"Spartacus" niestety nie przetrwał próby czasu. Dłuży się do tego stopnia, że musiałem go sobie podzielić na 3 części... Momentami nuży, męczy, momentami śmieszy (w sensie negatywnym)... Skąd więc tak wysoka ocena? Ano stąd, że momentami również zachwyca, zaś ostatnie pół godziny obejrzałem z ogromną przyjemnością. Cóż, ciężko podsumować film, który wywołuje tak skrajne emocje, zwłaszcza jedną oceną (ale to akurat tyczy się każdego dzieła), niemniej spróbuję dać 7/10...
Zdecydowanie widać wiek filmu, dałem 6 mimo że 5 byłaby bardziej odpowiednia ale za tematykę i Douglasa podwyższyłem.
Aktorstwo w tym filmie śmieszyło, zadziwiające jak mocno przez pół wieku poszły do przodu aktorstwo ,efekty specjalne i scenografie. Film obecnie wydaje się bardzo prosty.
No Douglas i Olivier grali specyficznie, ale mimo wszystko nie najgorzej. Natomiast Laughton zagrał rewelacyjnie! :) Efektów specjalnych nie było, ale za to mieliśmy rozmach i tłumy statystów. Sam fakt ogromu tego przedsięwzięcia budzi podziw. Scenografię rzeczywiście może lepiej przemilczeć ;)
Pracy włożyli mnóstwo ludzie w film to trzeba przyznać. Lecz oglądajac obecnego Spartacusa a starego widać różnicę:D
Jebać efekty specjalne. Ten film to jest 'JA JESTEM SPARTACUS!', a nie jakieś detale.
Laughton i Ustinov - niejednoznaczne postaci, trochę dekadenci, gnijący razem z republiką, trochę obrońcy jej przed nadchodzącą autokracją. Dla nich warto oglądać ten film.
Z kolei Douglas jest jak dla mnie kowbojski, papierowy, szlachetny twardziel, amerykański prosty facet, co walczy w imieniu tysięcy - nie trawię tego. Gra bez kreowania postaci, raczej szablon, archetyp. Może tak miało być?
Mamy tu zestawienie ludzi walczących o podstawową wolność (niewolnicy pod wodzą gladiatora) i ludzi wolność dobrowolnie oddających (obywatele rzymscy w przeddzień triumwiratu).