Zwiedziony negatywnymi recenzjami, szedłem do kina z przekonaniem, że obejrzę kolejny średnio udany film Olivera Stone’a, a tu niespodzianka, najlepsze co zrobił od czasu „Męskiej gry”. „Savages” dostaje się od krytyków za brak społecznego komentarza odreżyserskiego i kompleksowego opisania rynku narkotykowego. A big F deal. Wciskanie na siłę tego pierwszego niemal udupiło znakomite „Killing Them Softly”, to drugie było wałkowane w kinie i telewizji tyle razy, że doprawdy nie wiem jakich jeszcze odkrywczych wniosków można by oczekiwać po „Savages”. Stone postawił na konkrety, prostą historię małych płotek dilujących marihuaną, które muszą stawić czoła meksykańskiemu kartelowi, napędzaną szybkim tempem wydarzeń (pierwsza godzina mija jak z bicza strzelił), nie pozwalającym na zbyt długie momenty oddechu.
Nie oznacza to jednak, że fabuła jest nieskomplikowana, duże spektrum – barwnych - bohaterów pozwala na wielowątkową historię, w której mamy wszystkiego po trochu. Od męskiej przyjaźni począwszy, poprzez miłosny trójkąt, skomplikowane relacje kryminalnego półświatka, zdziczenie obyczajów, spiski, napady, korupcję, na rodzicielskich problemach szefowej kartelu kończąc. Aktorsko jest różnie, młoda ekipa szału nie robi, ale bez większych wpadek wykonuje swoją robotę, ustępując jednak pola starszym kolegom po fachu, ze wskazaniem na Latynosów – świetną Salmę Hayek, oraz cudownego w swej obrzydliwości Benicio Del Toro. Gdzieś na drugim planie przemyka jeszcze John Travolta, który zawładnął kilkoma znakomitymi scenami. Zdecydowanie warto zignorować negatywne opinie i rozważyć wypad do kina.
Oliver Stone swoją drogą, jak się okazało z artykułu o filmie umieszczonym w Empire, jest prawdziwym znawcą i smakoszem marihuany. Kilka cytatów:
„Vietnam weed was great back In the ‘60s. Thai weed was the most prized and the most expensive. Mexican weed was always cheap.”
“Certainly the Jamaican weed in ‘70s was knockout. I remember going to Jamaica and… I don’t remember anything else! I got in the cab at the airport and the driver gave me a spliff. The next thing I remember, it was two weeks later.”
“I even went to South Sudan, which was unbelievable, fighting the Islamic North. They have great ganja! But California in the last decade has developed the strongest and most potent weed, with THC levels that are incredible. There’s a great mix of sativas and indicas and they’re selling legally all over the place. You can get a prescription and it helps you with your pain and your health and it helps you balance your life out and it’s a beautiful plant. We should worship it.”
:)
mam bardzo podobne odczucia względem tego filmu. Bardzo przyzwoite kino rozrywkowe. Takie powiedziałbym na nieco wyższym poziomie niż oferuje nam większość produkcji hollywoodzkich. To nie jest Oliver Stone, który sili się na morały i komentarze. To Oliver Stone, który jest doskonałym rzemieślnikiem. Fantastyczne zdjęcia, dobra muzyka. Rewelacyjny Del Toro, Travolta ma też swoje 5 minut, reszta zagrała też całkiem całkiem. Generalnie kawał dobrej rozrywki zdecydowanie przeznaczony do oglądania na dużym ekranie... Wolę, żeby Stone robił takie kino niż koszmarki w stylu "Wall Street 2"