Wczoraj byłam na tym filmie i zapragnęłam podzielić się swoimi paroma impresjami.
Niestety... w wielu poprzednich tematach pojawia się wątek wyglądającej jedynie, a
absolutnie nic nie wnoszącej do filmu Blake L. (tudzież O.) i przemocy, która (czego bardzo
nie lubię) kazała mi zasłaniać oczy w krytycznych momentach (podobnie jak chłopiec, który
dostał "za nic" kulkę w łeb, ja również jestem wrażliwa). Można stwierdzić, że to typowa
amerykańska szmira, z przewidywalnym schematem, meksykańskim klimatem i ziołem w
tle. No, ale chyba byłabym niesprawiedliwa - film uratowała świetna gra Benicio, mimo, że
obsadzonego w roli czarnego charakteru - fenomenalnego!