Miałem dosyć spore oczekiwanie co do "Romance & Cigarettes", ze względu na produkcję braci Coen oraz stołek reżyserski, na którym usiadł John Turturro, aktor, którego głównie kojarzę z niezapomnianej roli Jesusa w "Big Lebowski" =D Trudno pisać o tym filmie, tak samo jak trudno go sklasyfikować. Nie jest to ani musical, ani komedia, ani film romantyczny. Jeśli już mam go jakoś nazwać to użyłbym słowa "pastisz". Znajdziemy tu wiele kiczu, przerysowanych postaci oraz humoru. Niektóre hasła naprawdę rozwalają (" - Nie jestem dziwkarzem, klnę się na grób mego ojca. - Och, kolejny dziwkarz!", "Powoli, powoli, a słoń mrówkę wypierdoli"). Bohaterów też można od razu polubić. Ojciec, który zdradza żonę i postanawia sie obrzezać (James Gandolfini), jego żona, która usiłuje zabić kochankę swego męża (Susan Sarandon), owa kochanka (Kate Winslet), robotnik, który marzy o przeleceniu tenisistki, która będzie trzymać piłkę tenisową między nogami (Steve Buscemi) czy też córki rockmanki. Pod względem aktorskim film trzyma mocny poziom, szczególnie oklaski należą się Kate Winslet, która chyba nigdy nie splamiła się choćby przeciętną rolą (nie widziałem "Titanica" :D ) oraz Steve'owi Buscemi. Winslet wprost nadaje się do ról nienormalnych i wyuzdanych kobiet, polecam choćby obejrzeć rewelacyjnego "Zakochanego bez pamięci", chociaż to dwie zupełnie inne postaci ;) Skoro na razie obraz chwalę, to czemu dałem dosyć niską ocenę? Po pierwsze - za dużo piosenek. Nie przepadam za musicalami, do tego utwory oraz choreografia mnie również nie przekonały. Spotkamy się tu z takimi utworami jak "Delilah" Toma Jonesa, "It's a Man's Man's Man's World" Jamesa Browna, "Piece of My Heart" Janis Joplin i "Trouble" Presleya. Z nazwy nikt nie kojarzy, ale same piosenki pewnie wszyscy słyszeli :P Niektórym pewnie takie klimaty się spodobają, ale ja nie należę do takich osób ;) Jedynym mocniejszym momentem jest taniec Winslet w oknie przed strażakami. Film posiada również dosyć średnie zdjęcia oraz jest nudny. Wydaje mi się, że Turturro jest lepszym scenarzystą aniżeli reżyserem. Cóż, "Romance & Cigarettes", właściwie można kochać lub nienawidzić. Jedni z pewnością uznają to jako powiew świeżości w kinie i zachwycą się nad ilością kiczu w filmie, innych odepchną "pieprzne" dialogi i forma musicalu. Ja jestem gdzieś pośrodku, mimo wszystko naprawdę warto obejrzeć, choćby dla tych kilku naprawdę prześmiesznych scen. 6+/10