Jako ateista odniosłam wrażenie że konkluzja filmu to raczej coś w rodzaju "dalej nic nie
ma" :]. Co wy sądzicie?
Hmm, monolog w czasie spowiedzi ze śmiercią to egzystencjalna estencja. Film może pesymistyczny ale nie cyniczny, arcydzieło w pełnym tego słowa znaczeniu.
nie wiem czy pesymizm miałby się odnosić do wiary, czy wręcz odwrotnie. Więc trudno mi orzec czy jesteś za, czy przeciw ;D
ale na tej liście Watykanu nie ma tylko samych filmów wykazujących wartości religijne. Są na niej też dzieła bardzo kontrowersyjnych reżyserów, których poglądów i zachowań Stolica Apostolska na pewno nie aprobowała a mimo to znaleźli się na niej. :)
Watykan zrobił listę 45 wartościowych filmów podzieloną na 3 kategorie: wartości religijne, wartości moralne, wartości artystyczne. "Siódma pieczęć" znalazła się w tej drugiej kategorii. Nie oglądałem jej, ale miło wiedziec,ze lista nie była dobierana na zasadzie "Reżyser katolik? To gdzieś jego film upchniemy." ;)
moralne... heh... jak dla kogo... biczownicy roznoszący zarazę, exgwałciciel z zasadami (2 rycerz. czy giermek), rozwiązłość, głupi prosty tłum, ...
Można znalezć sporo życia, ale z tą moralnością w filmie to nie ma co przesadzać. Chyba ze umartwianie się głównego bohatera wziąć pod uwagę, ale i to z egoizmu.
'Moim zdaniem macie tak bardzo ograniczone umysły przez kino ambitne"!
LUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUL!
No bo każda krytyka świata stworzonego przez Boga jest tak naprawdę rozpaczliwą próbą człowieka pełnego wiary. Dlatego wszyscy pesymiści są moralistami. Dlatego wśród krytyków religii, moralności zastanego świata znajdujemy Bergmana - syna pastora i np. Nietzschego - również syna pastora. Być może dorosłe życie każdego mężczyzny jest tak naprawdę konfrontacją z jego ojcem - i tyle z filozofii.
Nie zrozumieliśmy się. Tyle z filozofii - czyli każdy system filozoficzny jest jedynie odzwierciedleniem fobii danego filozofa i nic więcej. Każdy jest prawdziwy w obrębie małego świata, który opisuje. Inaczej mówiąc - subiektywny.
uwierz mi że trochę się na filozofii znam i nie ma to z nią nic wspólnego. Piszesz o światopoglądzie
Hm... Nie, piszę o filozofii! ;) Po prostu uprawianie filozofii przez filozofa jest zawsze 'zanieczyszczone' przez osobę samego filozofa... np. znając filozofię Nietzschego mogę pobawić się w domorosłego psychologa i powiedzieć, że jego filozofia krytykująca religię, a szczególnie nawet sam protestantyzm wzięła się z konfliktu z ojcem-pastorem. Nie mówię, że tak było, bo tego nie wiem, ale mogę tak spekulować.
A Kierkegaard? Syn pastora, a przy tym w pełni oddany wierze. Schopenhauer nie był zbyt przyjemny wobec kobiet, ale w tym wypadku rzeczywiście miał problemy w relacjach z matką. Nietzsche też nienawidził kobiet, zapewne dlatego, że wśród nich się wychowywał, ale co z Sartrem, którego także wychowywały kobiety, co nie wytworzyło w nim niechęci do płci pięknej? Fromma pewnie ojciec nie kochał, skoro ten w ojcowską miłość bezinteresowną nie wierzył. Freud pewnie niczym Edyp uwiódł matkę, a matka Arystotelesa nie różniła się od konia. Matka Kanta zapewne oddawała się częstym uciechom z różnymi partnerami, w związku z czym jej syn nabrał awersji do stosunku płciowego Gombrowicz ubóstwiał swoją matkę, dlatego został gejem, Simone Weil - rodzice ateusze, stąd jej skierowanie się ku Bogu, ale znowu Marks wychowywany w duchu racjonalnego humanizmu do, wiary nie uciekł! Biologiczny ojciec Stalina był gejem, toteż Józef wyrósł na prawdziwego samca alfa. Georges Bataille pokochał zło, nie dziwne, skoro wielokrotnie był świadkiem prób samobójczych własnej matki. Lwa Szestowa wychowywała intelektualna elita, w związku z czym Szestow rozum krytykował. Newmana wychowywali protestanci, to on jak na złość został katolikiem, podobnie Sołowjow, z tym że jego rodzice to byli prawosławni. Konradowi Lorenzowi ludzie zrobili krzywdę wsadzając go do sowieckiego łagru, wskutek czego Lorenz pokochał zwierzątka i hodował swobodnie biegające po mieszkaniu, zamiast wsadzać je do klatek... i wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a Alan Alexander Milne, jako że wychowywany był w prywatnej szkole dla chłopców, stworzył Kubusia Puchatka, który nie czuł skrępowania, biegając po lesie w samej koszulce, za to z gołą dupą.
Nie ma to jak sobie trochę popsychoanalizować.
Jak dla mnie nie ma jasnej odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytanie. Śmierć sama w pewnym momencie mówi że jest niewiedzą. To co mówi Jons i Block na końcu to z jednej strony stanowisko wątpiące (Block mówiący o wyjściu z pustki - czekający na miłosierdzie Boga), z drugiej ateistyczne (Jons który mówi aby do końca cieszyć się życiem - w domyśle bo potem nic nie ma). Wogóle jak dla mnie ostatnia scena w zamku pokazuje to jak można traktować śmierć - w sposób uniżony jako dopust Boży (kowal i jego żona kłaniają się śmierci), żona Blocka mówi o ciszy - traktuje IMO śmierć jako coś nieuniknionego. Z kolei dziewczyna mam wrażenie, że oczekiwała na śmierć - jej łzy na końcu nie wydawały się łzami rozpaczy ale raczej łzami szczęścia. IMHO każdy interpretuje po swojemu :)
pewnie każdy zinterpretuje zgodnie z własnymi przekonaniami. Ludzie korzystający z listy Watykanu są z założenia katolikami i odczytają film zgodnie z wiarą katolicką. Ja jestem a-kościelna więc miałam tylko takie myśli "nieźle się kościół urządził w tym średniowieczu, wykrozystywał fakt że szaleje zaraza i nakręcał ludzi żeby byli mu bardziej posłuszni" Kościół dobrze płacił różnego rodzaju artystom którzy propagowali idee, że wszystko jest śmiercią więc najlepiej poświęcić życie na umartwianie, żeby zasłużyć na żywot wieczny w niebie. Dla mnie w filmie jest to pokazane dość uderzająco, umacnia mnie w moim negatywnym nastawieniu do religii a wiadomo, że takie odczytanie Watykanowi by raczej nie pasowało.
Ale jest to film tak dalece symboliczny, że każdy wyciągnie z niego to co naprawde jemu gra w duszy. Jeśli ktoś jest wierzącym katolikiem to na pewno wyniesie innego rodzaju pokrzepienie niż ja.
Nic nie ma? A dlaczego? Każda z postaci prezentuje określoną wiarę w tym zakresie.
Śmierć - po decydującej rozgrywce szachowej odpowiada na postawione przez Blocka pytanie. Śmierć nie wie co przynosi, jej nadejście stanowi zakończenie życia w wymiarze ziemskim, ale czy ten wymiar jest jedynym? Ostatnia scena, taniec ze śmiercią jest symbolicznym przedstawieniem życia, od samych narodzin bowiem człowiek nieuchronnie przybliża się do dnia, który będzie tym ostatnim.
Antonius Block - można wysnuć wniosek, że z osoby pełnej wiary, o czym niechaj świadczy jego dobrowolny udział w wyprawie krzyżowej, stał się osobą wątpiącą. Poszukuje prawdy, która jest dla niego niedostępna.
Jons - wydaje się negować wiarę, parokrotnie podkreśla, że nie czeka nas nic poza pustką, nicością. W chwili, gdy Śmierć staje w progach zamku Blocka, odniosłam wrażenie, iż mówi jednym z głosów swego pana - Block, który nieustannie wątpi, w obliczu śmierci rozpoczyna żarliwe modły, tymczasem Jons powtarza, iż to ostatnie chwile przed całkowitym końcem istnienia.
Lisa - przyjmuje los z pokorą, o nic nie walczy, niczemu się nie sprzeciwia. Prawdopodobnie w śmierci widzi wybawienie od życia, które nie daje jej radości (jak już zauważył potworr, Lisa śmierć przyjmuje z jakąś namiastką radości).
Jof - potrafi dostrzec wymiar metafizyczny - widzi Marię z dzieciątkiem, dostrzega Śmierć u boku Blocka, a także finałowy taniec śmierci. Wizje niekoniecznie przynoszą mu szczęście, z ich powodu jest często wyśmiewany. Jednakże czy tego typu zdolność nie ukoiłaby wciąż poszukującej duszy Blocka?
Wnioski: Bergman nie staje na pozycji wszystkowiedzącego mistrza, który raczy oświecić swe owieczki. Wszyscy przez całe życie zmagamy się z naszym wyobrażeniem tego, co nadprzyrodzone.
nie pytam o czym jest film, tylko co kto na ten temat sądzi... ws. przekonań twórcy. Duża ilośc opcji jest nie do niezauważenia :D
Twoje pytanie brzmi: jaka jest konkluzja. A Bergman pokazuje różne możliwości, żadnej nie nadając miana jedynej prawdy.
Ja, jako agnostyczka, utożsamiam się z Blockiem, który bardzo chciałby posiąść określoną wiedzę.
myślę że lepiej wiem o co pytam ;D. Tylko pokrętnie, nie-wprost. To-co-bierzesz ładnie odpowiedział(a?)... to dar odczytywania intencji :]
Cała twórczość Bergmana mówi: Boga nie ma. Ale jemu nawet Watykan nie podskoczy:)
smierc musi byc czyims poslancem. czyim w takim razie jesli nie boga?
tak czy siak idac za pascalem wiara w boga to takze kwestia rozsadku i oplacalnosci.
owszem ale niestety nie mozna nauczyc sie wierzyc. albo sie wierzy albo nie. wiara to dar. czy uwazasz ze podczas sadu ostatecznego bog jednakowo potraktuje zapartych ateistow oraz ludzi pozbawionych tego daru lecz przestrzegajacych przykazan bozych i regularnie przystepujacych do sakramentow swietych (co jest wg kosciola podstawym warunkiem zbawienia)?
nie uważam, by coś takiego jak sąd ostateczny miało w ogóle mieć miejsce. Za wiarę odpowiada jakaś tam część mózgu i jeżeli ktoś ma ją słabiej rozwiniętą, to niestety nie jego wina.
Wcale nie 'jakaś tam część mózgu' - to by było zbyt proste. Religia dotyka wielu ludzkich lęków, instynktów i pragnień, i właśnie dlatego wciąż jest silna w dzisiejszym zmechanizowanym świecie.
Polecam książkę "I człowiek stworzył bogów".
ja słyszałam, że jest jaka tam część mózgu odpowiedzialna za doznania religijne. A właśnie ludzie, którzy wierzą tak jak opisał kinoman0, mimo iż nie mają daru (odpowiedniego mózgu) kierują się właśnie "lękami, instynktami i pragnieniami".
wiara rozpatrywana w kwestii odpowiedniego mozgu to nie wiara. ale nawet jesli by uprzedmiotowic wiare i uznac ze jej zrodlo znajduje sie w mozgu to dla czlowieka wierzacego mozg jako element ludzkiego ciala jest stworzony przez boga.
Dla niewierzącego mózg łączy się bezpośrednio z wiarą. Nauka mówi jasno, jej nie można podważyć. Bo wg ateisty tym, co wierzący uznaje za duszę, jest mózg.
zgadza sie. ale bardzo dobrze wyjasnia te kwestie agnostycyzm. poniewaz tak jak wierzacy nie potrafi udowodnic istnienia boga (notabene mozna w bardzo prosty sposob matematycznie udowodnic istnienie boga za pomoca odpowiedniego zalozenia) tak i naukowiec nie potrafi udowodnić tego ze bog nie istnieje.