Wymowa religijna - dziś zwietrzała i nonsensowna - wtedy była reakcją na czasy komunistycznego, ateistycznego Związku Radzieckiego. Dziś to śmieszy, żaden nadnaturalny byt w postaci jezuska i spółki nie istnieje więc zajmowanie się przestarzałą, zwyczajnie kiczowatą religią nie ma sensu. Wszystkie religie są zresztą bzdurne lecz film odwołuje się do tych dawnych czasów, gdzie wyspecjalizowani szamani dawali wgląd w istotę świata. Starożytna mądrość, choćby Indian, jest więcej warta niż bezmyślne zasuwanie w korporacji dla kasy. Szukano w takiej wiedzy sensu i ucieczkę przed materializmem. Nadać życiu jednej osoby jakiejś wartości. Ze swoją scenografią i zniszczonym światem wygląda trochę jak film typu post-apo tylko bohaterem są nie goście z gunem jak z westernów tylko szarzy ludzie. Film nabiera kolorów gdy pojawia się nadzieja, wcześniej i pod koniec - szarobura rzeczywistość od której chce się uciec by wrócił kolor przy dziecku, niepełnosprawnym ale kochającym życie - symbolu pozytywnej przyszłości - pokolenia, które odmieni egzystencję wszystkich.
Przez takie zabarwienie taśmy film jest też proekologiczny, jak jest ładna przyroda i zieleń film ma kolor, industrializm - sepia.
Trudno jednak nazwać to s-f - to dramat alegoryczny. Na film można patrzeć jak na portret trzech zgorzkniałych archetypów ludzkich, którzy zatracili słodkie dzieciństwo i chcą wrócić do tamtych uczuć, gdy byli dziećmi. Dziecko przeżywa świat inaczej niż dorośli. Lub przypowieść o ludzkości, która musi się wspomagać nawzajem Rozumem, Sztuką i Wiarą ( nie w boga tylko w pozytywne myślenie, które da wymierne efekty ) by mogła przetrwać swoją egzystencję, która będzie miała jakiś sens.
Trudno nie widzieć w temacie Komnaty pewnej analogii z Kubrickiem - Tarkowski już raz kręcił odpowiedź na 2001. Teraz jakby zrobił to po raz drugi gdy wejście do Komnaty ma odmienić człowieka i zrobić z niego anioła.