Ludzie! Jaki szanujący się narkoman ładuje sobie szprycę w jedno tylko miejsce - tym bardziej gdy wda się ono w zakażenie.
cała dyskusja jest oczywiście jak najbardziej na miejscu i rozumiem wszelkie zarzuty względem filmu.
ale. oczywiście mam małe ale.
zastanawia mnie, dlaczego mieliby ten film pokazywać w szkołach w ramach akcji walki z narkotykami, skoro powstało pełno innych mających właśnie taki cel, gdzie rzeczywistość jest rzeczywistością, a nie jak w wypadku requiem dla snu wymysłem autora?
po drugie, mam wrażenie, że rzeczy do których się - wybaczcie za słowo - przyczepiacie, są jakby symbolami, których nie trzeba głębiej rozpracowywać.
po trzecie, jeśli odciążycie swój umysł z racjonalnego myślenia, jeśli zostawicie te wszystkie "dlaczego?", "a po co?" na chwilę gdzieś daleko i pozwolicie samym sobie chłonąć ten film jako jeden wielki symbol, metaforę, troszkę psychodeliczną, będzie lepiej.
oczywiście mogę być w błędzie, nawet wielkim w waszym mniemaniu. jednak są to jak najbardziej moje subiektywne odczucia.
ten film pomimo ogromnej liczby nieścisłości zrobił na mnie wielkie wrażenie. szczególnie wątek - niby poboczny, bo wszyscy w tym filmie widzą tylko tę rękę Harrego - Sary Goldfarb, jej przemiane i wewnętrzny smutek i tęsknotę.
za synem za mężem, który wspierany barbituranami wpycha ją w karuzelę obłędu, z której trudno wysiąść.
zastanawiam się jeszcze, jak czytacie książkę, to czy w niej doszukujecie się takich nieścisłości z rzeczywistością?
a tak odnośnie czepiania się. to pierwszy post - "Jaki szanujący się narkoman ładuje sobie szprycę w jedno tylko miejsce - tym bardziej gdy wda się ono w zakażenie".
To zakażenie wdaje się w ranę, a nie na odwrót.
Widzę, ze ktoś mnie tu chyba rozumie jednak. Miło.
Co do Twojej wypowiedzi to tylko tu coś dopowiem:
"po drugie, mam wrażenie, że rzeczy do których się - wybaczcie za słowo - przyczepiacie, są jakby symbolami, których nie trzeba głębiej rozpracowywać."
Symbole są, ale to właśnie sprawia, że należy je rozpracowywać - może nie w tym sensie w jakim Ty tego słowa użyłeś, ale rozpracowywać tak, aby poznać ich znaczenia inne niż tylko dosłowne, doszukać się ich. Do tego trzeba być otwartym i mieć chęć.
Ja odnoszę wrażenie że owego znaczenia symboli o których tu mowa większość z nas doszukała się od razu. Może dlatego że wcale nie trzebabyło się go doszukiwać - ono po prostu w wyuzdany i bezczelny sposób samo rzuca się na oczy.
Typowe uroki współczesnego kina - zasada pierwsza: Widz to tępy półgłówek, któremu myślenie sprawia duży kłopot - zatem należy wszystkie wnioski i przemyślenia zaserwować mu w możliwie najprostrzej i najbardziej wyrazistej formie.
Ta zasada została w tym filmie wyegzekwowana aż do bólu. Zatem mając już za sobą "ambitne" doszukanie się owego "głębszego" znaczenia tej niezwykłej symboliki, przechodzimy do drugiej fazy programu - jak to określiliście: "rozpracowania jej w prostym i dosłownym znaczeniu". Stąd ta cała dyskusja...
Konieczne były pewne wyolbrzymienia, dla mnie jak najbardziej na miejscu, bo uważam, że to film przestrzegający przed nałogami a nie pomagający wyjść zeń. Bo jeżeli ktoś już będący w nałogu, tak jak Ty zacznie roztrząsać każdy szczegół to mała szansa, żeby film do niego przemówił.
Z tego co pamiętam (a film oglądałem już dość dawno) to nie było nigdzie powiedziane że oni ćpali speeda. Tylko matka głównego bohatera się tym szprycowała i dlatego biegała ciągle nakręcona a reszta bohaterów po załadowaniu sobie w kanał wyglądała raczej jak po herze albo kokainie. Zresztą jak już wspomniano ten film wcale nie miał pokazywać rzeczywistego życia ćpunów, od tego już były "Panic in Needle Park" albo chociaż "Trainspotting". Ten film miał na celu wywołać w widzu szok i obrzydzenie uzależnieniem narkotykowym. I tą rolę wydaje mi się spełnia idealnie.
Zgodze sie ze w filmie jest wiele niescislosci ale prawda jest taka, ze im w gorszym swietle ukarze sie narkotyki tym mniej ludzi bedzie miala ochote sprobowac. Prawda jest taka ze po obejrzeniu tego filmu w życiu nie tkne narkotyków. I w ten sposob powinno sie pokazywac je w telewizji.
No właśnie drogi Martinie - problem w tym że nie za bardzo.
Z twojej wypowiedzi wnioskuję że być może Ty należysz do osób którzy ulegają podobnej propagandzie i wierząc na słowo iż coś jest gorące nie biorą tego do rąk. Niestety muszę Ci oznajmić że dla wielu taki film wręcz odwrotnie - stanowi specyficzną formę zachęty aniżeli przestrogi.
Prawda jest taka że człowiek ma masochizm we krwi - jest jak wojownik poszukujący coraz to większych wyzwań i ekstremalnych doświadczeń. I gdy taki wojownik zauważa (chociażby na Requem) jak wielkim doświadczeniem jest znajomość z białą śmiercią, a tym bardziej jak wielkim wyzwaniem umiejętność jej okiełznania - powiada wówczas - Oto ma kolejna próba.
"Ci frajerzy którym użynają ręce na filmach są żałośni - ale nie Ja. Ja podołam wyzwaniu i nie pozwolę zrobić z siebie szmaty. A dlaczego? A dlatego że jestem największym i najbardziej pewnym siebie cholernym egocentrykiem"
No i niestety w owym przypadku wspomniany egocentryzm nie służy przy pierwszych kontaktach ze staffem - mimo to wojownika nie zrazisz jednym sparzeniem - przeciwnie. Będzie próbował dalej aż zacznie mu się podobać. Wówczas postanowi że czas podnieść poprzeczkę i sięgnąć po coś cięższego - lecz ani raz nie przyjdzie mu do głowy że wbrew temu co o sobie myśli nie różni się niczym od tej całej reszty z żekomo słabszą siłą woli. Nigdy nie uwierzy że z pewnej drogi może już nie być powrotu nawet dla niego. Taki film mu tego nie uświadomi. Uświadomi sobie dopiero gdy sam tego doświadczy.
Pozdrawiam :)
Ja może błednie zakładam ze film ten obejrzą ludzie inteligenti, widziałem skutki brania narkotyków, amfetaminy i mocniejszych oraz widziałem ten film i powiem ze przesadą jest pokazywanie kolesia, który wbija sobie igłę w rane gdzie wdała się infekcja ale ich stan psychiczny moim zdaniem był dobrze pokazany. A każdy kto po tym filmie stwierdzi, że chcę się z tym zmierzyć nie okaże się kimś lepszym lecz po prostu głupcem.
hmm film ten obejrzałam już jakieś 3 lata temu. Zgadzam się z wypowiedziami właściwie większości użytkowników, którzy polemizowali tu na temat tego filmu. A dlaczego sie zgadzam? Ponieważ w każdym poście znajdzie się trochę prawdy. Jestem tym filmem oczarowana, może to duża zasługa muzyki, która wplynęła na moją ocenę, ale nie o to mi chodzi. Obejrzałam ten film kiedy mialam 16 lat i nie potraktowałam go jako " moralizotorskiej opowiastki". Zdaję sobie sprawę doskonale z tego, że wiele ( a może i większość) z historii bohaterów jest zbyt wydumana, że niektóre sytuacje są mało prawdopodbne, ale jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza. Po co mam oglądać coś "zwykłego"? Mam to na co dzień. A codzienność w filmach kojarzy mi się niestety tylko z polskimi, kiepskimi telenowelami, które kipią nudą. Przynajmniej dla mnie. Mimo wszystko film mną wstrząsnął. Po prostu dla mnie przedstawia jakąś wartość. Mimo tego, że zdaje sobie sprawę z jego niedociągnięć. POzdrawiam wszystkich wypowiadających się.