Uwaga! To jest topic, w którym swoje opinie na temat tego tytułu, będą wyrażać uczestnicy naszej zabawy filmowej.
Chcesz dowiedzieć się na czym polega zabawa? Patrz tutaj: http://www.filmweb.pl/blog/entry/446266/II+edycja+naszej+wspania%C5%82ej+zabawy+ filmowej%2C+czyli+Zabawa+2.html
Dyskusje z uczestnikami zabawy i komentarze do ich opinii są mile widziane.
---
Uwaga, poniższe komentarze mogą zawierać spojlery zdradzające treść filmu!
Rocky Balboa jest drugą najlepszą częścią. Bije wszystkie oprócz jedynki.
Większość podanych przez Błękita wad nie jest wadą tej części, ale tych poprzednich.
Jeśli chodzi o samą postać Rocky'ego to jej zmianę na lepsze obserwowaliśmy przez wszystkie kolejne części. Jego nauczyło życie, pozwoliło stać się dobrym człowiekiem. Nie był to żaden chwyt, tylko konsekwencja biografii na którą składają się wszystkie części. Filmy z serii wykreowały bohatera kompletnego pokazując większość jego życia.
Lepiej tego nie dało się zrobić.
Co do stylu a'la MTV. W taki sposób w skrócie pokazuje się walki bokserskie w telewizji, przez co film zyskuje na realizmie. Wykonanie prawie genialne.
A Wściekłego byka w najbliższym czasie planuję obejrzeć.
Ja nie wątpię, że te wady w poprzednich częściach są bardziej widoczne, ale ja ich sobie tu nie wymyśliłem. Rozumiem po prostu, że wady te dla innych wcale wadami być nie muszą. Rozumiem też, że ten Rocky to dobry człowiek mógł być, ale po co podkreślać to na kazdym kroku?
Walka bokserska nie wygladala dokladnie tak jak w TV (kilka walk w zyciu obejrzałem), i nie mam tu na myśli tych filmowych wstawek nie wyglądających dokumentalnie. Za krótkie ujęcia, za szybki montaż, czyli ogólnie efekciarska przebejowość - oto styl MTV, który jest cool, ale przez który czasem nie widać kto komu w ryj daje.
Bo w tej walce walka nie jest najważniejsza. Chodzi o wspomnienia. Nie jest ważne kto komu daje w ryja.
A ta dobroć, moim zdaniem, wcale nie jest na każdym kroku pokazywana. Pokazane zostało życie codzienne bohatera, które tak właśnie wygląda.
Może to się wydawać niektórym dziwne, ale ja ponownie obejrzałem ten film.
Jest on najlepszym prezentem jaki mógł mi dać Sly. Dzięki niemu będę miał co oglądać przez najbliższe pięć lat. Myślę, że obejrzę go w tym czasie z 40 razy, tak jak Rocky IV.
Mojego subiektywnego zdania, w którym mitologizowałem ten film, obalać nie zamierza, po prostu tym razem w skali 1-10 wystawię możliwie najbardziej obiektywną ocenę.
Podczas drugiego seansu dostrzegłem, że większość postawionych zarzutów temu filmowi jest bezpodstawnych i że sama walka jest pokazana dokładnie tak jak w poprzednich częściach i że nie została wcale sztucznie skrócona.
8- /10
Twoje zdanie. Z ta walka, to chodzi nie tyle o nią co o całą drugą polowe filmu, w której zaburzony zostaje jego rytm. No i mi to przeszkadzalo.
Tak jak Rocky odżywa, tak film odżywa i ze smutnego, nostalgicznego klimatu robi nam się show sportowe. Mi to się podobało :D
Wiesz, patryk? To jest jednak dziwne, że obejrzałeś jeszcze raz ten film. To wygląda jakbyś przestraszył się tego, że ze wszystkich osób, które zamieściły tutaj swoje recenzje dałeś najwyższą ocenę:) Ale to tylko moje przypuszczenia:D
Nie masz racji. Ja ten film będę oglądał raz w miesiącu tak, jak większość poprzednich części :D
A Pana Stallone dodałem do ulubionych :D
Wiem, że dodałeś Stalowego do ulubionych:) Wspomniałeś o tym u siebie na blogu.
Zaraz, ty oglądasz każdą część raz w miesiącu!:) Maniak!:D
Nie każdą. Kiedyś oglądałem raz w miesiącu część czwartą, teraz będę tak robił z IV.
Dziwne, że najgorsza część (no dobra, druga najgorsza część, przecież jest jeszcze piątka) może być jednocześnie najbardziej uwielbianą:D
Hmm jedynka jest najlepsza i ten film tego napewno nie zmienił. "Rocky Balboa" przedstawia bohatera tak by wzbudzić w widzu sympatie do niego, a można by dać jakieś wady... Pierwsza część filmu jest dużo lepsza od drugiej, gdzie wszystko za szybko zaczyna się dziać. Mocną stroną filmu jest montaż i muzyka odpowiednio dobrana do akcji. Fani Rockyego powinni szaleć z radości oglądając ten film, ale inni ludzie nażekać też nie powinni... Ogólnie film jest dobry ale można by go zrobić jeszcze lepiej. Jak? Tego to nie wiadomo:)
7/10
ja mysle, ze mozna bylo lepiej, ale nie, nie mam zadnych propozycji
swoja droga motyw z restauracją wydaje sie być zerżnięty/pożyczony z "Wscieklego byka"
zerżnięty/pożyczony
różnica między tymi wyrazami jest spora
jeden tą cechę określa jako wadę, a drugi jako zaletę :D
A co miał mieć? Salon fryzjerski dla psów, czy gabinet stomatologiczny? ;-)
Restauracja, knajpa, lokal, pub jest miejscem uniwersalnym i to głównie restauracja "występuje" w filmach i nie mówię tu o "Zaklętych rewirach".
Patrzcie na "Leona zawodowca", "Chłopców z ferajny", "Drogę smoka", "Podziemny krąg", wsp.wyżej "Wściekły byk" i multum innych filmów...Wszędzie mamy motyw knajpy, bez względu na gatunek filmu.Kumacie?
Po prostu lepiej się buduje klimat wokół knajpy, niż wokół szkoły, czy zakładu szewskiego.Więc nikt od nikogo nie zerżnął...
A poza tym film jest znakomity 10/10.
Tyle, że Sylwek był przed Martinem i to Sylwek jest twórcą kina bokserskiego, i to Marty się prędzej wzorował na Sylwku...
Zanim powstał "Wściekły byk", Sly zdążył nakręcić dwie części "Rocky'ego", nara!
PS- "Wściekły byk" jest OK:-)
:D
motyw restauracji w filmie sportowym, a dokladniej bokserskim, (ciezko jednak "Byka" tak wlasnie zakwalifikowac, jest to krzywdzace dla tego co ma do zaoferowania) w momencie, gdy kariera bohatera jest skonczona - bohater zyje z restauracji, ktorej jest szefem i w ktorej opowiada gosciom o swoich wyczynach
to chyba roznica miedzy jakąkolwiek restauracją, a barem z "Chlopcow zferajny"?
o różnicy napisal juz za mnie Kyrtaps
watpie, aby Scorsese na Stalowym sie wzorowal - jest roznica miedzy podobnym tematem (historia boksera - w sensie film jako taki w tym samym gatunku i o sporcie takim samym mówiący), a podobnym wątkiem (ta przeklęta restauracja)
smutne,m ze musze to wyjasniac, przyklad z barami to padaka, bez obrazy:)
i zapisalem swoje mysli łajzowato, na tyle, że boje się, iż znowu zrozumiany nie zostane, ewentualnie wyjasnie jasniej
he
"Tyle, że Sylwek był przed Martinem i to Sylwek jest twórcą kina bokserskiego, i to Marty się prędzej wzorował na Sylwku..."
A przed Sylwkiem było jeszcze wiele innych filmów "bokserskich". Ja osobiście widziałem jakieś pięć albo i więcej, nakręconych jeszcze w latach 30-tych i 40-tych. Można powiedzieć, że Stalone spopularyzował takie kino, ale na pewno nie jest jego twórcą. Poza tym, z tego, co wiem "Wściekły byk" jest filmem opartym na faktach, prawda? Więc jeśli już Marty wzorował się na kimś, to nie na Sylvestrze, tylko prawdziwym bokserze (w tej chwili nie pamiętam jego nazwiska).
Jake La Motta...
OK, Sylwek spopularyzował ten rodzaj kina i to jak!
Bo przed nim było cienko.Ponoć Paul Newman też grał dawno temu boksera...
Co do Martina, wiem że "Wściekły byk" jest na faktach ale chodziło mi, że niewiadomo czy gdyby Sylwek nie "rozkręcił tego biznesu", to czy Marty wpadłby na tę koncepcję o La Mottcie ;-)
Zresztą idolem dla Sylwka był zabójczy, fenomenalny Rocky Marciano...
no patryku spotykamy sie ponownie i to jakże wesoło
widzę ze nie szczędziłeś klawiatury nad tym filmikiem ale czasu czytać tego nie mam
no powiedzmy ze brałem udział w tej zabawie
film przedni taki "sout park" taka seria zombiakow wszelkiej maści a do tego jaki humor
nie mogę oprzeć sie warzeniu ze sylwek z przymrużeniem oka na starość potraktował cale swoje starania nad ta seria "joggin z psem no po prostu moc" beka ładna.
film ten jest miotaniem (źle symbiozą) pomiędzy sentymentem do przeszłości a ukazywaniem/czuciem jej śmieszności. świetnie to wszystko wyszło. film głęboki niesamowity, inteligentny, uczuciowy a zarazem idiotyczny, rozbrajający, debilny i ckliwy coś pięknego.
nie wiem jak mu sie to udało ale podejrzewam ze było w tym trochę zamysłu ale wiele i szczęścia
bardzo mile odczucia po seansie. najważniejsze jednak jest chyba to ze poczułem prawdziwa istotę reżysera, jego prawdziwe ja.
dzięki temu przymrożonemu oku kamery. no i przezabawna również scena walki stylizowana na transmisje telewizyjna
jedno z najlepszych dziel kina rozrywkowego
ps. jak tam poszło w lipcu z twoja etiudą ?
lubię poczytać takie rozmówki!
uchowało się jeszcze troszkę prawdziwie filmowych głów na filmwebie.
''Rocky Balboa'' - to tak jak powiedział KYRTAPS film którego nie dało się zrobić lepiej, widzimy tu pełne oddanie Stallone'a dla postaci Rocka. Coś doprawdy unikalnego i mitologizowanie tej serii jest jak najbardziej na miejscu.
"[...]który nie chcąc wypaść z formy w wolnych chwilach toczy jeszcze towarzyskie walki z nieznanymi, młodymi bokserami"
to z opisu dodanego przez Kryptasa. Oj chyba nie uważnie oglądałeś ;/
O filmie nie powiem, że zły, ale na pewno można było lepiej.
Trochę niespójny był motyw z tą babką i jej synem. Fajny pomysł przywołanie samej postaci z wcześniejszych części, ale rola jej syna bez sensu. Właściwie kompletnie nic nie wnosi, a niby to nowy, młody kumpel Rocke'go. Nawet jest w jego sztabie podczas walki.
Sama walka już chyba nie mogła być lepiej obmyślona. Fajnie, że Rock jednak przegrał. Choć może trochę przegięcie ze złamaniem ręki(że jak ją złamał?).
Fakt, że sama walka nierealna, ale to przecież Rocky, więc tu bez zarzutów. Film nie tylko dla tych przecież co się znają na boksie ;)
Sceny z przeszłości, nostalgia z żoną, problemy z synem uważam za słabe. Tak sentymentalne, że aż śmieszne. No ale od reżyserki Sly'a trudno oczekiwać mokrych chusteczek ze wzruszenia.
7/10, nawet biorąc poprawkę, że to nie "normalny" film tylko jednak Rocky.