Widziałam ten film dziś na festiwalu w Kazimierzu i ogólne wrażenia mam pozytywne. Przed seansem nie wiedziałam zupełnie nic na temat tego filmu, dlatego końcowy "zwrot akcji" (jeśli można to tak nazwać) trochę mnie zaskoczył. Duży plus dla "Słonia" za realizm - kwalifikuję się jeszcze do nastolatków i czułam w tym filmie typowo szkolną atmosferę. Jedyne różnice wynikają z różnic między polskim a amerykańskim szkolnictwem i kulturą. Brak muzyki rekompensują efekty dźwiękowe, na przykład kiedy w stołówce Alex planuje atak, hałasy robią się coraz głośniejsze. Minusy to długie ujęcia osób idących korytarzem, które może i budowały atmosferę, ale z początku były trochę męczące, a także wtrącony na siłę wątek homoseksualny (możecie sobie mówić o dwóch chłopcach, którzy mieli zginąć, ale jak dla mnie faceci całujący się pod prysznicem to homoseksualizm). Ale "Słoń" to film łamiący stereotypy i dlatego mi się podobał. Odradzam miłośnikom wartkiej akcji, polecam szukającym czegoś ambitniejszego :)
Na razie jestem zbyt wymęczona upalnym Kazimierzem, żeby się rozpisywać, ale jedna sprawa - nie każdy pocałunek między dwoma osobami tej samej płci to od razu wątek homoseksualny. IMHO to nie miało na celu pokazania niczego ze sfery seksualnej, tylko chodziło o ich brak doświadczenia w życiu, o to, że nigdy się nie całowali, że w sumie inni mieli jakieś dziewczyny, życie towarzyskie, a oni tylko siebie. Poza tym, wiedzieli, że tego dnia umrą. Gdybym była dziewicą, za 20 minut miałby być koniec świata, a obok stałby całkiem znośny facet, to bym się długo nie zastanawiała ;). (Reżyser powstrzymał się już od aż takich scen, ale to miało być symboliczne.)
O Bogowie, dlaczego wszyscy zwracają tak dużą uwagę na jeden pocałunek, już więcej "homoseksualności" było w rozmowach z tego kółka homo-hetero ;). Czy tylko to było w tym filmie? I czy to pierwszy taki pocałunek na ekranie? ;)