PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=119749}

Skutki miłości

Le Conseguenze dell'amore
7,5 6 067
ocen
7,5 10 1 6067
8,2 8
ocen krytyków
Skutki miłości
powrót do forum filmu Skutki miłości

Nie ma to jak trafić na coś w zasadzie przypadkiem i po obejrzeniu uznać z miejsca za arcydzieło. Uwielbiam ten wspaniały moment, kiedy produkcja, o której istnieniu nie miało się pojęcia do momentu, w którym nie padła decyzja o jej obejrzeniu, okazuje się jedną z najlepszych, jakie się dotąd widziało. Takie filmy powstają zdecydowanie zbyt rzadko, ale pewnie to czyni je wyjątkowymi. Najlepsze w nich jest to, że w trakcie seansu kompletnie zapomina się o całym świecie - w danym momencie jest tylko tu i teraz. Ty i i ten drugi świat, za szklanym ekranem. I decyzja zależy od ciebie - dasz się ponieść i przekroczysz niewidzialną barierę, czy podejdziesz do tego z dystansem?

Bo obraz Sorrentino to specyficzny rodzaj filmu, który naprawdę wiele wymaga od widza. Przede wszystkim wielkiego skupienia. Bo liczy się w nim każdy, najmniejszy szczegół, każdy, nawet wydawałoby się, banalny dialog, każdy grymas na twarzy głównego bohatera, każde ujęcie. I każda scena, ma się rozumieć. I w tym, co piszę, nie ma nawet grama przesady - odpuścicie z koncentracją choć na moment i istnieje niebezpieczeństwo, że film przejdzie obok was. Cały klimat się ulotni, cała magiczna otoczka gdzieś zniknie. Bez kitu, chyba po raz pierwszy oglądałem film w taki sposób.I wcale nie chodzi tutaj o to, że fabuła jest jakoś wybitnie skomplikowana. Nie. Można napisać wręcz, że jest prosta. Oczywiście, nie w ten banalny (prostacki) sposób. Co innego sprawia, że warto obejrzeć ten film, będąc całkowicie wyciszonym i skoncentrowanym wyłącznie na nim. Tym czymś, a raczej kimś, jest główny bohater. Bo cały ten film jest właśnie taki, jak on.

Jaki?

Zagadkowy. Nic tutaj nie jest powiedziane wprost, przeważnie samemu trzeba się wszystkiego domyślić. A nawet jeżeli sądzicie, że ogarniacie już wszystko, jesteście w błędzie. Bo na końcu zawsze pozostanie pytanie: dlaczego? Dlaczego Titta (główny bohater) zachowuje się właśnie w ten sposób? Dlaczego nie odpowiada na powitania? Dlaczego jego dzieci nie chcą z nim rozmawiać? Dlaczego nigdy się nie uśmiecha? I tak dalej. Zagadka na zagadce, pytanie na pytaniu, zdawkowe i trudne do pojęcia odpowiedzi. A często nawet ich brak.

Kolejna cecha bohatera, będąca zarazem jedną z głównych cech samego filmu: opanowanie i metodyczność. Na wyciszonej, najczęściej kamiennej twarzy Titty rzadko widać emocje. Każde jego zachowanie przypomina wystudiowaną pozę. Sprawia wrażenie dokładnie przemyślanego. Brak tutaj miejsca na wydarzenia, których nie ma w jego planie dnia. Podobnie jest z filmem, a w tym przypadku, ze zdjęciami: każde ujęcie to małe arcydzieło. Każde wygląda na zaplanowane w najmniejszych szczegółach. Żadnych przypadkowych ruchów kamery, żadnych eksperymentów. Są tutaj fantastycznie skomponowane kadry, z których większość można by wydrukować, oprawić i powiesić na ścianie. Są niesamowite zbliżenia, z których wszystkie służą do podkreślenia czegoś w danej scenie. W całym filmie nie ma ani jednego ujęcia, które mógłbym nazwać niepotrzebnym, czy przekombinowanym. Praca kamery w każdym momencie odpowiada nastrojowi, w jakim jest akurat bohater. Gdybym się dłużej zastanowił i gdybym obejrzał ten film jeszcze raz, pewnie doszedłbym do wniosku, że "Skutki miłości" mają jedne z najlepszych zdjęć w historii kina. I zapewne miałbym sporo racji.

Następna cecha: oryginalność. Bohater prowadzi zagadkowe życie, będące tak naprawdę szarą prozą życia, gdzie powtarza się wciąż te same czynności, gdzie nie ma miejsca na nowe doświadczenia, nowych ludzi, nowy plan tygodnia. W tym tkwi oryginalność: pokazać kogoś w realiach bezsensownego żywota, czyniąc z niego jednocześnie intrygującą i nieprzeniknioną postać. Czyniąc z codziennych, wciąż powtarzających się zdarzeń pasjonującą, wciągającą, emocjonującą historię. Chwycić widza w sieć niepozornych zdarzeń, opleść go nią i dokładać kolejne, coraz bardziej oddalające się od codzienności wydarzenia, burzące spokojny, monotonny przebieg dnia naszego bohatera. Wyobraźcie to sobie: ten film, nawet pokazując gościa patrzącego przez okno w knajpie, czy jadącego gdzieś samochodem, czy rozmawiającego o błahych sprawach, wciąż jest niesamowicie magnetyczny (jeśli już daliście mu się porwać i nic nie rozprasza waszej uwagi), a co dopiero, gdy pokazuje coś, co wykracza poza to wszystko? Trudno znaleźć na to właściwe określenie, żeby przypadkiem nie umniejszyć zasług reżysera w kreowaniu tej niesamowitej, magicznej otoczki, która sprawia, że absolutnie wszystko w tym obrazie wydaje się mieć pierwiastek filmowej boskości.

Nawet wtedy, gdy opowieść się rozwija, kiedy wiadomo już więcej, kiedy odnosi się wrażenie, że już można się domyślić, jak potoczy się to dalej, film znowu wykazuje podobieństwo do swojego bohatera: brak schematyzmu. Za to go być może najbardziej uwielbiam: opowiada historię starą jak świat, ale rozkłada akcenty w zupełnie inny sposób. Rozwija tę historię w innym kierunku, w zupełnie niespodziewanym, jeśli ktoś uważał, że już wie, jak to się skończy. Reżyser podrzuca widzowi fałszywe tropy, w sposób zawoalowany sugeruje dalszy ciąg wydarzeń, jednak nigdy w taki sposób, żeby można być czegoś w stu procentach pewnym. Konsekwencją tego jest zwalające z nóg, smutne, a zarazem nastrajające bardzo optymistycznie zakończenie. Biorąc pod uwagę wszystko, co widzieliśmy w filmie wcześniej, można je wręcz nazwać swego rodzaju happy endem.

A już rezygnując z porównań: nie widziałem jeszcze filmu, który w ten sposób podchodzi do zagadnienia samotności jednostki. Do tego, jak miłość może wpływać na zachowanie kogoś, kto od dawna jej nie uświadczył. Odpowiada na pytanie: czy warto żyć bez miłości, a jeśli tak, czy to życie nie będzie pozbawione sensu,nie stanie się ciągiem pozbawionych głębszego znaczenia, codziennych czynności? I robi to bez stawiania żadnych tez, bez zbędnego użalania się nad głównym bohaterem, bez żadnego, społecznego komentarza, bez popadania w melodramatyzm, a zarazem w bardzo filmowy sposób - ten możliwie najlepszy. Kiedy mówi się ważne rzeczy o człowieku, jego uczuciach, jego smutnym życiu, opowiadając jednocześnie wspaniałą historię, kreując niesamowitego bohatera i niesamowitą atmosferę całego filmu, niespotykany, wsiąkający pod skórę i do głowy klimat, w dodatku okraszając to wszystko wirtuozerią w pracy kamery i znakomicie dopasowanym soundtrackiem, dopełniającym ostatecznie genialny całokształt.

I żeby nie było - nie, nie zapominam o aktorstwie. Wszyscy, którzy mieli tu coś do odegrania, zrobili to dobrze. Ale wszyscy pozostali w cieniu geniusza, jakim jest Toni Servillo, w wykonaniu którego Titta staje się jednym z najbardziej intrygujących bohaterów w historii kina, a na pewno jednym z najlepiej zagranych. Ta rola to absolutny top ostatnich lat.

Mógłbym napisać jeszcze wiele, wiele więcej, ale ograniczę się do kilku słów i podniosłych określeń: "Skutki miłości" to najpiękniejszy film, jaki widziałem, z produkcji powstałych po 2000 roku. To także najlepszy film europejski, jaki dotąd widziałem. Najbardziej klimatyczny, hipnotyzujący i pozostający w głowie długo po seansie. Prosty, jednocześnie mający w sobie od groma treści i wartości, które bardzo sobie cenię. Genialnie sfilmowany i zagrany. Wyreżyserowany i napisany w bardzo przemyślany sposób. Wywołujący całą paletę emocji. I tak dalej.

Na końcu pozostaje pytanie: dlaczego nie dałem maksymalnej oceny? Odpowiem na nie, kiedy obejrzę drugi raz. Póki co, polecam obejrzeć wszystkim i przekonać się, czy mam rację. Bo nawet jeśli się mylę, zaświadczam, że czas spędzony przy tym filmie nie będzie czasem straconym.

9+/10

ocenił(a) film na 10
Nawrocki

zgadzam się, jedynie scena wypadku trochę mnie "zawiodła" ale to szczegół.
Toni Servillo - Boski!
Barmanka - piękna. Całość hipnotyzująca i do powtórnego obejrzenia.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
Nawrocki

Dobra recenzja. Mam tylko jedno ale... ktoś kto ją przeczyta przed oglądnięciem filmu, straci to uczucie, o którym piszesz w pierwszej części pierwszego akapitu.

ocenił(a) film na 8
Nawrocki

Natomiast ja bym zwrócił uwagę żeby nie dewaluować słowa "miłość" jako zamiennika słowa "zakochanie", bo to co zobaczyliśmy w filmie mimo wszystko bardziej pasuje do tego drugiego ;) Kolejna sprawa - odnoszę wrażenie że pierwsza godzina filmu to troszkę przerost formy nad treścią na zasadzie: skomplikujmy to jeszcze bardziej, żeby widz bawił się smakowaniem każdego kolejnego obrazu. Absolutnie nic nie mam do wyszukanych i oryginalnych kombinacji przypraw, ale przyrządzając danie zawsze jest moment krytyczny w którym trzeba powiedzieć "stop", żeby się nie okazało że przypraw jest więcej niż samej potrawy.

ocenił(a) film na 8
Nawrocki

Dzięki Twojej recenzji w KMF w ogóle trafiłem na ten film. Szczerze dziękuję!

ocenił(a) film na 8
lew890

Nie ma sprawy ;-;

ocenił(a) film na 6
Nawrocki

Intrygująca recenzja ;) Właśnie takiego filmu szukam na dziś!

ocenił(a) film na 8
Nawrocki

Nawrocki - ale zostałeś uderzony tym filmem :) To budujące, że można tak coś głęboko przeżywać. Mi się też bardzo podobał, ale bardziej trafił we mnie La grande bellezza, tego samego reżysera. Tamten w klimacie Felliniego, a ten trochę jak bracia Coen. Trochę przesadzasz, że nie ma w kinie tak doskonałych kadrów jak tu. Myślę, że jest ich mnóstwo. Ja w tym filmie doceniłam pomysł reżysera, by tak długo kazać nam obcować z tak beznadziejnym bohaterem, który właściwe nic nie robi, nic nie mówi, nic go nie interesuje, nie nawiązuje kontaktów z otoczeniem, nie ma żadnych planów ani marzeń - ma tylko raz w tygodniu rytuał heroiny i raz na jakiś czas tajemniczą sprawę w banku, w którym deponuje miliony, jakby to było rzeczą najzupełniej normalną (bo reżyser pokazuje to tak, żeby widz czuł, że nie powinien się niczemu dziwić. Nie zamierza nam dać wskazówki, o co w tym chodzi, pokazuje po prostu że ten facet tak żyje, tak to już jest i nie ma tu miejsca na żadne pytania). A w widzu rodzi się mnóstwo pytań i nie znajdują one odpowiedzi przez większość filmu. I nawet w pewnym momencie widz zaczyna czuć się niezręcznie, że jest taki ciekawski i myśli już sobie, że może tu nie ma o co pytać, że może fenomen tego filmu polega właśnie na tym, że obcujemy z takim dziwnym bohaterem, który nie chce dać się poznać i tak ma już zostać do końca. I jak już sobie tak myśli, to zagadka się rozwiązuje - główny bohater właściwie nie żyje, bo od wielu lat jego życie należy do mafii. Został uwięziony w tym hotelu, tak "finezyjne" ukarany za nieumyślne narażenie mafii na straty finansowe. I teraz ma tylko jedno zadanie - zawozić tę kasę od mafiozów do banku. I przez to, że jego życie należy do mafii, stara się nie mieć serca. Wie przecież, że jest żywym trupem, a trup i żywe serce - to jest coś co nie może istnieć. Dlatego nie zwraca uwagi na tę barmankę.Przecież do końca nie otworzył się emocjonalnie na tę możliwość miłości. Chciał spróbować, ale nie wierzył, źe to się może udać, więc nadal pozostawał emocjonalnie niedostępny. pozwolił sobie tylko na pokerowe zagranie w banku, żeby kupić jej samochód i po heroinie zdradził jej swoją tajemnicę. Ale gdy nie udało się pojechać w góry, przyjął to ze spokojem, bo wiedział, że ta miłość, to jest coś, co się nie może udać.
I tylko wspomnienie tego sąsiada-przyjaciela z dawnych lat potrafiło otworzyć jego serce i wywołać emocje na zastygłej tworzy. Tylko przyjaciel, bo on pochodził z czasów, gdy Titta był jeszcze żywym człowiekiem i nic nie wiedział o tym, że teraz Titta jest właściwie trupem.

ocenił(a) film na 8
na_pohybel

Wlasnie obejrzalem. Dwa razy. Ciekawe ze kazdy moze zrozumiec na swoj sposob. Mnie sie wydalo ze on wcale nie podszedl spokojnie do tego ze ta kelnerka sie nie pojawila zeby pojechac z nim w gory. Ja mam wrazenie ze gleboko sie zawiodl. Ze probowal kochac i dac sobie na to przyzwolenie. Ale gdy sie nie pojawila calkiem stracil wiare. Jedyna prawdziwa milosc jaka widzial to jego starzy sąsiedzi - oni kochali sie naprawde i slepo. Mowili o tym kilka razy, kobieta sprzedala obraz matki dla meza. A nasz bohater to widzial. Moze na sile dopasowuje ale pieniadze Z walizki podarowal przeciez wlasnie im. Czy w swoim zwatpieniu i zawodzie nie zrobil tego wlasnie dla tej uch prawdziwej milosci ktora widzial tylko z boku i podsluchujac przez drzwi? Jestem ciekaw waszej opinii na temat tego co pisze.

na_pohybel

Witaj.
Właśnie wpadłem na Twój wpis. W pełni podzielam.
O ile nie znasz polecam Ci film z 1971 Klut.
A dosłownie na dniach, również przypadkowo odkryty, Light sleeper z 1992 (niezwykła muzyka).
Oba zrobiły na mnie duże wrażenie. Ciekaw jestem Twej opinii. Serdeczności.

użytkownik usunięty
Nawrocki

dziękuje za to co napisałeś, kiedy czyta się takie teksty człowiek czuje się prostakiem bo niby ubrałeś w słowa moje myśli ale sam tego bym nie napisał

ocenił(a) film na 9
Nawrocki

Po kolejnym seansie filmu podbijam na 9. Ciągle coś nowego w nim odkrywam.

Nawrocki

A jaką rolę w tym wszystkim odegrała Sofia? Skoro to nie ona dostała pieniądze tylko para zapyziałych arystokratów na emeryturze? Jej rola to kilka scen i wypadek samochodowy (zorganizowany przez mafię?).

ocenił(a) film na 9
Nawrocki

I jeszcze te dyskretne odwołania do filmów Antonioniego czy Viscontiego. Wspaniała zabawa :D

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones