NARRATOR
Jego słowa już na starcie klarują sytuację. Produkcja nie jest przeznaczona dla osób normalnych. Zostaliśmy ostrzeżeni, co niejako wybija nam z ręki możliwość późniejszej konstruktywnej krytyki. Narrator (jak i twórcy) stara się nas zapewnić iż jest bezstronny (np. graffiti na którym zasłania się przed tęczą parasolką). Jak sam mówi: "Nie ocenia..."...ALE stwierdza iż osoby w korkach i tłumy na skrzyżowaniach są nudne jak ich życia a szczęśliwe, wspierające się i funkcyjne rodziny są, cytuję: "Ugh". Narrator kłamie prosto w oczy bo tak naprawdę stawia się w kontrze do jak to sam określa staroświeckiego porządku.
WĄSY
W rodzinie Willoughby rosną jednocześnie u kobiet i mężczyzn. Co więcej ten stricte męski atrybut mogą posiadać nawet dzieci. Nie ma tu dyskryminacji ze względu na płeć czy wiek a rosną one tylko w dwóch przypadkach:
a) "Na obrazach przodków", czyli w domyśle podczas dokonywania czegoś konstruktywnego i pozytywnego (praca naukowa, malarstwo, sport itd.) Kluczowy dla całości jest tu stosunek Tima do wąsów, jest nimi oczarowany i chce je zdobyć jak dziadkowie (przynajmniej na początku)
b) Podczas małżeńskich figli. Zależność jest prosta, więcej pieszczot/seksu większe wąsy a wiemy to wprost z jednej ze scen. Jest to symbol dumnie noszony przez Komandora który stoi w opozycji do przodków Tima. Niestety już przy pierwszym spotkaniu porzuca wcześniejsze plany słowami: "wspaniałe wąsy" mając w domyśle Melanoffa.
RODZINA
Relacja tylko pozornie jest karykaturalna i komediowa jak twierdzi narrator. Rodziny dobre (np. Waltersów, składająca się z dwóch panów i dwóch chłopców) są oddzielone grubą kreską od tych złych jak z tytułu u których występują:
-rękoczyny (stawanie na głowie dziecka)
-przemoc psychiczna i karanie za podstawowe potrzeby (kara w piwnicy)
-przedmiotowe traktowanie (zwroty typu: synu)
-brak miłości (słowa Ojca)
-niezdolność do zapewnienia podstawowych potrzeb (resztki z obiadu)
-zacofanie (nie wiedzą co to internet i skąd się biorą dzieci)
Są tu wyjątki ale podział jest niestety bardzo wyraźny. Negatywne nacechowanie jest ogromne w porównaniu z finalnym szczęśliwym tworem (Komandor + Nania + dzieci + Ruth + kot)
FABRYKA TĘCZY vs TRADYCJA
Czyli symboliczne odzwierciedlenie idei neomarksistowskich stojących w kontrze do tradycyjnego modelu rodziny, religii katolickiej wraz z zapleczem. Najczytelniejsze jest to w scenie gdy dzieciaki opuszczają dom. Pierwsze kroki stawiają niepewnie i co istotniejsze idą pod prąd a nie z tłumem. Z lewej strony autobus z reklamą "Lickety TWIST melanoff's" z prawej afisz z zakonnicą w aureoli. Ten konflikt przewija się przez całą produkcję przy próbie jednoczesnego ośmieszenia starego porządku (np. Idealna rodzina próbująca kupić dom) Sama tęcza w mniemaniu dzieci jest obiektem ich pragnień, na co wskazuje smutna piosenka Jane. Przy pierwszej sposobności postanawiają więc pozbyć się rodziców i dołączyć do Komandora a zdania nie zmieniają nawet na szczycie gdzie tli się ostatni miłosny pocałunek męża i żony. Jak podsumowuje to Tim: "Nie ma nadziei". Zaangażowanie w tęczową ideologię jest tak głębokie iż pierwszym co dostrzega w niani jest kolejny dorosły ze swoimi opresyjnymi zasadami. Jak sam to nazywa, próbuje wyprać mózg Jane.
ATAK D-DOS na SYSTEM
Obrazowe niszczenie domu pod nieobecność rodziców i inne perypetie sprowadzają na głowę urwisów odrobinę realizmu...Department of Orphan Services. Afro-mama ostrzegała przed systemem, więc pozostała tylko walka o wolność. Finalnie dochodzi do przekabacenia (certyfikat z pieczątką) organizacji co ma być symbolicznym przyzwoleniem społeczeństwa dla rodzin LGBT+ i wszelkich innych konfiguracji.
SZCZEGÓŁY
Można się doszukać w produkcji także innych smaczków które uzupełniają obraz jaki forsują twórcy. Plakat z filmu "Accidentally Married 2", odwołania do książki "Pollyanna" Eleanor H. Porter, zachwyt rockandrollowca wyjętego z 1968 r. tęczowym wehikułem, feministyczne oskarżenie Tima przez siostrę, operacja "Kevin sam w domu" która znaczeniowo jest jak wyjęta z anarchistycznego podręcznika. Twórcy nie odpuszczają widzom nawet gdy przelatują napisy końcowe bo w treści piosenki padają słowa będące bzdurną autorefleksją i skruchą:
"All of my life , I thought I was right
Looking for something new
Stuck in my ways Like old-fashioned days
But all the roads lead me to you"
Parafrazując Geralta z Rivii: Netflix, Netflix ty chu*u. Wspaniale złożona, kompleksowa PROPAGANDA. Jedynym przebłyskiem rozsądku zdaje się tu być malutka Ruth która z przejedzenia słodyczami rzyga tęczą, 10/10 dentystów lubi to. Niestety nawet ona poległa i przyjęła mięsne protetyczne wąsy.
PS: Zagadką pozostają tylko dzikie kaczki uzależnione od słodyczy, o co chodziło twórcom?
Jak można wyprac mozg niewłaściwym wychowaniem,że potem wyrasta taki dziwny, paranoidalny człowiek jak Ty autorze tych durnych wywodów?