Czemu?
Jak wspominałem, nienawidzę Holanda. Jego Spider-Man to gnojek polegający na cudzych dokonaniach, bez których by nie przeżył do końca swojego pierwszego filmu. Dalej tak jest i dalej nieporadność i dziecinność bohatera mnie irytuje.
Niemniej pomysł z przywracaniem starych przeciwników okazał się doskonały (może poza jaszczurem, który jakoś zbyt istotny nie był). Starzy znajomi, znane twarze, nowe zagrożenie. I było to wspaniałe do momentu przywrócenia Tobeya i Andrewa do filmu. Ciężko mi to opisać, ale raz, że film nagle stracił dotychczasowy klimat, dwa, że Tobey i Andrew, goście, którzy samotnie niszczyli przeciwników, nagle stali się przydupasami dzieciaka, który bez technologii Starka nie zawiąże sznurowadeł.
Do momentu śmierci May film był bardzo spoko, późniejsze sceny to dla mnie ostry zjazd. Gdyby nie fajny klimat na początku, to za końcówkę dałbym max 5/10.