Najgorszy Bond jaki widziałem. Kompletna porażka. Bajki na resorach jestem w stanie wybaczyć,
bo w końcu to Bond. Film to klasyczny zabili go i uciekł. Naciągane fakty, brak konsekwencji,
momentami brak związków przyczynowo-skutkowych. Nawet dziewczyna Bonda żyła ok 30 min w
filmie. Główny przeciwnik tak miałki że aż boli, scena z domu Bonda niczym Kevin sam w domu
(co to miało być to nie wiem). I to chamskie bazowanie na legendzie: samochód z filmu z
Rogerem Moorem, nawiązanie do Moneypenny czy oryginalna muzyka z Bonda z lat 80 to
nieudolna próba podparcia filmu.
Jeśli komuś podobał się Cassino Royale, to tutaj się zawiedzie. Bond jest tak płytki, że aż boli to
20 zł wydane na bilet.
Ale stek bzdur :/ Kupa ogólników + śmieszny zarzut o ''chamskie bazowanie'' na legendzie. Przecież to było jednym z clue tego filmu, co stanowi o jego wartości. Rozumiem, że muzyki też nie wolno już używać, bo się powtarza. W ogóle proponuję zmienić imię głównemu bohaterowi, bo to też można zaliczyć jako chamskie bazowanie na oryginale.
Zastanówcie się czasem, ludzie, co piszecie :/ Naprawdę.
Czyli uważasz że wystarczy skleić film z motywów ze starych bondów, zrobić odgrzanego kotleta i można robić bonda? LOL. Sory, ale oglądając Cassino Royale stwierdziłem że oglądam dobry film, z nowym podejściem do tego tematu, z analizą psychologiczną bohatera, że nie jest idealny jak bohater grany przez Rogera Moora. Raczej wypadałoby przeczytać jeszcze raz mój komentarz i go zrozumieć a potem odpowiedzieć: zagrywki z starym samochodem Bonda i oryginalną muzyką były próbą odwołania się do legendy, bo reżyserowi zabrakło weny twórczej aby wymyśleć coś nowego. Owszem muzyka jest przypisana do tego filmu, ale użyta w takich momentach kiedy było to ewidentne podpieranie się. Ale zgadzam się na zmianę nazwiska głównego bohatera, bo to parodia Bonda.
Czym innym jest plagiat/autoplagiat, a czym innym nawiązania do fabuły poprzednich Bondów. Prosta odpowiedź. Ten film celebrował 50-lecie Bonda i w sprytny sposób przemycił kilka sentymentalnych i kojarzących się z wcześniejszymi Bondami elementów. Nie widzę w tym nic złego. To była wręcz przyjemność zobaczyć Astona Martina czy posłuchać oryginalnej muzyki.
Nie mamy pomysł na film, więc zróbmy mix scen z starych bondów i zaróbmy kupe kasy. super.
sprytny sposób ? no dla mnie mało sprytny i zgadzam się że to krok wstecz zupełnie nie potrzebny
linia obrana na quantum i casino powinna byc kontynuowana a nie odgrzewac starego kotleta ,,chociaż jak widac wiele osób lubi takiego odgrzewanego hehe
Same wypowiedzi typu "LOL" i gadanie, ze cos sie podpina, to przesada... jestes typem wymadrzajacego sie gimbusa z tradzikiem (czyt. ze zrozumieniem jak cos, nie nazwalem Cie gimbem z tradzikiem, ale reprezentujesz taki typ wypowiedziami itp). bond z jakimis laserami w zegarku czy innymi badziewiami nudzil... mial bond tarapaty, i juz... zegarkiem z laserem rozcina kraty. idzie na niego armia, to rzuca butem, ktory jest bomba. zabrali mu telefon, spoko, moze z drugiego buta dzwonic.
ten bond jest typowym Bondem. czyli opowiescia o agencie specjalnym, ktory moze liczyc tylko na siebei, a nie na zabawki z McDonalda. jak lubisz ogladac takie lasery i inne pily lancuchowe wyskakujace z krawata, to star treka sobie odpal albo inne SF. Mi sie podoba nowa koncepcja Agenta co moze liczyc tylko na swojego gnata i umiejetnosci.
a ja się zgadzam z Qkiz_Mx... może nie oceniłbym go tak nisko, ale film jest taki sobie... brak spójności no i ten Kevin sam w domu :D też tak to odebrałem:)))
Nie jestem aż tak zbulwersowany ale przychylam się do Twojej opinii.
Im dłużej trwał film tym bardziej miałem wrażenie ze oglądam Batmana - przeciwnik Bonda trochę jak Joker, motyw powrotu do rodzinnego domu, starszy pan który zadbał o ukształtowanie naszego małego Craiga-sierotki... Pod koniec wiało niepotrzebnym sentymentalizmem.
W porównania do Batmana Joker Nolana był inteligentnym przeciwnikiem, który potrafił przechytrzyć protagonistę. A ten cały Silva jest jak postać z bajek dla dzieci. Totalnie płaski. Też nie zrozumiałem tego sentymentalizmu z tym starszym panem i domem. To zupełnie nie pasowało do pierwszej połowy filmu.
"a gdzie tu są dociągnięcia?"
Uważałem się za fana Bonda, bo te filmy po prostu były dobre. Nagle w roli Bonda pojawia się CRAIG i okazało się, że może być jeszcze lepiej.
Nadchodzi długo oczekiwana premiera Skafall - pierwsza akcja, pierwszy pościg i już mi coś nie gra.:
- He's in the black audi (jedyny samochód na ulicy, bezpośrednio przed nimi, ewidentnie w pośpiechu a babka tłumaczy Bondowi co się dzieje; mogła jeszcze numer rejestracyjny podać)
Ujęcia z pościgu ciężko się ogląda bo są w dziwny sposób urywane i przede wszystkim sztuczne (np. zachowanie agentów po małym wypadku na rynku, nie wspominając o akcji policyjnej).
Dialog prowadzony między bohaterami podczas pościgu zupełnie nieśmieszny i zbędny (sztuczny, wymuszony).
Babeczka na pełnym biegu zaczyna strzelać do faceta skaczącego z mostu (na którym nota bene znajduje się sporo niewinnych cywilów) po czym jadąc wzdłuż torów podziwia komiczną (i tragiczną zarazem) wręcz akcję jednego z najlepszy agentów w historii MI6 nie oddając żadnego strzału.
Dochodzimy do postrzelanie Bonda; agentka świadoma tego, że nie odda czystego strzału, "zabija" Bonda nie myśląc nawet o kolejnym strzale do terrorysty (dobrze, ze sobie postrzelała do niewinnych ludzi na moście, przynajmniej norma wystrzelonych pocisków została spełniona).
Było źle, zanim w ogóle pojawiły się napisy początkowe - im dalej w film tym więcej paradoksów
później jest bieda tylko dla fanów kina akcji, po po prologu zaczyna sie prawdziwe kino sensacyjne;)
Każdy z przytoczonych przez Ciebie przykładów to jedynie Twoja wybitnie wnikliwa interpretacja, która jest mocno naciągana z mojego punktu widzenia i boleśnie wchodzi w najmniejsze detale, odbierając filmowi ''płynność''. Jeśli zastanawiasz się nad takimi drobiazgami i zawsze rozpatrujesz je negatywnie, to nic dziwnego, że film Ci się nie podoba. Pewnie żaden by Ci się nie spodobał, bo chętnie sam wymyśliłbyś alternatywny scenariusz.
Chociażby kwestia strzału na moście - agentka dostała wyraźny rozkaz od M, żeby strzelać pomimo niewygodnej pozycji, więc wykonała rozkaz. Oczywiście, że była świadoma faktu, że może nie trafić. Stało się jak się stało, a pociąg zdążył w tym czasie wjechać do tunelu. To są ułamki sekund, nie ma czasu na dokładne wymierzenie i wycelowanie drugi raz. Poza tym reakcja na fakt, że właśnie zestrzeliło się swojego człowieka też ma tu wiele do rzeczy.
Widzisz, jedna sytuacja, dwie zupełnie różne interpretacje.
Mocno naciągana powiadasz... Mi się wydaje że promocja tego gniota i panie z zachwytu "krytyków" filmowych jest mocno naciągane. Nie wchodzę w najmniejsze detale, a raczej w rzeczy, które rzucają się w oczy bez specjalnego wysiłku. Nie ma sensu się tu zagłębiać w analizę filmu bo tam nic nie ma. Nie ma się w co zagłębiać. Z Bondów z Craig'iem podobał mi się Cassino Royale, Quantum of Sollace był już słabszy, ale jeszcze trzymał poziom jak na filmy z Bondem przystało. Ale to coś jest poniżej Bondów z Brosnanem. Nie sądziłem że można zrobić gorszego Bonda.
Co do sceny na moście: nie analizowałem samego strzału. Opisywałem sytuację po tym strzale. Bond dostaje kulkę (nie wiadomo gdzie), spada z wielkiej wysokości (pomijam fakt że spadając z tej wysokości wątpie żeby przeżył uderzenie o wodę). Ale naglę jakby nigdy nic się nie stało leży sobie z jakąś bezimienną laską na łóżki i pije browar. Myśle sobie: ok, pewnie w trakcie filmu będzie wyjaśnione jak przeżył. Ale rozczarowałem się. Zabili go i uciekł.
Jak już wcześniej pisałem, jestem w stanie zrozumieć natężenie naciągania rzeczywistości i nieśmiertelność głównego bohatera (w końcu to Bond), ale stworzenie widowiskowej i dosyć ważnej sceny w filmie, która jest wałkowana przez Bonda i Moneypenny przez całą akcję, a potem całkowicie ignorując związki przyczynowo-skutkowe akcja toczy się dalej, stawia mi jedno pytanie: co ja paczam.
bieda to ty chyba jesteś , inne filmy bonda to były bajki, teraz w końcu coś solidnego...
cóż za emocje ..nie dziwi mnie to patrząc na ocenę ..Bond to arcydzieło ..cóż kazdy ma swoją szajbe
Sory, wydawał się podobny do tego z Moorem (ale nie pamiętam tytułu, ten co miał lasery w kołach :) )
Oj chyba dawno to oglądałeś, lasery w kołach były w części z Daltonem, "W obliczu śmierci". Moore w ogóle nie jeździł Astonami, tylko Lotusem.
Co do filmu, to nie uważam go za zły, a nawet wręcz przeciwnie. Nawiązania do dawnych Bondów były bardzo fajne, DB5 i sceny z nim były jak dla mnie najlepsze w filmie, było trochę humoru, nie było zbyt wiele akcji w przeciwieństwie do QoS, co moim zdaniem jest na plus.
Ten film miał być przejściem Bonda z agenta takiego jakim był w CS I QoS, do Bondów z w stylu Connerego, które są kontynuacją historii Bondów Craigowskich i wg. mnie wyszło to bardzo dobrze.
lol koleś, naucz się najpierw poprawnie pisać nazwę filmu, do którego Skyfall przyrównujesz. Casino uważam za najepszy film z serii, a Skyfall niewiele mu wedlug mnie ustępuje. I co, łyso? Jednak komuś się mogą podobać oba, so go be troll somewhere else
GOŚCIU Z TEMATU: bajki na resorach to filmy z brosnanem i poprzedniczki , dziękuje, skyfall świetny
Skyfall to bujda na resorach.
Po pierwsze radzę sobie poczytać co nieco o pociskach z rdzeniem uranowym (a takich używa nasz "nieuchwytny" zabójca który walczy z Bondem w pierwszych minutach filmu) otóż Bond po dostaniu takiej kulki powinien być trupem w najlepszym razie kaleką a dodajmy że pocisk się rozprysnął.
Obrona "Częstochowy".
Wydłubywanie sobie odłamków nożem taa megarealistyczne.
Pan wielki super haker nie ma problemów ze zdetonowaniem bomby na odległość jednym kliknięciem ale później musi osobiście załatwić sprawę bo przecież kretyn nie może użyć gazu usypiającego.
M. z powagą cytuje wiersz Tensona (proszę wybaczyć jeśli pisownia zła) by zaraz potem film zamienia się w kreskówkę super uber haker wchodzi jak do stodoły i oczywiście żadnego oporu , żadnych kamer, strażników z bronią długą, potrójnej lini ochrony i oczywiście to wszytko po 11 września jak widać niektórzy łykną każdą głupotę.
Film raz jest w tonacji serio by zaraz potem powalić widza głupotą kolejnej sceny.
itd. itp.
Najlepsze jest to że wszyscy dostali amnezji że w założeniem nowych Bondów z Craigiem miał być maksymalny realizm, odchudzenie 007 z gadżetów oraz tego aby filmy Bondzie nie przypominały kina SF jak to się miało np. w przypadku "Śmierć nadejdzie jutro"
Tyle tylko że nie da się połączyć kina w stylu Bourne-a (a w takim stylu było zrobione "Casino Royale" oczywiście kilka przegięć było ale w porównaniu do tego z czym mamy do czynienia w Skyfall to na wpadki w Casino można przymknąć oko) z kinem w stylu zabili go i uciekł a w takim stylu był utrzymany Bond sprzed "Casino Royale".
Zresztą Bond jest postacią "komiksową" proponuję przeczytać artykuł "Kim był Ojciec Jamesa Bonda?" oraz obejrzeć film dokumentalny:
Prawdy i mity filmowej elity: James Bond
serial dok (True Stories: James Bond)
95% tego co opisał Ian Fleming to fikcja więc ktoś kto usiłuje innym wmówić że agenta 007 da się "urealnić" i "uczłowieczyć" to duby smalone plecie i po prostu wciska kit to co może Hansa Klossa też "urealnijmy" ? śmiech na sali.
Zaczynam się poważnie zastanawiać czy naprawdę cześć osób nie siedzi w kieszeni u dystrybutora filmu i wali ocenami 9 i 10.
Po prostu nie wierzę że tej chałturze zrobionej na odwal się można z własnej nieprzymuszonej woli dać 9 lub 10.
Zubożony uran? pieprzysz. OK, może on zwiększyć prawdopodobieństwo różnych chorób, ale nie jest to wyrok śmierci. Nie jest nim także rozprysk na odłamki.
Haker i pociąg? To nie była zaplanowana pułapka na Bonda, a tylko dywersja w celu odwrócenia uwagi. Podobnie jak Breivik. Dodaj do tego kostium policmajstra, burdel i chaos częsty w takich przypadkach - dostanie się "do stodoły" nie jest już tak nieprawdopodobne. A w środku... to już ruletka - close combat.
I do kontrataku:
Założeniem tego Bonda na pewno nie był "maksymalny realizm". Gdyby tak było musiałbyś oglądać przez cały film smutnych, niewyróżniających się niczym panów snujących się za sobą po ulicach. Założeniem było podkręcenie nieco realizmu, ponieważ w poprzednich Bondach osiągnął on czarne doliny absurdu. Na Jamesa waliły całe armie botów, które on wykańczał z uśmiechem, by po chwili dowalić jakimś uber-zajebiaszczym tekstem. Widz osiągał wtedy stan, w którym miał już w dupie jaką kartę z majtów wyciągnie wróg - Bond bez skrzywienia załatwi sprawę strzelając ołówkiem, a potem wyślizgnie się autkiem po wyrenderowanym do bólu zamarzniętym morzu (czy tam jeziorze, już nie pamiętam).
Bond wciąż pozostaje postacią z komiksu - tyle że zmieniły się standardy tego komiksu. Stare "zabili go i uciekł" po prostu się przejadło. Te schematy były może ciekawe i oryginalne 40 lat temu. Po tym czasie zmieniły się na tanie i ograne. Trzeba było coś zmienić, postawili na realizm. Moim zdaniem trafnie.
BTW. Zbliżony zabieg - podkręcenia realizmu (ale nie na 100%) - zastosowano w Dark Knight i wyszło podobnie zajebiście.
Odpowiem w ratach, odnośnie realizmu
Czarne doliny absurdu rozumiem że "Obrona Częstochowy" się do nich nie zalicza kpisz waćpan czy o drogę pytasz.
Piszesz "Widz osiągał wtedy stan, w którym miał już w dupie jaką kartę z majtów wyciągnie wróg - Bond bez skrzywienia załatwi sprawę strzelając ołówkiem, a potem wyślizgnie się autkiem po wyrenderowanym do bólu zamarzniętym morzu (czy tam jeziorze, już nie pamiętam)."
Dokładnie taki stan osiągnąłem pod koniec seansu "Skyfall"
Odnosnie realizmu
http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=255&pid=29361
to co piszesz "Założeniem tego Bonda na pewno nie był "maksymalny realizm". Gdyby tak było musiałbyś oglądać przez cały film smutnych, niewyróżniających się niczym panów snujących się za sobą po ulicach. Założeniem było podkręcenie nieco realizmu" w odniesieniu do tekstu w linku niczym się nie różni od mowy-trawy.
Powtarzam twórcy przygód agenta 007 chcieli połączenia Jasona Bourne-a i James Bonda (a to że widzowie dostali amnezji i nie chcą tego pamiętać cóż to już ich problem nie mój) jest po prostu niemożliwe , oczywiście Możesz dalej mówić o podkręconym realizmie ale to śmierdzi na kilometr gadką marketingowca który chce sprzedać jesiotra drugiej świeżości.
Reszta później.
Pozdrawiam
Ciąg dalszy odpowiedzi na Twój post
"Haker i pociąg? To nie była zaplanowana pułapka na Bonda, a tylko dywersja w celu odwrócenia uwagi. Podobnie jak Breivik. Dodaj do tego kostium policmajstra, burdel i chaos częsty w takich przypadkach - dostanie się "do stodoły" nie jest już tak nieprawdopodobne. A w środku... to już ruletka - close combat."
Bzdura skoro był taki genialny, to zostawił by parę takich niespodzianek na drodze Bonda ale oczywiście według scenariusza nagle głupieje o ile istniał jakikolwiek scenariusz.
Po drugie budynek w którym przebywają osoby z najwyższych kręgów decyzyjnych to nie ban spółdzielczy w Berdyczowie i byłby zabezpieczony kamerami, drugą i trzecią linią ochrony, plus alarm i inne zabezpieczenia.
Piszesz "Bond wciąż pozostaje postacią z komiksu - tyle że zmieniły się standardy tego komiksu. Stare "zabili go i uciekł" po prostu się przejadło. Te schematy były może ciekawe i oryginalne 40 lat temu. Po tym czasie zmieniły się na tanie i ograne. Trzeba było coś zmienić, postawili na realizm. Moim zdaniem trafnie."
Przecież Sam Sobie przeczysz z jednej strony mówisz że Bond to postać komiksowa z drugiej mówisz o postawieniu na realizm.
Jaki realizm ? kiedy Bond strzela ze swojej maleńkiej mieszczącej się w dłoni Beretty a przeciwnik odpowiada ogniem z broni automatycznej zasypując Bonda gradem pocisków to już nie jest śmieszne to jest wręcz groteskowe.
Odnośnie pocisków z rdzeniem uranowym
"Pociski ze zubożonego uranu już nie są radioaktywne, jednak jak wykazały badania pył z tego typu amunicji albo w fazie przechowywania albo tuż po trafieniu w cel promieniują. Jest to wyjątkowo trudno dostępny typ amunicji, produkowany jedynie w niewielkich ilościach dla wojska. Pociski z zubożonego uranu są niezwykle gęste i twarde. Szybko utleniają się i pękają, więc niezwykle ważne jest odpowiednie przechowywanie (niska temperatura, brak wody, i najlepiej jak najniższe ciśnienie lub hermetyczne opakowanie). Co ciekawe uran po uderzeniu w solidną przeszkodę zapala się powodując dodatkowe zniszczenia od ognia.
Wysoką szkodliwością cechują się toksyczne pyły uranu i jego tlenki"
Ale to jest Bond on wytrzyma bezpośrednie trafienie z broni przeciwpancernej :) to co nadal będziesz mówił o "podkręceniu realizmu" ?
W muzeum Q wręcza Bondowi kopertę z biletem na samolot na kopercie jest nadruk 007.
I tak mogę wymieniać kretynizm za kretynizmem jaki występuje w Bondzie.
To że na kogoś nakrzyczysz i użyjesz słów uważanych powszechnie za wulgarne nie oznacza że masz rację.
Skyfall ma bardzo słaby i miejscami wręcz głupi scenariusz, twórcy nie potrafią się zdecydować czy postawić na kino w stylu zabili go i uciekł czy też na kino w stylu Bourne-a.
W tym drugim wypadku Bond jest anachroniczny wręcz zbędny tępych cyngli z pistoletem można mieć na pęczki.
Po prostu Bond w oko z oko z nowoczesną techniką nie wytrzymuje próby czasu przynajmniej nie przy takim założeniu jak w Skyfall.
Owszem Casino był jednym z lepszych bondów, ale ciężko porównać to do z Skyfall. Mam wrażenie że to inne gatunki filmowe. A jedyny twój argument to moja literówka :)
ty piszesz: 'Jeśli komuś podobał się Cassino Royale, to tutaj się zawiedzie'
Ja piszę: 'Casino uważam za najepszy film z serii, a Skyfall niewiele mu wedlug mnie ustępuje'
a twoja literówka to już wisienka na torcie
och, widzę, że nadal nie rozumiesz. To dla ułatwienia napiszę dużymi literami: PODOBAŁO MI SIĘ CASINO ROYALE I SKYFALL TEŻ, I TO BARDZO, NIE ZAWIODŁEM SIĘ
Casino to nie było jedno z lepszych Bondów tylko po prostu najlepszy Bond - jeśli był lepszy kiedykolwiek to podaj mi tytuł.
Znawca Bonda się znalazł, DB5 ostatni raz był w Goldfingerze z Connerym, a klasyki kina nawiązaniami (to nie jest bazowanie) żyją, tak samo jak w literaturze pisarze odnoszą się do innych autorów, tak scenarzyści i reżyserzy umieszczają w filmach motywy z innych produkcji.
Uwielbiam Casino, a Skyfall mi się podobał jeszcze bardziej.
To chyba znawco przegapiłeś Goldeneye, Jutro nie umiera nigdy i Casino Royale gdzie DB5 się pojawił:) Prawda jest taka że każdy Bonda lubi za co innego i oglądając po koleji kazdy odcinek ten wyłamał sie najbardzie z wszystkich, niektórym to spasiło innym nie, więc kwestia gustu , ja sie na tym filmie nudziłem.
Źle sformułowałem swoją wypowiedź. Chodziło mi o to, że odniesienie w Skyfallu było do Goldfingera, w reszcie DB5 miał występy gościnne.