Pokonanie demona przytulaskiem, to było już przegięcie...
Mam trochę odmienne zdanie. W grze ta scena miała charakter walki, strzelanki. Przenosząc to na realia filmowe efekt mógłby być tandetny, w stylu Residenta. Skoro Sharon to w pewnym sensie cząstka Alessy, to "przytulanka" była według mnie poprawnym wyjściem. Coś jak walka na emocje. Jedyne zastrzeżenie co do tej sceny, za krótko trwała.
Zgadzam się w 100 %. Ludzie, naprawdę myślicie że walka Heather vs. Alessa na ekranie byłaby piekna i bez wad? Błąd. Wyszłaby tandetnie i sztucznie. Heather jako Rambo z karabinu celuje w Alessę a ta niczym Alice z Resident Evil robi mega uniki lub jeszcze gorzej, po prostu podchodzi i ''ciacha'' Heather dokładnie jak w grze. Tego byście chcieli? Proszę was. A tu mamy pokazany konflikt ''tej samej'' osoby, a dokładnie dwóch części tej samej osoby. Lepiej tego zrobić nie mogli, naprawdę. Jest to jedna z najlepszych scen. Po za tym w filmie nie ma demona: są dwie części Alessy. Nie dziwię się ze autorka tematu bierze tą scenę za tandetną, skoro nawet nie rozumie jej przesłania.
Dokładnie. W końcu Alessa "podzieliła" się w wyniku poczucia silnej złości, która była skutkiem traumatycznych doznań, a jak wiadomo złość jest uczuciem, emocją. Dlatego właśnie na tej płaszczyźnie odbywała się walka, mentalność stanowiła kluczową wartość. Skoro cały koszmar i zło stworzyło uczucie, to uczucie też mogło je unicestwić. Jak dla mnie świetne wyjście z sytuacji. Przed seansem właśnie miałem cichą nadzieję, że nie zrobią z tego klasycznej "nawalanki".
W filmie jest wiele odniesień, które trzeba po prostu zauważyć uważnie oglądając. Co do tej sceny, można zauważyć że Dahlia mówi o Heather: ''(...) You're the only part of Alessa that feels love. You balance her hate. (...)'' Mi to wygląda na takie wyjaśnienie sceny na karuzeli dla myślących :) Heather po prostu - jak mówi Dahlia - zrównoważyła nienawiść, wściekłość i ból Alessy, poprzez scalenie się z nią, uwalniając ją z koszmaru zemsty. Heather/Sharon jest teraz w pełni odrodzoną Alessą bez negatywnych emocji. Tą scenę można interpretować na tak wiele sposobów - niekoniecznie wykluczających się wzajemnie - i to czyni ją tak świetną :)
Tak, ja o tym równoważeniu pamiętałam, ale cała scena jak dla mnie zupełnie nie była świetna, rozczarowała mnie kompletnie po (naprawdę świetnych!) "pielęgniarkach". A tutaj po wielu udrękach - kulminacja i mamy 30-sekundowego huga...
Poza tym Sharon była normalną dziewczyną, nie była jakoś hiperprzepełniona dobrem i miłością, natomiast Alessa była złem absolutnym, więc takie wyrównanie polegające tylko na konwencji, że (umiarkowane) dobro zwycięża zło jest, jak na ten klimat, trochę naiwne.
Fakt, słabą stroną tej sceny jest jej czas - zdecydowanie za krótka - ale według mnie bardzo udana.
Bierzesz wszystko zbyt dosłownie :) To, że Sharon była jasną/dobrą stroną Alessy wcale nie oznacza że była jakąś chodzącą świętą - sama Dahlia mówi że Sharon symbolizuje samą Alessę bez bólu i nienawiści. Dlatego w uogólnieniu nazywa się ją jej jasną częścią. A Alessa nie była ''złem absolutnym'', po prostu stała się przepełniona gniewem i nienawiścią, nie miała już ludzkich uczuć. W filmie powiedziane jest w formie przenośni że stała się demonem. Ta scena nie miała wyglądać na dobro pokonuje zło, tylko na połączenie części Alessy i zrównoważenie jej gniewu poprzez Sharon. Wg. mnie bardzo dobrze zrobiona - zwłaszcza muzyka w tle ^^
Też się do końca nie zgodzę. Owszem, nie można było całkiem tego zrobić na grową modłę, bo faktycznie wyszła by scena, że nieznanym ojcem Alessy był John Rambo. Jednak w pamięci wciąż mi siedzi łóżko z drutami z poprzedniego filmu. Walka emocjonalna może się toczyć na wiele sposobów i może być przedstawiona w sposób naprawdę dynamiczny. Ba, w wielu filmach widziałem świetnie przedstawione pojedynki, w których walce fizycznej towarzyszył również pojedynek psychologiczny, gdy dwójka bohaterów usiłowała wzajemnie przekonać się do swoich racji. "Pojedynek" na karuzeli faktycznie wypadł tu nieco blado.