film o samotnosci... pamietam - ogladalem go na "delirycznej nocy filmowej" w ruinach starego teatru. Zrobil na mnie niesamowite wrazenie... Przez ostatnie 15 minut siedzialem zahipnotyzowany, wpatrzony w ekran a moje serce uderzalo w rytm niesamowitej muzyki... podczas przerwy po tym seansie, 100 osob wyszlo na zewnatrz, wszyscy palili i nikt nie odezwal sie ani slowem... wydaje mi sie ze to najlepszy komentarz do tego filmu...
A co do tresci: film o samotnosci, o ucieczce przed nia w zludny swiat narkotykow... efekt: kazdy z bohaterow zostaje na koncu sam... i wydaje mi sie ze w glownej mierze o tym opowiada film.
Moim zdaniem to dzielo sztuki, dograny w najdrobniejszych szczegolach...
drugi raz nie mialbym odwagi go obejrzec...