponować milionami do stworzenia dzieła jeśli nawet nie wybitnego to z pewnością wielkiego. Czy mu się to udało? Niech każdy oceni sam.
Mnie ten obraz rzeczywiście zdołował (o dziwo mocniej za drugim podejściem). Zastanawiam się teraz: jestem wrażliwy czy niestabilny emocjonalnie? Chyba oba jednocześnie.
Sarkazm jest wspaniały, bo darmowy.
Pozdrawiam.......
no więc tak zle mnie zrozumiałaś. Nie zarzucam ci tego że jesteś dziecina bo każdy z nas w pewien sposób jest dzieckiem ja również i jest to urocze i bardzo potrzebne.Chodziło mi raczej o to że przeraziło mnie troche Twoje podejście do filmu :D. Poprostu skoro Requiem dla snu uważasz za koszmar i gwałt na psychice to zastanawiające jest dla mnie co by się stało gdybyś była po drugiej stronie ekranu.:/ bo przecież film przedstawił co prawda ludzkie tragedie ale nie zdarzające się znowu tak rzadko. No wogule chyba cięzko radzisz sobie z powazniejszymi problemami czy jakimiś smutnymi sytuacjami?? Moja wypowiedż może i była chaotyczna ale nie sądze żebym sobie przeczyła, uważam że to tylko film- bo przecież nie przeżywasz tego, ale poza tym to bardzo dobrze zrobiony film. Naprawde jeden z nielicznych które mogą trafić do widza i dać cos w końcu do myślenia. A co do lekarzy itd. myśle że jednak mylisz się. Ta kobieta która bardzo chciała dostać się do programu telewizyjnego i lekarz który zapisał je te pigułki-miałam identyczną sytuacje w rodzinie. Tzn. z lekarzem nie z programem telewizyjnym. Poza tym uważam że nie jest to film o narkotykach ( choć może w pewnym sensie ) zgadzam się z moim poprzednikiem że jest to film o ludziach, ich słabościach, marzeniach i tragediach. A i jeszcze ktoś mi zażucił że jestem jedną z osób która mówi..." nie podoba ci sie Requiem to idż oglądnij Rogate Ranczo itd." Nic podobnego nie mówiłam choć w sumie jeśli ktoś uważa Requirm zza gwałt na psychice to widocznie jest to dla niego film za cięzki za bardzo obciążający psychike powinnien więc oglądać coś lekkiego nieprawdaż?? agata
Mogę cię zapewnić, że doskonale potrafię odróżnić prawdę ekranu od rzeczywistości. Co nie zmienia mojej opinii, że ten film bardzo silnie oddziałuje na sferę emocjonalną i psychiczną widza, nie jest to zresztą jedynie mój pogląd. W jednej z profesjonalnych recenzji (zaznaczam, że pochlebnej dla "Requiem") przeczytałam: "Obraz jest niezwykle zmysłowy, mamy wrażenie, ze doznajemy tego, co czują bohaterowie". Wbrew wielu opiniom nie uważam tego jednak za największą zaletę filmu. "Requiem dla snu" mogło być dziełem znakomitym, gdyby nie nadmierne aspiracje reżysera, żeby koniecznie wstrząsać i szokować. Zbyt mało w tym filmie jest miejsca i czasu na refleksje, zbyt mało pytań, a zbyt wiele gotowych odpowiedzi. Mamy tutaj (bardzo drastycznie) zobrazowane skutki uzależnień, a mgliście i niejasno pokazane są ich przyczyny. W końcu uważam, że jest to niestety obraz nazbyt stronniczy, chociaż zdaję sobie sprawę, że reżyser ma prawo do własnej oceny rzeczywistości. Zgadzam się, że wydarzenia pokazane w filmie są możliwe, ale nie w takim zestawieniu i w takim nasileniu. Wystarczy przyjrzeć się sylwetkom lekarzy i terapeutów – mamy tutaj pełny przegląd wszystkich możliwych patologii: psycholog wykorzystujący seksualnie swoją pacjentkę, lekarz bezmyślnie przepisujący leki psychotropowe, psychiatrzy wymuszający zgodę na leczenie elektrowstrząsami, po wcześniejszych nieskutecznych eksperymentach, w końcu dyżurny pogotowia, który na widok zakażonej rany wzywa… policję. Gdyby ten obraz potraktować poważnie to lekarz byłby ostatnią osobą, do której należy się zgłosić po pomoc. Na szczęście jest to jedynie margines, a nie reguła. Przykłady podobnego, jak to określił The Perfect Drug, przekoloryzowania mogłabym mnożyć w nieskończoność. W tym filmie mamy obraz rzeczywistości spreparowany na potrzeby reżysera - jest to obraz skrajnie pesymistyczny i przytłaczający. Abstrahując więc od kwestii estetycznych czy psychologicznych, nadal uważam, że „Requiem dla snu” nie jest filmem dobrym, a z pewnością nie jest filmem doskonałym. Zauważ też, że są osoby, które przekoloryzowania w tym filmie wcale nie dostrzegają i ja martwiłabym się raczej o nie.
Aha, dzięki, ze podpisujesz swoje wypowiedzi – to dobrze o tobie świadczy. Pozdrawiam!
No musze stwierdzić że teraz Twoje zdanie bardziej do mnie przemówiło.Może rzeczywiście traktuje ten film troche jak "świętą krowe" ale bardzo mnie zainteresowsał, może właśnie przez to w jaki sposób został przekazany. agata
----
Nie terapia, ale silna wola? W przypadku osoby uzależnionej o jakiejkolwiek silnej woli nie można już mówić, chyba że jako o kolejnym sposobie samooszukiwania się (ten aspekt uzależnienia akurat w filmie jest pokazany dość wiernie, chociaż moim zdaniem i tutaj występuje przerysowanie). Prawda jest taka, że jedyną nadzieją jest pomoc drugiego człowieka, bo samemu z nałogu się nie wyjdzie, poza tym trzeba chcieć z tym zerwać i uwierzyć , że jest to możliwe. Narkotyki nie muszą być drogą w jednym kierunku, bez możliwości powrotu, jak to przedstawia w filmie Aronofsky. Nawet jeżeli, jak gdzieś przeczytałam, odzwyczajanie sie od heroiny jest jedną z największych męczarni, jakie człowiek może sobie wyobrazić. A ta konkluzja, że osoby uzależnione są same sobie winne, czy nie sądzisz, że to jednak jest zbyt... okrutne? Czy mamy prawo do takich osądów?
----
Mam pytanie: czy byles kiedys uzalezniona ze tak mowisz?? Bo wiesz, przeczytac gdzies jak to jest a wiedziec jak to jest to jest wielka roznica. Ja sam tez nie uzywalem narkotykow, nie bylem/jestem uzalezniony i nie moge powiedziec ze obraz uzaleznienia jest przejaskrawiony.
Co do filmu - uwazam go za jednego z najlepszych jakie kiedykolwiek zobaczylem, po pierwsze dlatego ze naprawde niepotrafie o nim zapomniec. Moze to byl efekt rezysera? Nie wiem.
Wiem za to ze ten film odepchnal mnie jeszcze dalej od takich rzeczy (choc i tak bylem od tego daleko). Czemu mowisz, ze nic nie przekazuje? Pokazuje jak nie nalezy postepowac. Do czego prowadzi lekkomyslnosc, kilka blednych decyzji w zyciu. A zarazem pokazuje jak wiele mamy do stracenia, jakie marzenia mamy do spelnienia i ile jest sposobow aby je zrujnowac.
Film nie przekazuje niczego dobrego? Jak juz tu wspomniano, zdecydowana wiekszosc filmow konczy sie happy endem. Czy tak jest w zyciu? Nie sadze...
Life is Brutal.
Pewnie, ze sa ludzie ktorym sie w zyciu poszczescilo i wszystko sie wspaniale uklada, ale jest tez druga strona medalu...
Kazdy ma prawo do swojego zdania, po to jest forum aby je wyrazac, ale jest tez po to zeby sprobowac zmienic czyjes zdanie :)
Być może nie mam odpowiednich kompetencji, aby mówić z całą pewnością o przejaskrawieniach w filmie Aronofsky'ego, ale też nie prowadzimy tu debaty naukowej tylko luźną dyskusję :) Miałam pewne podstawy, żeby tak się wypowiedzieć, chociaż przyznaję, ze bliższa jest mi tematyka alkoholizmu niż narkomanii (chociaż na szczęście również nie z własnego doświadczenia).
Wracając do filmu. Naprawdę nie chciałabym negować czyichś indywidualnych odczuć związanych z tym obrazem - nie mam powodu, żeby ci nie wierzyć, że "Requiem" zniechęciło cię do sięgania po narkotyki. Moje wrażenia były po prostu inne, również dlatego, że nie zatrzymałam się na emocjonalnym (zresztą bardzo silnym) oddziaływaniu tego filmu, ale później już "na spokojnie" zanalizowałam jego treść. I doszłam do podobnych wniosków jak Lech Kurpiewski w swojej recenzji innego bardzo cenionego przez krytykę obrazu: (W "Mieście Boga" za dużo jest zabaw z formą, wskutek czego ta ostatnia zaczyna jakby trochę odstawać od treści. Formalne popisy reżysera są bowiem same w sobie na tyle atrakcyjne i tak absorbują uwagę widza, że ten wcale nie pyta, czemu mają one służyć. "Jak" zaczyna unieważniać "co", a "zakręcony" filmowy cudzysłów odbierać wagę takim pojęciom jak nędza, przemoc, śmierć.)
Raczej nie sądzę, żebym diametralnie zmieniła zdanie na temat "Requiem", ale wierzę w sens dyskusji, bo jak zrobili to bohaterowie "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" warto czasami "wejść na stół" i poznać inny punkt widzenia :)
mi sie film bardzo podobal. bylam na jego kinowej premierze. na ulotce pisalo ze po tym filmie nie bedziesz juz ta sama osoba co przedtem czy jakos tak (juz dokladnie nie pamietam...), ale szczerze mowiac wychadzac z kina nie czulam sie jakos 'inaczej':) fakt faktem film wywarl na mnie wrazenie bo do dzis pamietam niektore jego szczegoly i zdjecia:) film daje tez duzo do myslenia nie jest takim sobie przecietnym filmem o narkomanach. polecam takze film 'Pi'. pozdro