Narratorka ma na imię O i poza gadaniem z OFF-u jej jedynym zadaniem w tym filmie jest wydawanie nieswoich pieniędzy w galeriach handlowych, bycie damą w opałach oraz seks z dwoma facetami. Czasem jednocześnie. Jej jedyną zaletą jest to, że nie musiałem wysłuchiwać jej głębokich jak "Zmierzch" rozważań, z którym powinna sypiać - zamiast tego po prostu sypia z obojgiem i już. Zła wiadomość polega na tym, że to jest też jedyna zaleta całego filmu.
Kochankowie O pracują w branży narkotykowej - ich towar jest prawie 10 razy lepszy niż u konkurencji, więc kartel z Meksyku chce z nimi pracować oraz poznać ich receptę - wszystko po dżentelmeńsku, z jasnymi warunkami kontraktu. Aha, ale zanim to nastąpi to kartel wyśle im maila z filmikiem, na którym dekapitują 7 osób piłą mechaniczną. Tak, to jest tak żałośnie jak na to brzmi.
Kochankowie powiedzą: "Chyba jednak się nie zgodzimy", więc kartel postanowi wykonać każdy schemat z kiepskich filmów - po kolei, jeden po drugim. Od żałosnego, nieuzasadnionego grożenia, poprzez porywanie "damy w opałach", na strzelaninie w której wszyscy giną (widzowie też - z nudów) kończąc. Brakuje tylko Seagala i polsatowskich reklam co 20 minut.
Jednak to nie bohaterowie bez osobowości i historia z filmów klasy Z są tu największą wadą. Najgorsze jest tu zwlekanie z dobrnięciem do końca. Bo ten mógł nastąpić bardzo szybko, ale cały czas komplikowano sprawę w bzdurny sposób i rozwiązywano go w jeszcze głupszy. Mało tego, w pewnym momencie nawet cofnięto scenę o 15 minut (!), by rozegrała się w inny sposób. Dlaczego nie zrobiono tego od razu? Bez powodu! Żeby wkurzyć widzów, to jedyne wyjaśnienie - i to osiągnięto, bo w tym momencie całe kino jęknęło. Poważnie. Gdyby w tym stylu miał się kończyć "Powrót Króla", to Frodo wracałby do domu przez Atlantydę, bo tylko tam jest lek na jego chory brzuszek.
Dziwne jest też poczucie humoru w tym filmie, który generalnie jest bardzo poważny - jeśli ktoś dostaje tu kulkę w kolano to uszy bolą od samego wystrzału, a ból na twarzy postaci jest autentyczny. Jeśli ktoś dostaje batem w twarz, to traci oko, a jeśli policjant jednak zatrzyma samochód spieszących się bohaterów to dostanie z shotguna w twarz i tyle ją widzieliśmy. I w środku tego wszystkiego co jakieś 20 minut pojawia się żart. A ja zamiast się po prostu śmiać zastanawiałem się za każdym razem, dlaczego oczekuje się ode mnie, że będę się śmiać. Przecież to poważna sprawa... Przepraszam, że się wczułem?
W "Savages" nic nie zagrało. Scenariusz roi się o żałosnych kwestii jak "He had wargasms" i postaci, które stworzono tylko do dwóch scen, a gra toczy się o dziewczynę, której zniknięcia nikt na dobrą sprawę nie powinien zauważyć, a co dopiero się tym przejąć - jest aż tak nijaka. Naprawdę nie widzę żadnego powodu, by pójść i zobaczyć ten film. Chyba, że jesteście ciekawi, jak wyglądałoby typowe kino kopane z Seagalem, w którym nie ma kopania, ale jest bardzo dużo gadania i jeżdżenia.
3/10.
dobra recenzja to ta bez spoilerów....Albo przynajmniej zaznaczać w danym momencie.
Przyznaję rację. Ale trochę zabawnie zabrzmiało "już żadnego twojego tematu nie przeczytam", to tak ironicznie czy dąsasz się poważnie?