filmy o seksie przeważnie są nudne, głupie, bezsensowne, tak było i tym razem, nie polecam
2/10
wiem, ale jest nudny, tendencyjny, nic nie wnoszący, a jak chcesz oglądać pocałunek 20 letniego faceta z 70 letnim to proszę bardzo, a i w gwoli ścisłości-nie jestem homofobem
Jeśli wiesz, to czemu piszesz inaczej? Bo Ci się nie podobał i chcesz zniechęcić innych do oglądania? Na czym polega jego tendencyjność?
A WŁAŚNIE, ŻE to jest film O SEKSIE!! :) I moze własnie dlatego warto się mu bliżej przyjrzeć, bo zachęca do dyskusji (a przynajmniej do zastanowienia się) na ważny temat, którego zwykle unikamy. dla mnie to absolutne 10/10, jeden z najważniejszych (i najodważniejszych) filmów ostatnich lat.
Gwoli ścisłości: to nie jest film o pocałunku 20-letniego faceta z 70-letnim :)
To, że jest w tym filmie sporo seksu, a nawet pojawia się gabinet seksuologiczny i pani seksuolog, i terapia, nie oznacza, że to film o seksie. O samotności to film i o tym, jak trudno znaleźć drogę do drugiego człowieka, o tym, że seks nie jest najlepszym na to sposobem, o tym, że żyjemy, udając.
To, że "to film i o tym, jak trudno znaleźć drogę do drugiego człowieka, o tym, że seks nie jest najlepszym na to sposobem, o tym, że żyjemy, udając" nie znaczy, że musimy to wszystko traktować tak śmiertelnie poważnie, prawda? :)
Zgadzam się niemal ze wszystkim, co napisałes, poza jednym: sformułowanie "seks nie jest najlepszym na to sposobem" zamieniłbym na "seks nie jest jedynym na to sposobem, nie gwarantuje też sukcesu".
A własnie w tym widzę wielkość filmu, że tak otwarcie (i z taką szczerością) w to całe poszukiwanie "drogi do drugiego człowieka" wikła również seks. Dlatego też nie widzę powodu, by za wszelką cenę seks wyluczać z dyskusji, mówiąc, że "to przecież nie jest film o seksie"
Poza tym, Powyższy Dyskutancie, gratuluję gustu, i stosunku (sic!) do kina angażującego intelekt :)
Inaczej ten film widzę. Jako poważny dosyć i o poważnych sprawach, dlatego tak poważnie. ;-P
I dla mnie seks może być jednym ze sposobów, ale w tym filmie jednak nie jest. Bohaterowie albo upatrują swoich problemów w seksie, albo seksem próbują problemy rozwiązywać i twórcy pokazują, że nie tędy droga. Dość tendencyjni wręcz są w tym odbieraniu seksowi potencjału relacjotwórczego. To nie film wikła się w seks wg mnie. To postaci są w niego uwikłane, a przekaz jest taki, że próbuje się ich z niego rozwikłać. Więc w tym sensie jest o seksie, jasne.
Jeśli bohaterowie upatrują swoich problemów w seksie... to tylko i wyłącznie dlatego, że kieruje ich w tą stronę kultura. W końcu cały świat wkoło mówi nam, że możemy być szczęśliwi tylko wtedy, gdy będziemy spełnieni seksualnie (charakterystyczna jest powaga, z jaką Sophie traktuje swoją oziębłość). Jeśli w filmie próbuje się bohaterów w jakiś sposób "rozwikłać" z seksu, to własnie z tego "obowiązku spełnienia", nakładanego na nich przez kulturę (dodajmy, że kulturę w głównej mierze konsumpcyjną - a więc nastawioną na łatwo "mierzalne" i dostrzegalne wyznaczniki "szczęścia"). Samo "odbieranie seksowi potencjału relacjotwórczego" byłoby najzwyklejszym "zawracaniem kijem Wisły": w końcu od 100 lat ludzkosć jest świadoma jak ważna to dziedzina życia, i zaniedbywana (albo wręcz ignorowana) może prowadzić tylko do ciężkich frustracji; a sadzę, ze wszyscy twórcy tego filmu doskonale zdają sobie z tego sprawę. "Ten cały seks" jest w tym filmie pokazany w całym swoim skomplikowaniu, w tym niezwykłym "uwikłaniu": z jednej strony "natura", instynkty, które domagają sie spełnienia (i nie wolno ich zignorować), z drugiej strony "kultura" ("obowiązek spełnienia seksualnego" jako gwarancja udanego związku i tym podobne aspekty), a z trzeciej strony w końcu "samo życie", czyli ci "zwyczajni ludzie", którzy próbują sobie radzić ze swoimi najzwyklejszymi sprawami.
A patrzenie na ten film (i na sprawy o jakich mówi) z bezwzględną powagą jest chyba jednostronne i przez to spłycające: sam film jest przecież nieraz po prostu komiczny. Ba, nawet w scenach przecież bardzo poważnych!! (np. gdy Sophie próbuje osiągnąć orgazm przy pomocy skomplikowanego urządzenia, a w tym czasie jej mąż onanizuje się ogladając jakieś S/M w internecie: z jednej strony "tragedia", bo oddalają się od siebie z każdą sekundą, a z drugiej strony.. nie chciałbym oglądac tego filmu w towarzystwie człowieka, który się przy tej scenie szczerze nie uśmiecha).
Może nie tyle kultura, co obyczaje, kierunek rozwoju cywilizacyjnego, tak. Przestrzega się nas, byśmy nie dali się zapędzić w kozi róg, byśmy bezrefleksyjnie tych skryptów kulturowych nie realizowali, nie ulegali modom.
Pisząc o odrelacyjnieniu seksu miałem na myśli co innego. W filmie jest komunikat, że właśnie nie tędy droga, nie przez seks do relacji.
Tak, tak, piszę o swoim spojrzeniu na film, jasne. Nie silę się tu na obiektywną analizę. A momenty komiczne są, owszem, i barwność jest i niby happyending, a mimo to dla mnie film jest przygnębiający i dość serio, no i tematyka poważna.
zarówno elementy komiczne, jak i "niby happyending" nie pojawiają się tu ot tak, żeby było śmiesznie. Dzięki nim możemy na film spojrzeć z dystansem. Możemy wyjść z seansu z przemyśleniami, a nie z przygnębieniem. Możemy po prostu po obejrzeniu tego filmu stać się "ciut mądrzejsi", a nie sfrustrowani. Nie zebym na siłę narzucał moje spojrzenie, ale sugeruję, by się nieco zdystansować do "powagi tematu"; zwłaszcza, ze ten dystans jest w samym filmie, wystarczy go zobaczyć, i mu sie poddać.
Po napisaniu poprzedniego postu przyszło mi do glowy coś trochę bardziej ogólnego: że w filmie próbuje sie rozwikłac bohaterów nie tyle ze wzorców seksualnych narzuconych przez kulturę (bo czy słowo to nie oznacza właśnie "obyczajów, kierunku rozwoju cywilizacyjnego"? Nawet jeśli nie, to chyba zawiera w sobie to co Ty proponujesz), co właśnie z kultury konsumpcyjnej, w której miarą szczęścia jest poprostu przyjemność.
PS. Nie mam możliwości wysyłania wiadomości (a nie chce mi sie dodawać kolejnej recenzji, by uzyskać odpowiednią liczbe punktów), a rad bym bliżej Cię poznać. Masz jakiś pomysł??