Najgorszy Bond jaki widziałem. Kompletna porażka. Bajki na resorach jestem w stanie wybaczyć,
bo w końcu to Bond. Film to klasyczny zabili go i uciekł. Naciągane fakty, brak konsekwencji,
momentami brak związków przyczynowo-skutkowych. Nawet dziewczyna Bonda żyła ok 30 min w
filmie. Główny przeciwnik tak miałki że aż boli, scena z domu Bonda niczym Kevin sam w domu
(co to miało być to nie wiem). I to chamskie bazowanie na legendzie: samochód z filmu z
Rogerem Moorem, nawiązanie do Moneypenny czy oryginalna muzyka z Bonda z lat 80 to
nieudolna próba podparcia filmu.
Jeśli komuś podobał się Cassino Royale, to tutaj się zawiedzie. Bond jest tak płytki, że aż boli to
20 zł wydane na bilet.
Pomijając, że od kiedy pamiętam Moneypenny była biała... To na początku drażniło mnie to co mówiła, później drażniła mnie że mówiła, a jeszcze później drażniła mnie że istniała. Q nie był lepszy, choć jego jeszcze udawało mi się ignorować. Ogólnie ta kpina nie dorasta do mułu w jeziorze w którym Casino Royale moczy nogi. Z resztą ten Bond jest spedalony, pisałem o tym w swoim poście ale administracja tego posta wsysła.
Bond już dawno stracił swój urok od kiedy Craig w nim gra.Miał być niby bardziej realistycznie i bez gadżetów, sęk w tym że bez gadżetów wyczyny Craiga wydają się abstrakcyjne, jak np. skok z helikoptera bez spadochronu(Quantum) czy scena na moście(skyfall).Bond z Moorem był szarmanckim kobieciarzem i do tego sprawiał wrażenie piekielnie inteligentnego, dzięki temu i jego gadżetą sceny kaskaderskie nie wydawał się tak niedorzeczne.Obecnie mamy mięśniak o wyrazie twarzy ćwierć inteligenta, który nawala wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka.To już nie jest Bond tylko B klasowy film akcji w stylu Niezniszczalni