bo technicznie film sprawuje się bez zarzutów. Jest błyskotliwy montaż, ciekawe zdjęcia, obraz zdaje się być dobierany w paru momentach pod muzykę, ale jako opowieść to całość wypada bardzo blado. Pierwszy plan jest bardzo bezbarwny. Narracja prowadzona przez Blake Lively jest pozbawiona jakichkolwiek emocji, a jej partnerzy nie wzbudzają ani krztyny współczucia. Benicio Del Toro trochę przeszarżował moim zdaniem. Nie był ani groźny ani groteskowy, był po prostu irytujący. Najciekawiej wypada Salma Hayek i John Travolta. Było parę ciekawie zrobionych scen, część z nich trzymała w napięciu, ale co z tego skoro całość wypada bardzo blado. Ciężko mi jest uwierzyć, że to film reżysera Plutonu (oglądałem wersję reżyserską Savages). Może Stone powinien wrócić do wojennych klimatów.
Przykro mi, że obraziłem film, który Ci się podobał, jednak to nie powód, by szkalować nieznajomych w internecie. Zwłaszcza jeśli od momentu publikacji komentarza minęło blisko 10 lat. Mój post nie jest żadnym esejem filmoznawczym, bo forum filmwebu to nie miejsce na to, ale w moim poście dominuje raczej rozczarowanie zniżkową formą jednego z ciekawszych swego czasu amerykańskich twórców niż chęć wylania szamba na głowy twórców bądź fanów tego filmu.