Stone wraca do patentów z lat 90tych, bawiąc się w skakanie z konwencji na konwencje i zapewniając widzowi rozlew krwi i gadaninę niczym u Tarantino. Savages to na pewno nic nowego, ale i tak mnie urzekło luzem i sporą dawką czarnego humoru.
Seans niesamowicie wciągający i można przymknąć oko na przesadni eklektyzm. Zwłaszcza że obsada jest bardzo interesująca (tylko Travolta mnie nie przekonał) choćby obiecujący Taylor-Johnson który jest kolejną gwiazdą "Chatroomu" której udało się wybić.
Zakończenie niestety nietrafione, ale i tak Stoine sam sobie udowodnił że mogło być jeszcze gorsze, więc i to wybaczam...