Czy człowiek może wygrać z systemem zła? Nie może. Ale jeśli dziś wymaże z pamięci jedno dziecko, to pewnego dnia już niczego nie wymaże, a sidła się zacisną.
"Sound of Freedom. Dźwięk wolności" został zaszeregowany jako akcja/thriller, choć jest na faktach z elementami dokumentalnymi. Największą zaletą filmu jest brak poprawności politycznej, czyli prawdziwy, otaczający nas świat, w którym czarnoskóra modelka jest czarnoskóra, zatracony gej jest gejem, a grubas jest grubasem.
Miłośnicy awantur serii "Rambo" zauważą niewątpliwe podobieństwo. "Sound of Freedom" nie ma jednak najmniejszych szans na detronizację, bo nie o akcję w nim chodzi. Główny bohater Tim Ballard, służy zupełnie innemu Panu. W "Dźwięk wolności" pojawiają się gesty i słowa które uchwycą tylko osoby odnajdujące Słowo Boże. Reszta może mieć problem ze związkiem przyczynowo skutkowym i się po prostu nudzić. Z kolei dla feministek krzyczących że są na wojnie w niepraworządnym państwie, film może być niezrozumiałą utopią.
Czy seans przedstawia rzeczywistość Polaków? W 2023 roku na szczęście nie, ale jeszcze w powojennej Polsce adopcje bywały różne, a kto wie co przyniesie globalizacja i "kim są, ustali się później".