I to jest właśnie trzeźwa myśl. Kościół nie jest wyznacznikiem prawdziwej wiary. Jeżeli ludziom jest on potrzebny, a występuje problem, to sami powinni chcieć go naprawić i jeszcze bardziej zacieśnić wspólnotę. Jednak wielu ludzi boi się zmian, mimo że prowadziłyby na dobrą drogę. Tu także wiara ludzi jest taka fałszywa: niby wierzą, ale w kwestii "swojego" kościoła często nie chcą uwierzyć, że coś złego w ich otoczeniu dzieje się innym. Co to za wspólnota? Egoizm. Bogaci - prawnicy i inni, którzy mogliby zrobić coś w takich sprawach, najzwyczajniej je olewają, bo przecież ich dzieciom nic się nie stało i nie grozi.
Czasem się słyszy - "Ooo, nie masz dziewczyny jeszcze, pewnie zostaniesz księdzem." To samo w sobie może już coś znaczyć, że dana osoba może mieć problemy w naturze intymnej czy coś w tym rodzaju. Nic dziwnego, jeżeli potem zostaje tym księdzem "bo nie ma innego wyboru", a potem dalej błądzi i wyrządza krzywdę. Straszne i prawdziwe.