Bondy Campbella i Forstera tryskały energią, świeżością, Bond Mendesa jest stary, zawraca z obranej ścieżki a to bardzo źle wróży... Film niezgrabny i nieporadny.
Filmu nie ogladalem ale mam zamair, bo jestem fanem tej serii. Dla mnie S. Connery byl prawdziwym bondem, a branie Craiga do tej roli to poprostu jakas szopka nic wiecej, koles z calej serii najgorzej ze wszystkich wypada i nic to nie zmieni, to moje zdanie.
Skyfall lepszy od "Quantum"?
W czym?
"Quantum" to było brawurowe kino zemsty (za Vesper) pogodzone ze znakomitym wątkiem pazerności krajów zachodnich wysysających ropę skąd tylko się da. Cynizm przedstawicieli władz USA i Anglii jest w tym filmie przeszywający. W tym sensie "Quantum" jest filmem poruszającym bieżące tematy i autentycznie zaangażowanym. Jakby tego było mało intryga jest do tego stopnia skomplikowana, że i ten trop okaże się mylny. Nie chodzi o ropę, tylko wodę. Państwo można kontrolować tym surowcem, którego mu najbardziej brakuje. Tu nawet Olga Kutylenko ma motywację do działania.
"Quantum" to kino inteligentne, wypływające z jakiejś potrzeby, pisane przez intelektualistów, którzy trzymają rękę na pulsie i obserwują (z lękiem) rzeczywistość.
Skyfall może dziać się wszędzie i nigdzie. Bo nie ma tu żadnego kontekstu do współczesności (poza ledwie wspomnianym przejęciu Hong Kongu przez Chińczyków). Mógłby być o wszystkim. Jest o niczym. Ocala go jedynie wątek osobisty Bonda, powrót do domu rodzinnego. Reszta to sztafaż, jakieś bezsensowne przepychanki słowne.
Skyfall to kino zacofane i oderwane od rzeczywistości, choć paradoksalnie tak nieefektowne, pozbawione fajerwerków sci-fi i w obrazowaniu Anglii tak wiarygodne.
Tak tak tak, wreszcie ktoś pisze z sensem, i jeszcze Green Planet idealnie nawiązuje do obecnej mody na ekologów którzy gdzieś mają ekologie a patrzą tylko jak kasę zarobić. Fakt, że ujęcia w scenach trochę za szybko się zmieniają no i ten skok z samolotu mocno naciągany(ale taki już jest ten nasz Bond) ale całość brawurowa i świetna, i jeszcze te przebitki scen przeplatających się wzajemnie nadają smaczku całości.
Zgadzam się, Quantum, podobnie jak Casino, zyskuje przy każdym kolejny seansie, ma smaczki i głębie. Ze Skyfall będzie jak z nowymi Batmanami, bez magii kina sens w domowym zaciszu będzie nudny i z rzucającymi się w oczy bzdurami.
>> "Quantum" to było brawurowe kino zemsty
Och, widzę, że mamy opanowane podstawy. Ale to za mało, aby przemienić - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - film słaby i schematyczny w "brawurowy". No, chyba, że jako brawurę rozumiemy brak wyobraźni reżysera. Skyfall jest lepszy we wszystkim. Po kilkukrotnym obejrzeniu zyskuje, natomiast Quantum traci, jest żałosnym komiksem dla dzieci z ADHD.
ciekawe... szczerze mówiąc uważam, że najgorzej wypadł w roli 007 Brosnan. Taki słodziutki, wymuskany, taki film z Brosnanem to był istny cukiereczek, a o ile się nie mylę, w tego typu filmach chyba nie o taką atmosferę chodzi. Osobiście uważam, że Sean Connery był genialny w roli Bonda, a po wczorajszym obejrzeniu "Skyfall" i po przypomnieniu sobie 2 ostatnich filmów o 007, z udziałem Daniela Craiga, stwierdzam, że zagrał po prostu rewelacyjnie, i Craig naprawdę rewelacyjnie pasuje do tej roli. W tym aktorze po prostu widzę 100% Jamesa Bonda. Nie widzę jakiejś sztuczności, udawania. Oczywiście zaraz jakiś życzliwy człowiek bd łaskaw stwierdzić, że po prostu mi się Craig podoba jako facet i to dlatego uważam, że jest genialny. Owszem, uwielbiam tego aktora. W przyszłości zamierzam wykonywać zawód krytyka artystycznego i na takiej właśnie zasadzie podeszłam wczoraj do "Skyfall". Po wyjściu z kina stwierdziłam, że cudownie byłoby chodzić do kina i zawsze, albo przynajmniej często, wychodzić z taką satysfakcją z obejrzanego filmu.
Brosnan wymuskany? Na pewno nie w "Goldeneye" i "Jutro nie umiera nigdy". To nie był agent z pistolecikiem Walther ppk, ale komandos który biegał z karabinem maszynowym!
Co do Craiga, chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionowałby jego aktorskich umiejętności. Miał świetny pomysł na Bonda - gra zimnokrwistego zapalczywego bydlaka, buldożer, który staranuje wszystko na swojej drodze, a bandytę dopadnie. Tylko że właśnie ta unikalność w "Skyfall" wyparowała. Nie ma już tego pędu, tego błysku w oku. Bond w jego wykonaniu zwyczajnie spsiał. i to jest kiepskie.
Jeśli komuś brakuje tego "błysku w oku", to ok, być może tego nie było w "Skyfall". Ale mnie to akurat bardzo odpowiada. A jeśli chodzi o Brosnana, to nazwałam go takim wymuskanym Bondem, bo właśnie takie mam wrażenie. Ten samozachwyt jak coś mu się udało, te żenująco słabe texciki kwitujące jakąś udaną akcję, to rzucanie instrukcji obsługi samochodu, żeby po chwili została zamieniona w pył przez lasery tego samochodu. To wszystko jak dla mnie jest tak cukierkowe, że aż się słabo robi. Natomiast Bond grany przez Craiga jest poważny, groźny, ta postać budzi we mnie respekt. Filmy z nim w roli głównej trzymają mnie w napięciu. To jest coś zupełnie innego od tych bajek z Brosnanem. Bajek - bo zawsze wyjdzie z opresji, bo wszystko mu się udaje, bo, kiedy walczy, praktycznie nigdy nie staje mu się żadna większa krzywda. Nie chodzi mi o to, żeby na ekranie lała się "bondowa krew", ale niechże ten film ma kurczę w sobie REALIZM! A nie takie bajdurzenie przez cały czas... I to bajkopisarstwo przerwał wręcz brawurowo Craig.
no więc własnie rozchodzi się o to, że Skyfall rozpościera na horyzoncie powrót do tego schematu. Póki co sam Bond nie jest jeszcze chodzącą doskonałością ale fabuła znowu była komiksowa, znowu były śmieszne tekściki co 5 minut itd.
wydaje mi się, że ironicznych i inteligentnych dowcipów było dokładnie tyle, ile być powinno. Jak dla mnie, te ironiczne żarty, nie były wymuszone i nie były żenujące, jak to bywało w Bondach ery Brosnana.
Nie mówię ze były złe tylko ze było ich dla mnie zbyt dużo - nie nastawialem się na komedię sensacyjną tylko na 3 z kolei film (prawie)szpiegowski.
Ale przy takiej fabule były one konieczne bo potraktowanie tematu na serio groziło poskutkowało by groteską co najwyżej :)
Zgadzam się z twoją tezę .Craig powinien grać Bonda tak jak na początku -twardy ,opanowany i nie do powstrzymania agent !!!
Cieszy, że ktoś tak samo uważa :)
1. Zrób dwie części skrajnie odmienne od pozostałych, które wywindują serię na szczyt
2. W trzeciej części wróć do zużytego schematu i skopiuj Die Hard 4.0 (zauważyliście masę podobieństw)
3. Rozbuchaj kampanię reklamową, jadącą na renomie dwóch poprzednich części
4.???????
5. Profit!
Gorzej - ten film czerpie też garściami z nolanowskiego Batmana. Jak można zrzynać pomysły, postacie i muzykę z filmów akcji o komiksowej konwencji i wykorzystywać to w filmie o Bondzie, kurvva, no jak?! Całkowity brak profesjonalizmu ze strony reżysera :/ Przecież Bond broni się sam, nie trzeba upodabniać go do bohatera z komiksu. Na dodatek Mendes nie potrafi się w Skyfall określić - nie wiadomo, czy chce zrobić film w starym stylu, czy dalej trzymać się nowoczesnego podejścia do tematyki, zapoczątkowanego w Casino Royal. Wygląda na to, że próbował wysilić się na jakiś kompromis, ale to najgorsze, co można zrobić.
Mało się dzieje, a postać wykreowana przez Bardema jest wtórna i przebajerzona. Niestety, przez większość czasu wieje nudą. Tak, najnowszy film akcji z najsłynniejszym szpiegiem w roli głównej jest nudny. Głupot i braku logiki w kilku scenach nie będę wymieniał, bo to nie ma sensu.
Jeszcze ta wszechobecna reklama laptopów Vaio - kolorowe, błyszczące zabawki używane przez jednych z najlepszych agentów świata... W tej części przygód o Jamesie Bondzie wyjątkowo drażniły mnie takie zabiegi.
Pozostaje mieć nadzieję że następny film wróci do konwencji "Casino" i dodatkowo będzie kontynuacja historii o Quantum a Skyfall stanie się czymś w rodzaju spin-offa.
Jedynie śmierć M jest przeszkodą w takim rozwiązaniu bo Skyfall należy umiejscowić wieeele lat po QoS no ale może jakoś reżyserzy z tego wybrną. Ostatecznie niech to nieszczęscne Skyfall wejdzie do "nowego kanonu" ale tylko ze względu na M. - reszta tej nieszczęsnej historii niech zostanie owiana pyłem zapomnienia.
Ech, chyba jestem niepoprawnym marzycielem ;P
Nie byłoby to złe rozwiązanie. Ale obawiam się, że nie bez powodu uśmiercili M - chcą zakończyć wszystkie wątki z nią związane i szykują coś nowego. Tak więc chyba ten dziwaczny mieszaniec będzie kontynuowany.
Jedyna nadzieja w tym, że pojawi się ktoś z zewnątrz, wykupi wyłączność na markę J. Bonda i postanowi kontynuować tą serię filmową, tak, jak należy ;D
Nie bez powodu też zwolnili Neala Purvisa i Roberta Wade'a, scenarzystów "Casino Royale" i "Quantum of Solace" i zatrudnili nudnawego Johna Logana na miejsce Paula Haggisa.
To również sugeruje, że ścieżka obrana przez Sama Mandesa będzie niestety kontynuowana.
Swoją drogą to dziwne zwalniać scenarzystów odpowiedzialnych za odnowę, renowację Bonda, a zatrudniać człowieka, który spycha Bonda do muzeum.
To dopiero jest niepokojące. I jakie niebezpieczne.
Tak z ciekawości. Skyfall - Dark Knight Trilogy. Wymienisz podobieństwa, o których piszesz?
To, co od razu zauważyłem w kinie to:
- duże podobieństwo w muzyce
- postać złoczyńcy kreowana na drugiego Jokera (jego sposób bycia, "plan", okaleczenia twarzy, niektóre gesty i postura)
- cytaty ("Storm is Coming", gadanie o tym, że Joker/Bardem jest o krok przed resztą)
Zagłębiłem się nieco w ten temat, i muszę przyznać, że ludzie na tym forum sprytnie znaleźli jeszcze kilka innych podobieństw. Np historia Bonda o przyspieszonym dorastaniu, motyw powrotu do walki po otarciu się o śmierć itd. To są już bardzo subtelne podobieństwa, ale jednak rzucają się w oczy, szczególnie teraz, po tym, jak niedawno premierę miał TDKR. Podejrzewam, że Mendes żeruje na sukcesie filmu Nolana (no bo był sukcesem kasowym).
http://hmssweblog.wordpress.com/2012/10/18/mendes-says-the-dark-knight-inspired- skyfall/
http://blogs.indiewire.com/theplaylist/sam-mendes-says-he-was-not-at-all-interes ted-in-bond-at-first-took-direct-inspiration-from-christopher-nolans-dark-knight -films-20121018
To wszystko wyjaśnia.
Dzięki. ; )
Podobieństwo muzyki, niestety, też zauważyłem, a o 'inspiracjach' Jokerem usłyszałem przed moim seansem, więc nie moge tego jednoznacznie ocenić, czy rzuciło mi się to w oczy, czy nie. Ale niewątpliwie takie były.
a już się bałem że tylko ja to zauważyłem. Pierwsza połowa filmu to jest "Mroczny rycerz". Bond to Batman, Bardem to Joker. Rozwiązania fabularne też ściagnięte - joker daje się zamknąć, by od środka destruować działania służb itd. Druga połowa to powrót do źródeł. Daje to efekt niespójny, ale oceniam na 7 - bo uwielbiam bondy
W pewnym sensie rozumiem, dlaczego tak oceniłeś Skyfall. Mam bardzo podobnie, może i ten film wkurzał mnie co chwilę swoimi babolami i niekonsekwencją, ale ma też swoje atuty. Nie mogłem dać mniej niż 6.
po zastanowieniu obniżyłem do 6. Bonda nigdy nie oceniłem niżej niż 6 to pewna marka. Ale ten jest jednym z najsłabszych
Silva/Rodriguez jest mocno inspirowany Aleciem Trevelianem czyli 006 z filmu "GOLDENEYE" Martina Campbella.
To też był były agent jej królewskiej mości który właśnie na Anglii chce się zemścić za krzywdy mu wyrządzone. I również w niebywałej skali - chce za pomocą Złotego Oka wysadzić Londyn.
Jego motywacja do zemsty również umocowana jest w przeszłości, ale znacznie bardziej odległej (Silva wraca do przejęcia Hong Kongu, Trevelian do czasów II wojny światowej kiedy to jego rodzice poparli Anglię a ta oddała ich Stalinowi - oczywiście ich zabił.
"Skyfall" to naprawdę mało oryginalny film.
Silva , zgorzkniały agent pragnący zemsty = powtórka z "Goldeneye". Alec Trevelyan miał większe jaja. Nie mazał się do M, tak jak Silva czyni to w "Skyfall". Scenarzyści "Skyfall" nie wykorzystali do końca potencjału jaki tkwił w postaci Silvy.
...ale też nie oszukujmy się, Craig średnio pasuje do tej roli. Zupełnie odstaje od innych Bondów. Tamci byli szarmanccy, przystojni lecz nie powalali muskulaturą, znali etykietę, no i mieli CIEMNE włosy, zupełnie wszyscy jakoś mieli podobną twarz a Craig jest inny ... wiem, to głupie, przecież Craig jest przystojnym facetem..., ale to nie to, jego Bond pasuje do pogoni na samochodach czy śmigłowcach, ale gubi się podczas przyjęć a ambasadora, nie uwodzi tak przekonująco jak dawniejsi "Bondowie". Tak jakoś odbieram tą kreację.
No i scenariusz idzie bardziej w kierunku takiej akcji, mocno przewidywalnej...nie ma zaskoczenia, jakoś świat nie jest zagrożony tak bardzo, psychopaci są mniej psychopatyczni. Wiecie, o co chodzi ?
Zgadzam się, choć nawet pominąłbym słowo konserwatywny. Chętnie obejrzałbym nowego dobrego konserwatywnego bonda z mnóstwem akcji, gadżetów, w klasycznym przebiegu itp... A nie coś takiego!?Przereklamowana kicha!
Wszyscy mają podobnie kiepskie zdanie o tym Bondzie.
Więc ja się pytam: Skąd taka wysoka ocena????
Widocznie nie wszyscy mają takie zdanie. Znam grupę którzy myślą że są "wszystkimi", którzy zaprzeczają klasyce Ojca Chrzestnego i zrównują go co najmniej z "Yyrek kosmiczna produkcja".
Nie jesteście pępkiem świata
oczywiscie racja. na sile starali sie powrocic do tradycji, ze momentami bylo to zenujace i nielogiczne. Bond nie tylko stracil styl ,ale swoj urok, co jest niedopuszczalne. w poprzednich odslonach Craig mimo, ze byl zimnym, wyrachowanym morderca, zachowal bondowski urok i bezczelnosc. bond to bohater, ktory powinien ratowac swiat z szelmowskim usmieszkiem na twarzy, tutaj nie tylko jest slaby ale nawet smutny. gdzie podzialo sie jego wielkie ego? nie mowiac juz o tym, o czym wspominales wczesniej, a mianowicie, ze ten film przekresla caly proces dostosowania serii do naszych czasow.
Ja dodam coś od siebie.
Skyfall był pierwszym Bondem, który obejrzałam (z przymuszenia) w całości i w kinie. Uważam, że była to strata mojego czasu i pieniędzy. Nigdy nie lubiłam przerysowanego Bonda, który niczym kot ma 9 żyć i niczym Taylor Forester z Mody na Sukces wraca z zaświatów.
Film ma AŻ 1 plus : genialna gra aktorska Javiera Bardema jako Silvy. No po prostu koleś kapitalnie zagrał, bez niego Skyfall to byłaby totalna klapa. Jakby nie patrzeć Silva był postacią o różnych obliczach: raz żądnego zemsty byłego agenta, raz świra, a na samym końcu zwracał się do M raz jak kochający syn, a zaraz potem jak zabójca.
Z kolei minusów tego filmu jest wiele:
-już na początku Eve go zestrzeliwuje i pomimo obrażeń i upadku z wysokiej odległość Bond cudownie przeżywa
-Bond w tym filmie jest już stary i brzydki, a nie jak do tej pory piękny i wiecznie młody
-reklama Heinekena (czy tam innej marki piwa), która aż razi sztucznością
-Bond jako postać nie ma ikry, i co bardziej mnie denerwuje, że jako zdradzony agent na silę stara się podlizać M próbując uratować jej życie
- za dużo jest scen z wybuchami itp. brak jakiegokolwiek klimatu
-nawet piosenka Adele, nie powala i jest nużąca
itd. itp.
Ogólnie daje 3/10 za grę Bardema, tak byłoby 1
Bond owszem zmienił się ale poprzednie 20 Bondów było zrobione w pewnej konwencji i jeśli przez tyle lat się to robi to nie powinno się wywracać od razu wszystkiego do góry nogami. Seria o Bondzie nabyła więc pewnych rzeczy nieodłącznie związanych ze sobą. Casino Royale to zabiło choć tam było to wytłumaczone w miarę sensownie, że początki, że to nowy agent etc. ale dlaczego nie było kontunuacją tylko filmwm który po 20 Bondach urwał się gdzieś z chronologii Bonda. Quantum of Solace nic nie ratuje. film nudny, monotonny, bez konwencji Bonda, ot jakiś zwykły agent. Mendes za to zgrabnie połączył to wszystko co było istotne dla Bonda, wrócił humor, jakieś gadżety (sensownie wytłumaczone dlaczego takie a nie inne), nawet te trochę kobiety Bonda było bardziej Bondowskie niż kobieta w Quantum. Nareszcie Bond taki jaki być powinien tylko trochę inny i tak jak kazda kolejna seria z Brosmanem, czy też Moorem będzie sie czymś charakteryzować ale będzie to Bond. Ludzie którzy tu narzekają chyba nigdy Bonda nie czuli i nie rozumieją że Bond nie może być zwykłym śmiertelnikiem.
Trudno się z tym zgodzić.
"Casino Royale" i "Quantum of Solace" zostały zrobione (oba) bardzo konsekwentnie. Oba budowały od nowa nową kulturę Bonda. I były na bardzo dobrej drodze sądząc po akceptacji widowni.
Humoru u Mendesa nie dostrzegłem.
Dostrzegłem za to ignorancję, nieoglądanie się na zasługi poprzedników (bo to Martin Campbell i Marc Forster stworzyli nową jakość Bonda a nie Mendes, który się pod nią podpiął) i wycofanie się z obranej ścieżki, choć we wszelkich materiałach promocyjnych udawanie, że "Skyfall" jest kontynuacją ścieżki Casino i Quantum. Tak nie jest. Co widać gołym okiem. Bond jest stary, stetryczały, zmęczony i co najważniejsze - nieodpowiedzialny (po strzale Eve zaszywa się na wysepce, ukrywa przed MI6, zwyczajnie ma focha, że M wydała taki rozkaz - co za brak profesjonalizmu!). To nie jest Bond naszych czasów. Taki Bond sobie nie poradzi.
Owszem. Konsekwetnie zabiły wszystko co było w Bondzie.
W takim razie współczuje jeśli humoru i różnicy w grze Craiga nie dostrzegłeś. Świadczy to tylko o tym że jesteś (z całm szacunkiem) słabym obserwatorem
Skyfall nie udawał żadnej kontynuacji Casino i Quantum. Campbell miał pomysł ale to nie był Bond jak wszystkie poprzednie. Forster zabił Bonda kompletnie.
Taki Bond właśnie sobie poradzi ponieważ sam dyskutowałęm z wieloma osobami, które Bonda znają od podszewki i oglądały X razy każdą część. Zgodnie można stwierdzić że to Casino a w sczczególności Quantum wprowadziło totalne zamieszanie. Owszem zawsze znajdzie sie grupka osob ktorym sie spodoba ale fakt jest taki że to Skyfall bardziej przypomniało stare Bondy i konwencje sprzed 20 filmów niż dwa poprzednie. Lepiej po tym ostatnim mizernym Bondzie powrócić niż brnąć w tą ścieżke jeśli nie umiało się kontynuować sensownie kwestii z CR
Tak, Skyfall bardziej przypomina stare Bondy, te z lat 60-tych, i to jest jego nieszczęście bo mamy XXI wiek!
Skyfall znów umieścił Bonda w próżni, pod szkalnym kloszem, wszędzie i nigdzie.
Nie na darmo Campbell i Forster utopili balast jakim była zmurszała już tradycja Bonda.
Nie po to dokonali swego rodzaju oczyszczenia by móc wprowadzić bohatera w nowe czasy i umieścić go wreszcie w rzeczywistości, by teraz ktoś (Logan i Mendes) znów nawracał na drogę sztucznych światów, komiksowych przeciwników (Silva) i takiego poziomu ogólności w intrydze (zaginiona lista agentów o którą nikomu tak naprawdę nie chodzi, gdy choćby w "Mission;Impossible" De Palmy dosłownie zabijano się o nią, by tylko nie wyciekła - o wtórności pomysłu nawet nie będę pisał, bo wstyd i hańba bazować na tym samym koncepcie to filmu sprzed... 17 lat, a i tak dziwnie bardziej aktualnym i wiarygodnym.
Skyfall po prostu nie da się bronić. Nie ma czym.
Silva też jest podróbą - Aleca Treveliana z "Goldeneye", który też mścił się na MI6.
Tylko po co kręcić filmy o Bondzie które nie posiadają cech filmów o Bondzie? Jeśli wszystkie elementy typowe dla bondowskiej serii uważamy za zbędny balast, to czemu nie utopić razem z nimi samej postaci Bonda jako archaicznego przeżytku?
"Skyfall" jest jakie jest i nie ma sensu wspominać o wadach jego scenariusza (pominięcie tematu listy, superucieczka z celi z wykolejeniem metra, czy sensowność finałowej bitwy), bo to rzecz jednostkowa. W kolejnych bondach będą nowi przeciwnicy, nowe intrygi i nowi scenarzyści i reżyserowie i będą popełniać własne błędy. Liczy się sam powrót stałych elementów serii - Monneypenny, Q, luźnego potraktowania fabuły, a możliwe że także i gadżetów oraz uzbrojonych samochodów. Ja pragnę tylko powiedzieć - w końcu, oby tak dalej! Bez tych elementów kontynuowanie bondowskiej serii nie miało żadnego sensu.
Weź też pod uwagę że Skyfall jest filmem rocznicowym, 50-cio leciem Bonda - stąd te wszystkie nawiązania do wcześniejszych filmów - chociażby wspomniany SIlva, nawiązujący do "Aleca z Goldeneye". spersonalizowany pistolet nawiązujący do "Licencji na zabijanie" Daltona, początkowa walka na pociągu przywodząca na myśl "Ośmiorniczkę" - Bond dokładnie w ten sam sposób wisi na pociągu na początku obu tych sekwencji, "Tylko dla jej oczu", Aston Martin Connery'ego, wybuchający pistolet z "Goldeneye" i pewnie wiele innych. Być może te nawiązania trochę ciągną Skyfall w dół, jednak są dość uzasadnione ze względu na rocznicowy charakter tego filmu.
Jeśli mam być szczery, to pomimo że lubię nowe Bondy (Casino!, QoS mniej) to są one ciągle jak dla mnie zbyt mało "Bondowate", za mało tam Bonda w Bondzie. Przydałoby się w nich trochę więcej elementów z klasycznej serii. Być może Skyfall prowadzi to właśnie takiej kontynuacji - która weźmie najlepsze elementy z obu "wersji", obu podejść do tematu i stworzy Bonda na miarę XXI wieku, przywodzącego jednak na myśl również starsze filmy. Na coś takiego właśnie liczę.
"zaginiona lista agentów o którą nikomu tak naprawdę nie chodzi, gdy choćby w "Mission;Impossible" De Palmy dosłownie zabijano się o nią, by tylko nie wyciekła"
AutorzeAutorze, zgadzam się. Wątek wykradzionej listy agentów szybko się pojawia i równie szybko umiera w "Skyfall". Kolejny poważny błąd scenariusza.
Tylo pamiętaj żeby używać koniecznie koparkę CAT skoto ten słaby film Cię tak ''zainspirował':)
A może to dobrze, że zawraca? Bo zawraca w stronę starej równie dobrze obranej ścieżki (M, Monneypenny, Q). która Bondowi jednak lepiej służyła niż ścieżka Craigowa, która czyniła z Bondów bardziej typowe współczesne filmy sensacyjne, odbierając serii ten charakterystyczny (być może faktycznie trochę archaiczny i z przymrużeniem oka) styl i klima. Casino, jakkolwiek bardzo dobre, nie było już Bondem, tylko typowym filmem sensacyjnym naszych czasów, z dowolnej (bądź też z żadnej) serii. Być może Skyfall jest jaki jest, bo to tylko film przejściowy? Może to dla Ciebie zła wiadomość, bo seria być może wraca do dość archaicznych korzeni, ale były one zawsze tym, co czyniło Bonda wyjątkowym.
Coś w tym jest, dotknąłeś pewnej prawdy, ale...
ale "Casino Royale" i "Quantum of Solace" bardzo się podobały, choć były zupełnie inne, nowe.
Właściwie to chyba właśnie dlatego wywołały w widzach stan wręcz euforyczny.
Te filmy i nowy Bond naprawdę się przyjęły.
Sukces "Skyfall" tylko to potwierdza (nie jest przecież samoistny, zapracowały na niego 2 jakże udane części).
Sądzę, że widzowie spodziewali się kolejnej odsłony w duchu "Casino/Quantum, a nie nawrotu na lata 60.
"Casino" i "Quantum" nikt już nam nie zabierze, a moim zdaniem dobrze by było, gdyby Bond wziął się w następnym odcinku za Quantum i pana White. Już samo wprowadzenie tej organizacji w poprzednim filmie niejako do pewnego stopnia zawróciło serię na stare tory (skojarzenia ze SPECTRE nieuniknione). Mówiąc szczerze "Quantum of Solace" początkowo zupełnie mi się nie podobało, było zdecydowanie za krótkie i koszmarnie zmontowane, ale potem jednak częściowo do mnie trafiło (chociaż zdania co do długości i montażu nie zmieniłem), jest to mimo wszystko co najmniej poprawny Bond, przebijający na pewno ostatnie dokonania Brosnana. Zresztą patrząc na klasyczne filmy, nie wszystkie były tak kiczowate i przerysowane - chociażby Pozdrowienia z Rosji, w bardzo fajny sposób oparte na grze wywiadów, Żyj i pozwól umrzeć, Człowiek ze złotym pistoletem, czy oba filmy Daltona. Jeśli w następnej części Bond miałby faktycznie wziąć się za Quantum (na co mam nadzieję, porzucenie tego wątku byłoby grzechem) mając jednocześnie wsparcie nowego M, Q, Monneypenny i ograniczonej liczby gadżetów (spersonalizowany pistolet to strzał w 10, do tego komórka i lekko podbajerzony samochód - kuloodporny, może wyposażony w jakąś sensowną broń, ale nic więcej, żadne rakiety, niewidzialności, zdalne sterowania - nic z tego) jednocześnie pozostając Bondem Craigowym, bardziej "prawdziwym" i twardszym niż poprzednicy, a przy tym też nieco zmienionym od czasów Casino i Quantum, zdystansowanym rutyniarzem a nie świeżym, nierozważnym entuzjastą, to jeśli byłoby to zrobione wprawnie, mogłaby to być mieszanka wybuchowa. Takie Quantum of Solace v2, kontynuujące ten wątek, ale jednocześnie zrobione lepiej, dłuższe i z nutką nostalgii z klasycznych Bondów.
Koniec końców, tym co moim zdaniem nieco wybija Skyfall z rytmu jest jego finał. Jest to finał dziwny, nie pasujący do filmu o Bondzie. Myślę, że film lepiej by wypadł gdyby więcej czasu poświęcić wątkowi Szanghaj - wyspa Silvy, a z Wielkiej Brytanii uczyniono tylko epilog, a nie całą drugą połowę filmu. Ta pierwsza część ma jednak kilka naprawdę fajnych i ciekawych scen - jak chociażby współpraca Bonda z Eve w kasynie. Ogólnie chciałem polubić Skyfall, ale trochę się na nim rozczarowałem. Może będzie tak jak z Quantum, po drugim obejrzeniu może bardziej go docenię.
Porzucenia wątku PANA WHITE'a też nie pojmuję.
Nie oczekiwałem kontynuowania wątku z organizacją Quantum uznając, że zdjęcia, które zrobił jej członkom Bond w operze wystarczą. to skrót myślowy - wszyscy będą obserwowani, wszyscy zostaną wyłapani. Ale pan White...
Porzucenie jego wątku jest niechlujne i naganne.
To człowiek współodpowiedzialny za śmierć VESPER.
O co tu chodzi?
Czemu Bond go nie szuka?
Czemu pozwolił mu ujść płazem (jako jedyny zachował się w operze racjonalnie, nie wstał z siedzenia, dlatego dla Bonda pozostał niewidoczny).
Quantum to White. Podobnie jak SPECTRE to był Blofeld. Dopóki White żyje i ma się dobrze, tak samo będzie z Quantum.
Zapowiedź, że w "WIDMIE" pojawi się pan White być może wreszcie wszystko wyjaśni?
Mnie najbardziej dziwią te reklamy Skyfall we wszystkich stacjach.Ostatnio słuchałem Zetki to co 20min nawijali o Bondzie jakie to nie wspaniałe arcydzieło, ba padały epitety typu"arcydzieło filmowe", "najlepszy film o Bondzie".Ciekawe ile producęci musieli wydać na taką reklame?Po obejrzeniu zastanawiałem się co ćpali ci wszyscy krytycy filmowi?.Może i film nie jest zły , ale nazywanie go arcydziełem sztuki filmowej to gruba przesada.
Trudno się nie zgodzić - dodam jeszcze:
1. kryzys wieku średniego, a facet zagra pewnie w 4 kolejnych częściach,
2. teatr absurdów, z których pośmiejemy się razem z HISHE,
3. nie produkujemy wybuchających długopisów, bo nie - a mogli nawiązać do drastycznych cieć w obronności,
4. śmigłowiec Merlin (British Army) w malowaniu lotnictwa Austrii...
5. zbędna "Westernowa" strzelanina, ale Brytyjczycy nie gęsi też swój Western chcą mieć ;-/