Jeden z najnudniejszych i najmniej istotnych filmów ze wszystkich, jakie widziałem, a widziałem sporo. Jedynym pozytywem filmu jest niebanalny scenariusz, który niestety został zepsuty fatalną realizacją. Film nudny z wielu powodów. Długie i niczym nieuzasadnione ujęcia. Smętne monologi. Brak jakiejkolwiek akcji. Narzucony oniryzm powoduje, że każda minuta filmu męczy. Główni bohaterowie przekonują w rozmowach jak przerażająca, nieprzewidywalna, zaskakująca, nieokiełznana, bezlitosna, złośliwa i mściwa jest Strefa. Na słowach jednak tylko się kończy. Filmu nie uzasadnia obaw bohaterów, bowiem poza ich rojeniami, nie dzieje się zupełnie nic.
I nie dam sobie wmówić, że filmu nie zrozumiałem, stąd tak druzgocąca ocena. Nic z tych rzeczy! Film jest prosty w odbiorze. Pokrótce: Zona to mityczny wytwór totalitaryzmu, który tak pustoszy zakamarki ludzkiej duszy, że każdy krok człowieka staje się koszmarem. Sparaliżowani ludzie przestają być twórczy i krążą w kółko, bez celu, jak ćmy wokół lampy. Może sztuka, może ludzka solidarność, a może wybitne indywidualności są wstanie popchnąć ludzkość do zmian? Wszystko pięknie i klarownie. Ale z tego nie można zrobić 160 minut filmu! To znaczy można, co udowodnił reżyser, ale ja przeciw temu protestuję!
Na pewno narażę się środowisku akademickiemu, które uwielbia wmawiać sobie swoją wyjątkowość, poprzez podziwianie pojęć niepodziwialnych. Stalker to ołtarz dla nich właśnie.
Co tak personalnie? Wycieczki osobiste zostaw sobie dla swoich wątpliwych znajomych.
Każdy może mieć swoje zdanie, a tu jest miejsce żeby je wypowiadać, więc daruj sobie ten ton.
Ja na przykład w przeciwieństwie do doman18 kocham Mass Effecta, i po przejście trójki jestem pod wielkim wrażeniem całości, ale jedyne co napisałabym, to, że mam inne zdanie, a nie oceniała sposób jego myślenia i starał się wywyższać, bo jestem TAKA mądra.
Nie pozdrawiam, nie widzę potrzeby.
Nie widzę, żebyś miał ocenioną którąś z części Mass Effecta, więc wątpię, czy choć jedną przeszedłeś.
Fan Duke Nukem Forever (gniotu dla debili) i wszystko jasne.
Męcząca jest ta moda na bycie ignorantem. Odmieńcem. Ci, którzy pragną się wyróżniać swoją "wyjątkowością" najczęściej stają się po prostu typowymi "mądralami". Kreującymi się na kogoś więcej przez swoją mowę. Mądry człowiek robić tego nie musi- nie musi podkreślać na siłę swojej odmienności- on zna swoją wartość. I zna wartość drugiego człowieka -> tym zapominacie prawie tu wszyscy. Traktujecie się jak wrogowie.
nudny ponieważ nie ma potworów i strzelania? Człowieku weź się zastanów zanim coś napiszesz bo aż przykro mi się robi że tacy idioci żyją. :(
Znowu "pseudointelektualiści". Dlaczego ludzi, którzy w przeciwieństwie do Ciebie są w stanie zrozumieć i docenić sztukę Tarkowskiego, wrzucasz do tego obrzydliwego wora z napisem "pseudointelektualista"? Mogę wysłuchać krytyki dla filmu, mogę się pospierać w granicach rozsądku, mogę bez problemu przyjąć zdanie oponentów, którzy nie podzielą mojego, że film jest arcydziełem... ale nie ścierpię jak każdy następny rozmówca swoją wypowiedź (nawet całkiem interesującą) przyozdobi kolejnym "bla bla bla, pseudointelektualisci się nad tym spuszczają, bo chcą uchodzić za wyjątkowoych, bla bla bla..."
"Na pewno narażę się środowisku akademickiemu, które uwielbia wmawiać sobie swoją wyjątkowość"
"rozwleczonym, jak stary sweter, pseudodziełem, które fascynuje bubków próbujących wmówić sobie własną nieprzeciętną inteligencję"
"Pseudointelektualiści się pocą nad wspaniałością tego wiekopomnego dzieła. Bo im się wydaje, że jak inne, jak długi, to takie mądre i złożone"
Śmiech mnie ogarnia jak czytam kolejne takie przytyki. Z tych zdań stworzyć można wasz obraz, obraz ludzi z kompleksami, którzy koniecznie muszą dopieprzyć innym, jakby w chęci wyładowania swojej frustracji spowodowanej tym, że "biedny ja nie rozumiem filmu, a oni tak, co za pseudointeligenty jedne, ciule, barany, środowisku TFU! akademickie"
Beka z was. Pseudointeligentofoby. ;)
Myślę, że czas wskazać pewną prawidłowość.
Grupa pierwsza: ci, którzy polubili ten film, zachwycają się nim, może nawet uważają go za arcydzieło (nota bene - średnia ocena moich 54 znajomych: 9.39). Niektórzy przedkładają jego interpretacje, inni zaś je czytają, a następnie komentują, korygują, wzbogacają, albo przynajmniej za nie dziękują. Traktują ten film jako pewną wartość, coś istotnego, i tak też odnoszą się do wszelkich prób jego zrozumienia, może i nie za każdym razem uwieńczonych powodzeniem.
Grupa druga: ci, którzy film ten, z różnych powodów, odrzucają. Nierzadko to prowokatorzy, wystawiający 1/10 i dopisujący tu durne komentarze. To, na co warto zwrócić uwagę, to to, że żaden (!!!) nie przedłożył jakiejkolwiek krytycznej analizy i interpretacji filmu (standardowe stwierdzenia: "nuda nuda nuda"), ale konsekwentnie i systematycznie wygłaszają negatywne opinie o tych, którzy należą do powyżej wspomnianej tzw. grupy wielbicieli.
Cały wysiłek przeciwników tego filmu jest skierowany przeciwko tym, którym on się podoba (dowodów tego na całym tym forum zebrać można mnóstwo). Natomiast to, czego przede wszystkim domagają się od nich zwolennicy tego dzieła, na przykład ja, to solidnego wywodu, dlaczego ten film się nie podoba i nie ma prawa się podobać (tak jak to twierdzą ci, którzy przyznają 1/10). Niestety, tego najpewniej się tu nigdy nie doczekam, bo ci, którzy wypowiadają się przeciwko "Stalkerowi", zazwyczaj nie mają do powiedzenia czegokolwiek interesującego o filmach w ogóle - nawet tych, które cenią.
Tak zatem wszystko staje się oczywiste. :-)
Pozdrawiam.
to jest jakaś moda chyba. dzialanie na zasadzie - nie rozumiem filmu, nie lubię reżysera, gatunku itd to wstawię ocenę jeden i użyje jakże mocnego argumentu, że jest to kino dla pseudointelektualistów.
ja nie lubiłam włoskiego neorealizmu. ale nie stawiałam oceny 1, nie obrażałam jego miłośników, tylko oglądałam film jeden po drugim. i zmieniłam zdanie.
Nie lubię Felliniego. obejrzałam kilka filmów. jedne oceniłam, inne zostawiłam, i obejrzę ponownie. ale nie bulwersuje się jaki to Federico jest nudny i beznadziejny.
Najbardziej bawi mnie to, ze ludzie którzy oceniają takie filmy dając im wysokie oceny potrafią dokładnie opisać swoje odczucia. Natomiast większość osób, które nie polubiły filmu koncentrują się na tym,żeby obrazić miłośników reżysera. i co oznacza ten, tak modny ostatnio, wyraz- pseudointelektualny? co jest intelektualne, a co pseudointelektualne?
nie znam Tarkowskiego osobiście ( niestety), ale intuicja podpowiada mi, że kiedy tworzył swoje filmy, nie siedział zadumany i nie rozmyślał nad tym, aby koniecznie przypodobać się intelektualistom. (pseudointelektualistom chyba też nie)
i ostatnia sprawa- ciekawe ile osób, które oceniają filmy takich twórców jak Tarkowski (ale nie tylko) spróbowało wrócić do filmu, obejrzeć go ponownie, i ponownie. Ciekawe ile z tych osób spróbowało dowiedzieć się o filmie lub twórcy czegoś więcej - nie przez zerknięcie do Wikipedii, ale książkowej biografii reżysera. Ale możne czytanie książek tez jest zbyt pseudointelektualne?
Zwyczajnie tutaj działa zasada myślenia "My nie gorsi!". Tok rozumowania typu,"Ja nie rozumiem, to inni nie mają prawa zrozumieć i najwyraźniej udają". Niestety taka butna i pyszna postawa jest domeną małych ludzi o co najwyżej przeciętnym intelekcie, wyrobieniu, obeznaniu. Dla takich osób literatura filozoficzna to Paulo Coehlo, kino ambitne to Aronofsky a muzyka klasyczna to Rubik. Wydawać by się mogło, że paradoksalnie, ale to właśnie ludzie o otwartych głowach mówią znacznie częściej "nie wiem", "nie rozumiem", ale wynika to z chęci zrozumienia i poznania jak i pokory oraz świadomości własnych ograniczeń, co jest dużym osiągnięciem. Natomiast człek prosty jest dumny ze swojego wątłego intelektu i jakże bezczelnie obnosi się jego wartością. W takim mózgu nawet nie przemknie myśl, że to może ja jestem ograniczony, taki mózg nawet nie jest w stanie wytworzyć takiej tezy. Chyba rzeczywiście "pseudointelektualista" jest modnym hasłem wśród prostaków. Przecież żaden z nich nie ma na tyle pokory by stwierdzić, że ktoś jest mądrzejszy od niego. Nie wiem skąd utarło się dziwne przekonanie, że świat jest sprawiedliwy i każdy film, książka czy zdanie jest zrozumiałe dla każdego. Są rzeczy przeznaczone dla idiotów, dla przeciętniaków i dla ludzi inteligentnych. Niestety przeciętna osoba jest beznadziejnie głupia. Takie są cechy gatunkowe i trzeba się też pogodzić, że jeszcze całe mnóstwo ludzi jest głupszych od przeciętnej. Wydaje mi się, że chodzi o zwyczajne cwaniactwo i chęć ukrycia swoich słabości. Jeśli ktoś jest brzydki to widać od razu i nie uda, że jest piękny, jak ktoś gruby, to nie będzie uprawiał lekkoatletyki, ale jak ktoś jest przeciętnego intelektu to mu się wydaje, że może poudawać kogoś mądrzejszego niż jest i to jest właśnie pseudointelektualizm. Tak dla jasności, chyba warto otwarcie powiedzieć tym mędrkom-pyszałkom, że nabrać mogą kogoś głupszego od siebie, albo na ich poziomie, ale nie kogoś mądrzejszego. Taki zawsze będzie wiedział z kim ma do czynienia, więc radzę się zwyczajnie nie kompromitować i nie udawać mądrzejszych lub cwańszych niż się jest w rzeczywistości.
_Larysa: ciekawe tylko czy ktokolwiek chciał tego słuchać?
zarazzapomnelogin: Ja.
Jeden z najciekawszych wpisów na temat "Stalkera", jakie się tutaj, na forum, pojawiły.
Pozdrawiam serdecznie.
Dokładnie. Naprawdę czyta się to świetnie!
@Larysa
Masz prawo mieć to gdzieś co ten człowiek napisał, ale też nie błysnęłaś inteligencją w odpowiedzi na JesusChrysler więc ten epitet jak również prześmiewczy ton odpowiedzi na post oookasha nie był kompletnie potrzebny. Ja też uwielbiam gry i STALKER jest akurat w poczecie moich ulubionych zaraz obok Bioshocka, Falloutow, Alice Mcgee, Painkillerów, Wiedźmina 1 (w 2 nie grałem) oraz moim zdaniem prawdziwym majstersztykiem czyli Planescape:Torment. na czele ich wszystkich. Jednak fakt że jakiś film jest niestrawny czy nie zrozumiały wcale nie oznacza że po prostu się je oleje i pójdzie dalej. Czasem warto się zainteresować, poczytać o tym dlaczego innym ten film się podoba bo tylko krowa zdania nie zmienia. Ja miałem średnie zdanie o Obywatelu Kanie a dopiero analizy użytkowników pozwoliły mi wychwycić smaczki i docenić je. Możesz uważać że to zwykła "kontepmplacje nad kałem i wnioskowanie co chciał przekazać jego twórca tworząc je w takim a nie innym kształcie" ale dla innych jest to nie zapomniane przeżycie i mają radość z analizy 4 dna.
A no właśnie nie umieszczony, i nie umieszcze go tak jak nie umieściłem Baldurs Gate. To jest klasyczny Bioware, świetna epicka historia, akcja zapierająca dech w piersiach, przygody, multum postaci, świetniy motyw z Reaperami ale jak zwykle ilość przesłania momentami jakość. Postaci są dość schematyczne, jedynie ten doktorek z dwójki miał bardzo ciekawą historię powiązaną z nieszablonowym systemem wartości, no i assasin nawet był klimatyczny ale jego misja lojalnościowa tak spłycona że aż się płakać chce. Większość misji nie jest przesadnie urozmaicona, owszem człowiek się nie nudzi ani chwili ale też nie są ułożone tak że z chęcią się poznaje fabułę każdej misji.
Po prostu po przejściu obu części ma się "tylko" uczucie "ooo to było świetne, genialnie się bawiłem" natomiast po ukończeniu gier które wymieniłem ja miałem uczucię "...ooooohhhhh ... to ... było ... to było... łaaaaaaał". Natomiast Planescape tu już całkowicie inna bajka. Przeszedłem ją 3 razy i za każdym razem na napisach końcowych miałem uśmiech na twarzy, motyle w brzuchu, przeszklone oczy i to dziwne uczucie szczęścia połączonego ze wzruszeniem i uczuciem spełnienia. Naprawdę niewiele rzeczy wywołało u mnie podobny stan.
Tak tylko dodam że po prostu od Bioware (interplay) wolę ich kumpli z Obsidianu (Black Isle)
No co Ty. Do kosmitów się strzela? Strzela się. Statek kosmiczny jest? Jest. Czego Ci więcej potrzeba do szczęścia???
20/10.
Tak serio to "Mass Effect" dla mnie jest arcydziełem (o ile takie pojęcie funkcjonuje w tego rodzaju rozrywce, nie bardzo się orientuję). ME 1 kiedyś może nawet powtórzę. Natomiast ME 2... nie przeszedłem, żałuję, brakło czasu. Co do ME 3, to niewiele wiem, ale kiedyś skorzystam. Na pewno - wszak seria, jak wspominałem, 10/10 - z serduszkiem. :-)
Pozdrawiam.
No widzisz.
Wiele lat temu, wiele, naprawdę wiele - CZYTAŁEM opowiadania i powieści SF. Znam tego naprawdę dużo - ale większość dzisiejszych zwolenników tego gatunku zbyt oczytana nie jest, znają głównie filmy i seriale (to sprawdzone, dziś nawet najwięksi zwolennicy nie wiedzą, co to "Don Wollheim proponuje" czy "Droga do SF"). Z ogromną przyjemnością odkryłem, iż twórca scenariusza tej gry jest niezmiernie obeznany z tymi motywami. Mógłbym je pewnie tu wypunktować, kiedyś nawet zacząłem spisywać, ale zrezygnowałem. Obecnie nie pamiętam już tego dokładnie.
Wnioski? Nie znam się na grach, przeszedłem ledwo kilka. Wiem jednak, iż ktoś, kto ułożył do ME scenariusz, dobrze znał literacką SF. To coś wyjątkowego dzisiaj i za to - arcydzieło, za to! "S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla" jest przy tym jednak cienki (acz obie pozycje są bardzo grywalne).
Zatem - jeżeli potrafisz wymienić, jakie motywy z literatury SF odnajdujemy w ME, to w porządku, uznam, że wiesz, o czym piszesz.
Mnie przekonał nie tyle sam scenariusz - ot, klasyczna space opera - a sama żonglerka motywami znanymi z literatury SF. Za to zawsze będę doceniał ME. Poczułem się, jakbym znowu, po tylu latach, znalazł się w tych czasoprzestrzeniach, które ongiś tak mnie fascynowały. To dla mnie przesądza o wartości tytułu.
A mankamenty... też były. Jeden kojarzę - na przykład, misje były "pilne", a bez względu na to, jak długo je odkładałem i tak wszystkie się zaliczało. Czyli coś tu z "czasem" było jednak nie w porządku. Miałem i inne zarzuty...
Niemniej jednak postrzelałem sobie do kosmitów, do tego - przypomniałem, jak bardzo może cieszyć SF. Według mnie niewiele współczesnych seriali i filmów tego gatunku potrafi równie usatysfakcjonować.
Natomiast film na podstawie gry - to już będzie nieporozumienie. :-)
Dodam jeszcze, że obecnie uznaję tylko i wyłącznie jedną grę.
Polecam: http://www.cosmopulse.net/intro.htm
Zarejestrujcie się, a wszystkim Wam chętnie przetrzepię dupy, he he he...
Mass Effect daje rady. Jest jakaś space opera w filmach, która dawałaby podobną satysfakcję? Star Trek 11, nowa trylogia SW, Serenity? Nie umywają się.
Narzeka się na uproszczenia względem RPG - że to nierasowe, że strzelanka - pal licho z tym.
S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla - podoba mi się bardziej niż Bioshock. Trzeba się wziąć za dodatki.
"Star Trek 11, nowa trylogia SW, Serenity? Nie umywają się."
"Serenity" może nie, ale projekt "Firefly"/"Serenity" wypada nieźle (chyba że oba te tytuły miałeś na myśli, serial + film). To znaczy wiele ma zalet, ponadto samo wnętrze statku kosmicznego, załoga i życie tam zostały nakreślone w sposób dość pełny (przynajmniej jak na amerykańskie produkcje tego typu). Mnie się udało polubić i zapamiętać każdego z bohaterów, a to rzadkość w moich kontaktach z ekranową SF.
"S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla" jest rewelacyjny, oczywiście. Mnie chodziło powyżej o to tylko, że jeżeli patrzymy pod kątem wykorzystania motywów fantastycznonaukowych, to ME wypada jednak korzystniej (wiele zakresów, pomysłów).
Firefly nie poznałem. Interakcje między postaciami pewnie i są pełniejsze - w końcu serial. Serenity z kolei jako, że film kinowy cechuje większy rozmach. Mass Effect posiada od początku do końca i jedno i drugie. Na XXI wiek w space operze nie wiem co jej daje rady. Battlestar Galactica? Hmm, gdybym tylko oglądał seriale. Cowboy Bebop? Słyszałem o tym trochę dobrego. Może na to popatrzeć?
Nie mam nic do seriali SF - niektóre są przyjemne (no dobra, sporadycznie robię w związku z nimi "zadymy", he he he). To zazwyczaj głupoty, ale niekiedy trafi się rewelacyjny tytuł. Oczywiście, polecam "Firefly", bo tak naprawdę to jest podstawa, "Serenity" był tylko z konieczności (serial przerwano). BG - nie przepadam, ewentualnie to z 1978. CB nie znam.
"Mass Effect" mnie zauroczył i tak już pozostanie. Z tym że ja nie jestem żadnym ekspertem w sprawach gier. Znam może 25-30 tytułów, z czego ukończyłem, jak teraz liczę, nie więcej jak 1/3. Jednak nic mi nie dostarczyło takiej frajdy w zakresie space opery jak właśnie ta gra i serial Jossa Whedona. To według mnie dzieła tego pokolenia, które wychowało się na SF i potrafi twórczo wykorzystać tę konwencję.
Natomiast serial może być nawet dziełem sztuki w prawdziwym tego słowa znaczeniu. "Mahabharata" (1989), "Idiota" (2003) - to ewidentne przykłady. Uzbierałoby się tego kilkadziesiąt tytułów.
Z zakresu SF polecam:
http://www.filmweb.pl/serial/Firefly-2002-108606
http://www.filmweb.pl/serial/Pami%C4%99%C4%87+absolutna+2070-1999-107640
http://www.filmweb.pl/serial/Charlie+Jade-2005-216008
Z anime:
http://www.filmweb.pl/serial/Ghost+in+the+Shell%3A+Stand+Alone+Complex-2002-9308 5
http://www.filmweb.pl/serial/Texhnolyze-2003-201352
http://www.filmweb.pl/serial/Wirtualna+Lain-1998-98877
Wreszcie to: http://www.filmweb.pl/serial/Notatnik+%C5%9Bmierci-2006-349326
Wszystko zależy od tego, ile masz czasu i jak traktujesz serial. Dla mnie to i rozrywka, i tzw. niezawodny "odstresowywacz" - po pracy czasem niezbędny. Ale dopowiem, że te powyższe tytuły naprawdę zasługują na uwagę.
Pozdrawiam.
ME to dno. Polecam zagrać w System Shock 2, to jest prawdziwe Sci-Fi. A no i Stalker: Cień Czarnobyla miażdży ME pod każdym względem.
uzyskać błogosławieństwo od królującego tu, jak dotąd niepodzielnie, Marscorpio- bezcenne :)
Też tak myślę, bardzo ciekawa analiza treści filmu. Rzuca siew oczy subiektywność naszego odbioru tego filmu. Charakterystyczny jest też całkowicie inny odbiór tego filmu przez ludzi "nie wychowanych" na twórczości Strugackich. Sporo z tego filmu nie da się poprawnie zinterpretować bez zapoznania się z ich powieściami. Twórczość Stugackich jest WYJĄTKOWA, nie da się jej porównać z niczym innym. Jest jak dobre alzackie wino, pierwszy łyk przypomina zagubiony gdzieś w przestrzeni rok z którego pochodziły jagody tworzące ten wyjątkowy smak.
Jestem w dużym pozytywnym szoku. Chyba najlepsza interpretacja, jaką do tej pory tutaj czytałem. Zgadzam się w pełni ze symbolicznym znaczeniem wody i psa stróża. Brawo.
Dzięki wielkie za wszystkie słowa uznania i przebrnięcie przez moje grafomańskie wypociny :)
_Larysa, Tobie również dziękuję, bo mimo że nie wniosłaś do tematu nic poza oczywistym stwierdzeniem, że mój wpis jest długi, to Twój odkop sprawił że kilka osób przynajmniej go przejrzało. Uważam jednak, że nazywanie kogoś "nadętym, nabuzowanym trepem z gilem pod nosem" tylko na podstawie domysłów kogoś innego co tamten może sądzić na temat graczy, uważam za przejaw braku dobrego wychowania i smaku.
PS: Jestem zapalonym graczem, ale preferuję wyścigówki, z serią Gran Turismo na czele.
jejku jaka to żenada, gdzie nie wejde na forum to jest to samo. Fani filmu piszą że antyfani są tępi (no może nie piszą tego tak dosłownie ale jest to w pewien sposób ukryty sens ich wypowiedzi) a znowu antyfani twierdzą że film podoba sie ludziom którzy chcą pokazać jacy to z nich inteligenci itd. LUDZIE! To co komu sie podoba to tylko i wyłącznie ich sprawa i tyle. Gusta są jak d*pa, każdy ma inną i tyle. Nie wiem po co te kłótnie i wzajemnie przekomarzanie sie.
No a co do filmu. Od baaardzo dawna zabierałem sie do jego obejrzenia, w końcu sie skusiłem i... film mnie nie zachwycił. Po prostu. I to nie oznacza że preferuje filmy z wybuchami i efektami jak to ktoś wcześniej napisał, nic z tych rzeczy. Po prostu... oglądanie 5 minutowych scen kiedy trzech facetów jedzie na drezynie jest dla mnie nudne, niestety. Do tego nie uważam sie za żadnego geniusza ale film jest bardzo prosty w odbiorze. A problem w tym że zamysł twórcy był chyba inny, miał zmuszać do myślenia i refleksji, niestety ale przekminy jakie niesie ze soba ten film ma chyba każdy w swoim życiu. W żaden sposób to nie jest nic odkrywczego ani niesamowitego... a wg autora chyba miało być. Zresztą co ciekawe to do tego filmu i że tak powiem celu jaki ma ten film najbardziej pasuje mi ta "mowa" pisarza o tym jak to czytelnicy zamiast sie uczyć z książek to oni je "żrą", nie obchodzi ich przesłanie i nauka jaką niosą jego książki, po prostu są one pochłaniane bez namysłu. Od razu po skończeniu seansu właśnie ta "mowa" mi przyszła na myśl gdybym miał opisywać ten film i cel jego twórcy. Tarkowsky chce zmusić ludzi do myślenia a ten film to swoisty sprzeciw wobec konsumpcyjnemu odbieraniu kina czy ogółem sztuki. Może to przypadek i czysty zbieg okoliczności, może to mój wymysł, po prostu tak odbieram ten film. Symbole, dwuznaczność itd, wszystko ładnie pięknie... ale słabo sie to ogląda po prostu. Wiem ze to film nie na niedzielne popołudnie przy schabowym i rosołku ale dla mnie to po prostu banały ubrane w piękne szaty oryginalności.
Zaznaczam od razu że powyższe wypowiedzi i opinie są czysto SUBIEKTYWNE.
Pozdrawiam :).
Aaaaa jeszcze jak o grach temat to napisze o swoich ulubionych czyli Bioshock, Silent Hill 2 i Condemned: Criminal Origins!
Gość nakręcił film dla śmiechu, abyście doszukiwali się sensu, którego nawet tamten nie znał :-D
Co by było, gdyby było właśnie tak?
Z chęcią odniósłbym sie tylko do wypowiedzi edgemoon i ookash, ale niestety jak zobaczyłem "wywody filozoficzne" innych użytkowników i straciłem wszelkie chęci:-/ Nie jestem żadnym specjalistą ani człowiekiem z niewyobrażalnym IQ więc być może nie do końca zrozumiałem wszystkie motywy, nawiązania i metafory,... itd itp zawarte w filmie, ale wiem że jeżeli ktoś nie potrafi odnieść tego filmu do sfery duchowej lub i nawet fizycznej, oraz używa tak bezsensownych, okrojonych i nieprzemyślanych argumentów(nie będę wymieniał kto to taki, ale i tak wszyscy wiedzą) to powinien poważnie zastanowić się nad swoja własną egzystencja i czy aby na pewno zasłużył by nazywać siebie homo sapiens sapiens. Interpretacja dzieła, jakiegokolwiek z resztą nie tylko filmowego, jest rzeczą indywidualna i dlatego też nie chciałbym nikogo szykanować, ale po prostu mnie wkur...a jak ktoś udowadnia na forum, że jest pozbawionym umysłu troglodytą... Dzieło pozostaje dziełem, szmire można ocenić na 1/10, ale nie można tak profanować sztuki!
PS: szmira to coś co ktoś próbował nazwał sztuką, dziełem czy jakkolwiek inaczej, a jedyne co wywołuje u odbiorcy, oczywiście jeżeli takowy wytrzyma ten obraz, to odruch wymiotny.
Wystawiam ocenę filmu a nie scenariusza. Scenariusz to spisany na kartce pomysł na film. Scenariusz może być więc ciekawy, niebanalny, a film zrealizowany na podstawie tego scenariusza może być nieciekawy i banalny. Podobnie dzieje się z muzyką do filmu, zdjęciami itp. Świetne zdjęcia - film do d., świetna muzyka - film do d.