Uwielbiam takie filmy, głównie za to że wręcz nie mogą być ładne i przyjemne. Temat przewodni, jakakolwiek subkultura, a już w szczególności "ta zła" i wiadomo że cukier się nie posypie. Cudowny surowy klimat, brzydota i brak pieprzenia o niczym. W filmie praktycznie wszystko ma jakieś znaczenie i nie ma scen niepotrzebnych. do tego przyjemna dla ucha muzyka w moim typie. Dobrze pokazane problemy rodzinne, konsekwencje czynów i następstwa.
Mogłabym całkowicie podłączyć się pod wypowiedź nade mną, gdyby nie jeden jedyny element, który mnie rozczarował - zakończenie. Miałam wrażenie, jak gdyby film po prostu się urwał, jakbym oglądała uciętą wersję; tak ni stąd, ni zowąd nagle napisy końcowe. Prawdę mówiąc, jako takiego zakończenia tutaj nie widziałam; brakuje mi czegoś na koniec. A poza tym - film wspaniale ukazuje to, co miał pokazać. Bez słodzenia, jak powiedziano wyżej.