Słowa i spojrzenia w tym filmie wypalają. Strasznie intensywny. Aż brak tchu. Wie ten, kto ma rodzinę.
Dla mnie nieco przypomina nowojorskie historie Woody Allena. Ten typ humoru, budowania sytuacji. Zdolna dziewczyna, odniesie pewnie sukces, skoro mając dwadzieścia kilka lat tak sprawnie reżyseruje i opowiada.
Dla kogo horror? Wszyscy się "dobrze" bawili, jeśli w ogóle można coś takiego napisać o takich okolicznościach. Jedynie główna bohaterka miała ze sobą problemy.
Problemem jest to, że żonaty facet z nowonarodzonym dzieckiem ma cały czas zadowoloną mordę i doskonałe samopoczucie, a ty jako facet nie dostrzegasz, że tutaj dwie osoby są winne złamania norm. Z czego dziewczyna mniej, bo nikogo nie zdradziła. Moim zdaniem ten film sięga w rejony winy, kary, wstydu, patriarchatu. Kluczowy moment, gdy bohaterka rani sobie nogę, jest jak stygmat.