Gdyby tak podzielić społeczność oceniającą film na dwie kategorię: tę, która książkę czytała oraz tę, która tego nie uczyniła, znaczna większość obydwu grup jest niezadowolona.
Najczęściej Ci, którzy sięgnęli po Lema stają się niedopieszczeni a Ci, którzy tego zrobić nie zdążyli nie są w stanie owej ekranizacji zrozumieć.
W takim razie, po co tyle zmieniać, tak wiele dodawać, po co te zbędne urozmaicenia, po co tyle niepotrzebności a tak ogromne luki?
Jeśli twórca miał zamiar wnieść w tak wspaniałe dzieło tak wiele ''siebie'' powinien stworzyć coś ''swojego'', jeśli jednak zdecydował się na oparcie i zależność wskazane jest doskonałe powielenie, w taki sposób by wtajemniczeni zostali usatysfakcjonowani a pozostali byli w stanie odczytać sens przekazu.
Czytając oryginał w naszych głowach powstają obrazy, których dosłownego charakteru oddać nie są w stanie żadne słowa. Oglądając daną ekranizację świadomi tego, że niemożliwym jest dosłowne zobrazowanie treści, pragniemy ujrzeć choć małą część tego, jak postrzegaliśmy jeszcze przed chwilą ten wspaniały świat.
Odnosząc się do filmu a znając powieść w tym wypadku widać zupełnie inną bajkę, która mogłaby nawet i być ciekawą, o czym jednak bardzo ciężko jest się przekonać, bo co najmniej trudno jest spojrzeć na nią w sposób obiektywny.
Tak więc te dwa obrazy dla mnie są zupełnie odrębnymi, jednak doceniam ich istnienie bo jest bynajmniej co porównywać bądź krytykować a jedyne co można by tu zarzucić to pretensje do samych siebie, naszego nastawienia czy oczekiwań...