...Ale podziwiam Artura, że zdobył się na odwagę i to zrobił.
Choć nie do końca mu się to udało i to nie tylko moje zdanie... ;)
Sam pomysł był całkiem niezły, ale moim zdaniem skoro to miał być prequel FILMU a nie książki to należało to zrobić staranniej i nawiązywać do filmu, co zupełnie trudne nie było.
A tak powstało coś... dziwnego
Nie mówię, że to było złe, ale powoduje jakiś dziwny i zupełnie niepotrzebny dysonans.
Aktorzy zagrali to świetnie - od pierwszego wejrzenia zakochałem się w Anieli (nie wiedzieć czemu nazwanej tu Nachajką, a nie Anielą)
No ale tu akurat obiektywny nie jestem, bo kocham Paulinę i ona zawsze mi się podoba ;)
Mania Pawlakowa też była świetna - jej rola jakoś tak powoli się rozwijała, ale również dała radę ;)
I ogólnie "klimat" był zachowany - to na plus.
Ale całej reszty tego bałaganu to nie pojmuję.
Dlaczego oni byli tacy młodzi jak jechali do Polski?
Jakim cudem gdzieś się zapodziała babka Pawlakowa???
Przecież bez Pani Leonii cała trylogia po prostu nie istnieje!
Takie drobiazgi jak kogo kosą młody Pawlak zawadził, to już zupełnie pomijam...
Najbardziej to się jednak cieszę, że za to nie wziął się jakiś... Napletflix...
Bo byśmy się dowiedzieli, że Aniela nie była Ukrainką, tylko normalnie jakąś murzynką z Ugandy i Jadźka by miała na imię Afiya.
A Witia by był jakimś... gejem (tfu!)
I wtedy Ania by się nie urodziła!
A wtedy to by w Polsce wybuchła rewolucja!!!
Bo bez Pani Ani polskie kino nie ma żadnego sensu... ;)
Ale obejrzyjcie koniecznie i wyróbcie sobie własne zdanie.
Jakiekolwiek by ono nie było ;)