PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30808}
7,9 34 tys. ocen
7,9 10 1 34417
8,9 47 krytyków
Stalker
powrót do forum filmu Stalker

Niebezpieczeństwo istnienia "spełniarki życzeń", objawiające się tym, że dostajesz to, czego naprawdę chcesz ty sam w głębi serca, z czego nie zdajesz sobie sprawy, i co uświadomi ci, jak mało w istocie jesteś wart. Poszukiwanie celu, senstu życia vs cel / sens takich poszukiwań / niemożność znalezienia jednego i drugiego bez wiary. Wiara w zderzeniu z rozumen - które z nich daje szczęście? Czy zostaje sie straceńcem, bo tak się życie układa, czy życie tak sie układa, bo jest się straceńcem? Miłość, sprawiająca że "gorzkie szczęście" jest lepsze niż żadne, jedyna (?) obrona wątłych ludzkich istot przed światem/Strefą/życiem i śmiercią.

I tak dalej, i tak dalej, bla bla bla - same ważkie pytania, można je zresztą mnożyć. To wszystko w filmie jest. Tylko co z tego, skoro podano je w formie tak nudnej, że już nie można bardziej?

Tego właśnie nie lubię w tzw. ambitnych filmach, w tych wszsytkich Bergmanach, Lynchach i innych Kieślowskich. Tego, że są takie męczące, rozwlekłe i często niezrozumiałe. Pod tym względem "Stalker" Tarkowskiego bije wszelkie rekordy. Ten film jest zajebiście, ale to ZAJEBIŚCIE nudny. Dłużyżny. Rozwlekłe sceny, w których nic się nie dzieje i nikt się nie odzywa. Rozwlekłe ujęcia nieruchomego krajobrazu. Pod koniec bohaterowie siedzą obok siebie przed komnatą życzeń i nic nie mówią ani się nie poruszają - ta scena trwa trzy minuty. Bo dotrwałam do końca, przykuta determinacją obejrzenia zachwalanego arcydzieła na podstawie jednej z moich ulubionych książek (BTW - jeśli ktoś się spodziewał ekranizacji "Pikniku...", srodze sie zawiedzie, bo z fabuły nie zostało prawie nic). Nuda wyziewa z każdej klatki tego filmu, z każdej sceny, z każdego ujęcia. Pod koniec już całkiem serio myślałam, że skonam.

Dobre dialogi, zwłaszcza pod samą komnatą, końcowe rozważania stalkera i monolog żony. Dobra muzyka, niestety było jej jak na lekarstwo. Końcowe ujęcie wymarłej okolicy musiało robić niesamowite wrażenie zwłaszcza po Czarnobylu (i wciąż jeszcze robi) - pod tym względem film okazał się doprawdy proroczy. Jest własnie tylko to jedno ale - że jest nudny jak jasna cholera.

Już słyszę krzyk, że tak właśnie ma być. Że taka była wizja reżysera, którego geniuszu nie jestem w stanie pojąć z powodu braku wiedzy filmowej, więc może niech wrócę do oglądania "American Pie". Że ta rozwlekłość akcji (jakiej akcji?!), oszczędność środków wyrazu, powolna praca kamery, miało tę wizję objawić - oczywiście tylko widzowi wrażliwemu na takie mądre rzeczy. Że w odróżnieniu od hollywoodzkiej papki miało zmusić do przemyśleń. Ok może tak rzeczywiście jest. Tyle tylko, że to samo można było przecież osiągnąć bez wystawiania wytrzymałości widza na aż taką próbę wytrzymałości. To jest film dla hardkorowców. Nie jestem hardkorowcem. Wkurza mnie drętwota, rozwlekłość, przegadanie, nuda i absolutny brak humoru, choćby nie wiem jak ważny problem folozoficzno-egzystencjalny był w tym filmie poruszony. A żaden z filmów, które widziałam, nie posiadał takiego stężenia tych wszystkich składników, jak właśnie ten. Podsumowując - dla mnie ten "Stalker" okazał się wielkim
rozczarowaniem.

ocenił(a) film na 10

"Ten film jest zajebiście, ale to ZAJEBIŚCIE nudny. Dłużyżny. Rozwlekłe sceny, w których nic się nie dzieje i nikt się nie odzywa. Rozwlekłe ujęcia nieruchomego krajobrazu. Pod koniec bohaterowie siedzą obok siebie przed komnatą życzeń i nic nie mówią ani się nie poruszają - ta scena trwa trzy minuty."

Aleś Ty niecierpliwa...

"Już słyszę krzyk [...]".

Ale ja... nie krzyczę.

"To jest film dla hardkorowców. Nie jestem hardkorowcem."

Hmmm... Uwielbiam "Stalkera". Ale hard core'u nigdy nie akceptowałem. Nudna muzyka, prymitywna.

użytkownik usunięty
marscorpio

Ja jestem hardROCKowcem. Lubię "Scorpions". Ale hardcorowcem na pewno nie.
Pani Merricat nie chodziło o słuchaczy hard coue'u, tylko o radkorowców. Ci pierwsi słuchają dość...specyficznej muzyki, jak dla mnie. Ci drudzy wspinają się po piorunochronach.

ocenił(a) film na 10

Tajemniczyduchu, Tajemniczyduchu,

Miejże Ty, chłopie, rozum. :) :) :)

To niby ja mam być – jako jeden z wielbicieli „Stalkera” – owym "radkorowcem", co się po piorunochronach wspina??? Że Ty, to mnie nie dziwi, bo ktoś, kto tak uwielbia „2001: Odyseję kosmiczną”, to do każdej ekwilibrystyki, nawet w kosmosie, powinien być przygotowany. Ale ja? Chłopie, ja bez balkonika rehabilitacyjnego to się do kibla nie wybieram, a to zaledwie 10 metrów od komputera, gdzie właśnie odpisuję.

To dlatego tak upodobałem ZONĘ. Tam spokój, cisza i wszystko powoli się odbywa. Nigdzie nie trzeba się spieszyć. Raj dla takich staruszków, jak ja, Profesor czy Pisarz. Wesołe jest życie w Strefie, a hej, ahoj, a hej, ahoj...

użytkownik usunięty
marscorpio

Miało być "hardkorowcem". Choć, ostatenicze, to chyba nie są "hardkorowcy", tylko "hardkory".
Ładny z Pana staruszek, skoro jeszcze przed północą wyskakuje Pan po kolejną butelkę wina.
Ja i rozum? Nie wiem, co ja mam z rozumem wspólnego, ale to, co mówi Pani Merricat nie jest jednoznaczne z tym, co ja uważam! :) Tłumacz niekoniecznie ma takie same uwagi odnośnie różnych rzeczy,jak osoba, której słowa ten tłumacz tłumaczy.

użytkownik usunięty
marscorpio

Zmieniam słowo "hardkorowców" na "twardzieli o stalowych pośladkach", jeśli ci to lepiej zabrzmi.

ocenił(a) film na 10

Ale... pośladków też nie mam stalowych. Dawno obwisły (nie tylko one, stąd żaden ze mnie "twardziel"). Stalowy mam tylko balkonik rehabilitacyjny. A co?! Nie można? Wnuczki przysłały z Niemiec, by dziadziusia uszczęśliwić. Z takim niejedną ZONĘ zwiedzę, ha!

A jeżeli uwzględnimy kontekst i wcześniejszą wypowiedź: "To jest film dla hardkorowców. Nie jestem hardkorowcem.", wynika z tego, że Pani też nie może się pochwalić twardymi pośladkami. Niedobrze. Kobieta powinna nimi rozgniatać... no nie wiem, nie jestem już biegły... ale powinna rozgniatać, coś powinna.

użytkownik usunięty
marscorpio

Bełkot^

ocenił(a) film na 10

Czuję się osobiście dotkliwie rozgnieciony przez Twoją 'obcasową' wypowiedź. :)

Czyli nie potrzeba pośladków, nawet stalowych.

Wciąż człowiek, nawet na starość, dowiaduje się czegoś o kobietach...

użytkownik usunięty
marscorpio

A ja jestem hardrockowcem! Także nigdzie się nie wspinam. I nie słucham hard core'u. Ja słucham hard rocka, a moje "lubienie" "2001:SO" nie uprawnia mnie do robienia fikołków w kosmosie.
Swoją drogą, w ogóle lubie rocka. Takiego starszego. Jak "Queen". Ehh, "Queen". Ale na piorunochronie to mnie jeszcze nie było.
http://www.youtube.com/watch?v=8nd5n5KVOUo
Zapewniam, że to nie ja. I nie wiem, czy on lubi "Odyseję Kosmiczną".

ocenił(a) film na 10

No to brawo ja też jestem fanem "Queen" :-) Oraz paru innych zespołów z epoki ale to na inny temat. A co do dyskusji to powiem tylko ze to nie jest nudny film... ogółem nuda w sztuce nie istnieje... istnieje tylko (to moja teoria) nie rozumienie jej... np. ty widzisz rozległe statyczne ujęcia itp. ale zagłębiając się analitycznie, choćby w same walory wizualne itp. to nie może nudzić. Ale to moja teoria :-)... a żeby nie było ze to negatywne stwierdzenie 9bo ludzi strasznie obraża jak im powiesz "nie rozumiesz" jakby urazić ich status Alfy i Omegi) to powiem ze ja np. nigdy nie rozumiałem i chyba już nie zrozumiem Tańca... jak ładny to doceniam ale nigdy mnie nie jarał :-P

użytkownik usunięty
szczepan600

Nie wiecie nawet, jak bardzo chciałbym móc pójść na kolejny koncert "Live at Wembley". Może po tamtej stronie....

ocenił(a) film na 10

Jedyny koncert, jakiego nie mogę odżałować, to występ kwintetu Dave'a Douglasa w Gdyni. Byłem na wczasach kilka kilometrów dalej, a nie uczestniczyłem. Tyle lat upłynęło, a wciąż to rozpamiętuję.

ocenił(a) film na 10

"Ładny z Pana staruszek, skoro jeszcze przed północą wyskakuje Pan po kolejną butelkę wina."

Cholera. Człowiek nie ma żadnej prywatności. Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Wszystkowiedzący jedni! Tylko nie podkabluj i nie wystąp o odebranie mi renty! :)

A tak serio to po winie wraca mi witalność. Wtedy nawet zatańczyć mogę, chociaż taniec też "nigdy mnie nie jarał". Poza tym wtedy to mogę również i o seksie pogadać, chociaż to już mi dawno obcy temat; teoretyk ze mnie. Dlatego mówię: "Pić trzeba z rozwagą". Aha, i dlatego do ZONY wybieram się bez abstynentów-stalkerów. :)

Mam nadzieję, że na tym drucie to rzeczywiście nie Ty. Gość wygląda na jakiegoś tajemniczego ducha (nie mylić z Tajemniczymduchem!!!). Myślisz, że to "Odyseja..." tak może działać na ludzi? Bo przypominam sobie moją dyskusję z przedwiecznym na forum tego filmu. Jemu to się wydawało, że w trakcie seansu się nawędrował i aż go nogi rozbolały. Kto wie, może to on się po tym piorunochronie wspina? :)

użytkownik usunięty
marscorpio

To musiał się dziwnie wspinać. Pewnie dla tego nie spodobał mu się film.

Jak to miło, że ktoś ujął sumę moich odczuć po seansie "Stalkera".
Od siebie dodam, że sam film był tak cholernie wilgotny że rozbolały mnie kolana.
Rozczarowany jednakże nie jestem, nie mam pojęcia też jak ocenić ten film... z jednej strony była to najnudniejsza rzecz jaką widziałem w życiu a z drugiej miała w sobie coś poruszającego. Pewnie ten cholerny podmokły mech mi zaszkodził.

użytkownik usunięty
argalaroth

Wreszcie jakaś sensowna wypowiedź odnosząca się do tematu.
Wiesz, ja też z początku wahałam się, czy wystawić temu filmowi ocenę. Nie oceniłam m.in. "Szeptów i krzyków" czy "Zagubionej autostrady" i ogólnie nie oceniam filmów, których do końca nie rozumiem, lecz zdaję sobie sprawę - może częściowo podświadomie - z ich wartości, z tego, że coś tam jeszcze jest pod spodem, zakryte, na razie dla mnie niedostępne, ale może stanie się dostępne z czasem. Ze "Stalkerem" jest ten problem, że właśnie rozumiem, o co w nim chodziło, i doceniam poruszone w nim problemy, ale po prostu nie mogę, no nie mogę, znieść tego, jak beznadziejnie zostało to przedstawione! Wydaje mi się, że Strugaccy lepiej by zrobili wydając ten scenariusz jako książkowy dodatek do "Pikniku..." niż przekazali go Tarkowskiemu. Byłaby to taka czysto intelektualna książka, oparta nie o akcję, lecz o rozmowy i rozważania bohaterów i jako taka zostałaby mi na dłużej w pamięci i miałabym ochotę do niej wracać (podobnie jak do innych książek braci) - tymczasem oglądanie tych samych rozmów i rozważań na ekranie to jakaś masakra. I dlatego oceniłam, jak oceniłam.

użytkownik usunięty

Zasadniczo to mało możemy powiedzieć. Bo niby co? Ten film BYŁ nudny...w Pani przekonaniu. Ja mogę zaproponować co najwyżej podejście numer dwa. "Stalkera" trzeba obejżeć z odpowiednim nastawieniem. Nastawieniem na filozoficzną debatę. A nie jak na zwykły film. Co tu dużo mówić...nie zaprzecze, że film Panią wynudził, bo nie mam ku temu podstaw. Nie przytakne, bo po co. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że film jest nudny, bo się nie zgadzam. Ja tutaj sobie wklejam głupawe filmy i dowcipkuje na temat odpowiedzi Pana Marscorpio. Jak zażalenia, to do niego.

ocenił(a) film na 10

Tajemniczyduchu, Tajemniczyduchu,

miejże Ty, chłopie, litość!

Pani Merricat już mi dołożyła, spójrz wyżej! A Ty byś chciał jeszcze. Jak można tak źle człowiekowi życzyć? Ja to jeszcze po poprzednim ciosie się nie podniosłem. Czuję się rozgnieciony... :)

Poza tym dlaczego zażalenia do mnie? Mój pierwszy wpis był bardzo merytoryczny, he, he. W każdym razie szczegółowo odniosłem się do wybranych fragmentów tematu. Zdiagnozowałem duże zniecierpliwienie u widza, bezpodstawny zarzut o tym, iż każdy zwolennik "Stalkera" - "krzyczy" na nie-zwolenników, ponadto odciąłem się od jakichkolwiek skojarzeń z hard core'em. Czy można było konkretniej?

A teraz tak NAPRAWDĘ poważnie. Nie krytykuję wypowiedzi Pani Merricat. Nie czynię tego z tej prostej przyczyny, iż sam czasem tym podobne wklejam. Według mnie nie mają żadnego znaczenia. Ale też nie każda nasza wypowiedź powinna być super-poważna. I póki co, koledzy, to mogę tu wpisywać cokolwiek, o ile nie jest to niezgodne z regulaminem. Jak dotąd nie przekroczyłem granicy dobrego smaku, czyli - nie jest. To, że ktoś się obraża przy kilku, nie najmądrzejszych może, ale jednak żartach, to już jego prywatna sprawa. O ile się nie mylę, to filmweb nie jest zbyt poważnym miejscem. W każdym razie - to nie żadna świątynia! Niewiele potrzeba, by to udowodnić.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
marscorpio

Ja tam nie wiem.... Serio nie jesteś tym hardkorem?

ocenił(a) film na 10

Zastanawia mnie, skąd to zainteresowanie moją osobą? Niemal wszyscy chcą wiedzieć, kim jest marscorpio. A potem to okazuje się, iż jak człowiek po butelkę wina wyskoczy, to już o tym cały filmweb wie. Albo całe miasto... :)

I nie życz mi ponownego spotkania z obcasem Pani M.

użytkownik usunięty
marscorpio

>bezpodstawny zarzut o tym, iż każdy zwolennik "Stalkera" - "krzyczy" na nie-zwolenników
Nigdzie nie napisałam, że każdy zwolennik "Stalkera" - "krzyczy" na nie-zwolenników. Z pewnością zdajesz sobie również sprawę ze znaczenia słowa "hardkorowiec" w języku potocznym. Nie udawaj większe mimozy, niż jesteś.

użytkownik usunięty

>Stalkera" trzeba obejżeć z odpowiednim nastawieniem. Nastawieniem na filozoficzną debatę.
Trudno się z tym nie zgodzić. W dużej części moje rozczarowanie tym filmem spowodowane było tym właśnie, że nastawiłam się na coś zupełnie innego: na ekranizację książki z żywą akcją. Uważam również, że film, który z tej akcji całkowicie niemal rezygnuje na rzecz "debaty", to nie jest dobry film. Kiedy chcę się zapoznać z rozważaniami filozoficznymi, to idę poczytać książkę. Film to nie tekst, film to obraz. I nie tylko "zwykły" film (cokolwiek to znaczy według ciebie), ale film w ogóle. Nie powinien tylko "mówić", powinien przede wszystkim pokazywać. Scenariusz "Stalkera" to przede wszystkim mówienie z wielką pustką w każdym kadrze - równie dobrze mogliby puścić cały scenariusz przez radio, uzupełniony wstawkami lektora typu "ten i ten spojrzał tam i tam, poczuł/pomyślał to i to".

>Ja tutaj sobie wklejam głupawe filmy i dowcipkuje na temat odpowiedzi Pana Marscorpio. Jak zażalenia, to do niego.
No problemo. Zdążyłam już się zorientować, że urządziliście tu sobie malutkie kółeczko wzajemnej adoracji pod przewodnictwem "Pana Marscorpio" i ani mnie to ziębi, ani grzeje. Z mojej strony nie będzie żadnych "zażaleń", jeśli jakaś wypowiedź będzie na temat i skierowana do mnie, to na nią odpowiem, a poza tym - nie przeszkadzam wam, chłopcy, we wzajemnych pieszczotach :)

ocenił(a) film na 10

"jeśli jakaś wypowiedź będzie na temat i skierowana do mnie, to na nią odpowiem"

Ja do Ciebie nie napiszę (ten raz jest naprawdę ostatni), bo się Ciebie boję. Wczoraj miałem przez Ciebie koszmary! Ten obcas śni mi się po nocach... :( :( :(

Zatem, dopisuję - bo zapomniałem - nasze drzewa ginekologiczne na pewno się nie przetną.

I dzięki za pozwolenie na komixxx. Jak będzie z kim, to nabijemy Ci komentarzy, he, he.


ocenił(a) film na 10

Jeszcze jedno. (Kurdę, nie dotrzymuję słowa albo przestałem się bać).

"Film to nie tekst, film to obraz."

Widzisz, film to TEKST KULTURY. U Głowińskiego i Sławińskiego przeczytasz, co to znaczy. Polecam materiały dla maturzystów:

http://sciaga.onet.pl/12567,55,,,1,20258,sciaga.html

http://www.epolski.pl/Materialy/Siodma-pieczec-Ingmara-Bergmana-jako-tekst-kultu ry.html

Ale przede wszystkim polecam:

http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/izabella_rowinska/dzielo_filmowe_jako_tek st_kultury

Itd.

Może dlatego nie chciało mi się poważnie odpowiadać "na temat". Kwiatek na kwiatku. Dlatego wybrałem komixxx.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
marscorpio

>Wczoraj miałem przez Ciebie koszmary! Ten obcas śni mi się po nocach... :( :( :(
Przykro mi. Chociaż pewnie Helmut Newton miałby z tego niezły ubaw.
>nasze drzewa ginekologiczne na pewno się nie przetną.
Broń Boże, ale skąd ci w ogóle przyszło do głowy coś takiego? Teraz z kolei ja mogę mieć koszmary.

Dzięki za skierowanie do szkółki. Tak od niechcenia, prosto z rękawa rzuciłeś uczone linki pod obcas profance - szacun, profesorze doktorze. Ale lekturę mądrości ściąga.pl zachowaj lepiej dla siebie. I przemyśl sobie potem coś takiego: czy tekst kultury, jakim jest film jako całość (obraz, dialog, muzyka, sposób narracji, operowanie światłem itd.) znaczy to samo, co tekst jako mówienie, rozmawianie, gadanie? Bo dla ciebie chyba tak. Pisząc "film to nie tekst, to obraz" miałam na myśli to, że rdzeniem filmu powinien być obraz, a nie tekst jako mówienie właśnie - a tak jest w "Stalkerze". Gadanie. Blablablabla. W tym filmie to właśnie jest cechą dominującą, cała reszta jest martwa. Zrozumienie jego drugiego, trzeciego i czwartego dna "Stalkera" da na pewno jakąś satysfakcję, będzie można szpanować przed znawcami, że się człowiek zna na takim głębokim filmie. A film jest mądry, jak już napisałam, ale ta mądrość wali się na człowieka w lawinie słowotoku, zastępowanego co jakiś czas długimi milczącymi kadrami z ukazaną na nich wielką pustką.
Dzięki za tekst o "Siódmej pieczęci", chyba już go czytałam, ale chętnie sobie przypomnę, bo bardzo cenię i lubię ten film. I za książeczkę. Itd.
>Może dlatego nie chciało mi się poważnie odpowiadać "na temat". Kwiatek na kwiatku. Dlatego wybrałem komixxx.
Nie przeszkadza mi, że nie odpowiadasz "poważnie", gorzej, że odpowiadasz strasznie pretensjonalnie. Masz w ogóle tak pretensjonalny, zmanierowany styl pisania, prawie można sobie wyobrazić lekceważący, pobłażliwy uśmieszek wyższości, z jakim piszesz swoje posty. Wszystko, co napiszesz, jest jakieś sztuczne, jakbyś chciał za wszelką cenę wyjść na nadzwyczaj inteligentnego i przypodobać się swojej klace, jest w tym jakieś gówniarstwo. Przepraszam, jeśli niewłaściwie cię odbieram, ale takie mam wrażenie, kiedy cię czytam.

użytkownik usunięty

Czekam z niecierpliwością na odpowiedź Pana Marscorpio! :)

ocenił(a) film na 10

Tajemniczyduchu, Tajemniczyduchu,

Ty się, chłopie, nie śmiej!

Pani Merricat znowu mi dołożyła i to bardzo boleśnie. Spójrz na fragment jej wpisu:

">nasze drzewa ginekologiczne na pewno się nie przetną<.
Broń Boże, ale skąd ci w ogóle przyszło do głowy coś takiego? Teraz z kolei ja mogę mieć koszmary."

He, he, he, dobre. Żadnej litości dla człowieka w podeszłym wieku. A może ja tak bardzo chcę, że aż udaję, że nie chcę? A ona - łups! I koniec złudzeń. Wesołe jest życie staruszków, ale jedynie w ZONIE...

A teraz poważnie - ostatnio nie bardzo mam czas i okazję, by dyskutować. Rundka w błocie z Panią Merricat może być czymś fascynującym, ale są inne sprawy. Tę muszę odłożyć. Mnie nawet się nie chciało wdawać w dyskusję na forum "Avatara", jednak kiedyś to uczynię - z tym, że może założę jakiś nowy temat, by opisać to zjawisko, które mi przeszkadza. To znaczy ponad 4000 tematów, podczas gdy ambitne filmy, jak "Odyseja..." czy "Stalker" zaledwie kilkaset (o ile jest tyle), natomiast na przykład Bergman, Fellini, Antonioni - po kilkanaście czy kilkadziesiąt.

Aha - myślę, że mimo naszych ostrych słów, obaj podobnie oceniamy ten film. Ja też gdzieś 7/10, coś tak, ale nie chciałem dołączyć do tej "masy" widzów, którzy notę przyznali. Tak jakoś mnie to zniechęciło.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
marscorpio

"Ty się, chłopie, nie śmiej!"
Ja? Skądże znowu. Ja zawsze trzymam Twoją stronę, Panie Marscorpio.

użytkownik usunięty

Ja tam nie wiem. Film dla mnie to obraz, tekst, muzyka...generalnie połączenie innych dziedzin sztuki. I tak dostajemy od reżysera treść rozmów bohaterów, jakich możemy uświadczyć także w książkach. Nie mniej twórca filmu pokazuje nam także obraz - kolejny środek przekazu. I tak widzimy sceny-symbole, jak scena z zatopionymi przedmiotami czy ostatnia scena z dwiema pełnymi i jedną pustą szklanką, albo też scena w maszynce mięsa. I na tym polega czar filmu.
Onegdaj można było zobaczyć tylko czarno-białą fotografie pociągu na stacji i przeczytać opis sytuacji - ludzie kręcili się po peronie, wszędzie unosiła się para i słychać było charakterystyczny gwizd. A film to połączył. I pokazano ludziom, jak pociąg wjeżdża na stacje, zobaczyć ludzi, którzy chodzili po peronie itp. Już nie było patrzenia jedynie na obraz. Teraz nowy wymiar sztuki "pokazał" treść widzowi. A jeszcze później ludzie mogli usłyszeć ten "charakterystyczny gwizd". Na tym polega czar dziesiątej muzy.
A akcja - ona jest powiązana z filmem od samego początku. Ale pojęcie akcji dotyczy nawet drzewa kołyszącego się na wietrze. I gdyby tylko to pokazali w filmie, to nadal można było by mówić o akcji w filmie. A to, że "Stalker" nie kładzie aż takiego nacisku na to, żeby tempo filmu było szybkie, trzymało w napięciu , było pełne zwrotów akcji itp., to już inna sprawa. "Stalker" ma własne tempo, trzyma w napięciu, a raczej w niepewności, na własny sposób. Zaskakuje po swojemu. I w tym filmie nie chodzi o to, żeby film przygniatał nas pokładami efektownej i szybkiej akcji. Ta powolność też ma swój klimat, swoją atmosfere. I komuś się taka aura może nie spodobać. Ale my to kochamy.
Moje zarzuty wobec "Stalkera" onegdaj były całkiem podobne. Ale w końcu znalazłem w tym filmie cechy, które stanowią o sile tego tworu, a których z początku nie szukałem. I zrozumiałem sens takiego, a nie innego poprowadzenia akcji.
Mówić "normalne filmy" miałem nadzieje, że wszyscy zrozumieją, ale aby rozwiaż wszelkie wątpliwośc: podchodząc do filmu po raz pierwszy nie przypatruje się poszczególnym obrazom ze zmarszczonym czołem. I gdy rozumiem ogólny zaryz, ale nie widzę sensu w poszczególnych scenachczy nie do końca rozumiem takiego, a nie innego rozwiązania, zaczynam zastanawiać się nad tym, czy aby nie było pewnego niuansu, który przeoczyłem. Szczególnie, kiedy film zaintrygował mnie. I tak zaczynam zwracać uwagę na najdrobniejszy nawet detal filmu, znaleźć ukryte spójniki, które łączyły by pozornie nie związane ze sobą sceny. Tyle.

użytkownik usunięty

*zarys
*mówiąc "normalne filmy"
*maszynce do mięsa
*za dużo razy powtarzałem słowo "film" w zbyt małych odstępach czasu <------to pewnie nie są jedyne błędy w moim wpisie.

ocenił(a) film na 10

Do tego wszystkiego dodam jedną uwagę.

***

1. Pani Merricat pisze:

„Ten film jest zajebiście, ale to ZAJEBIŚCIE nudny. Dłużyżny. Rozwlekłe sceny, w których nic się nie dzieje i nikt się nie odzywa. Rozwlekłe ujęcia nieruchomego krajobrazu. Pod koniec bohaterowie siedzą obok siebie przed komnatą życzeń i nic nie mówią ani się nie poruszają - ta scena trwa trzy minuty. Bo dotrwałam do końca, przykuta determinacją obejrzenia zachwalanego arcydzieła na podstawie jednej z moich ulubionych książek (BTW - jeśli ktoś się spodziewał ekranizacji "Pikniku...", srodze sie zawiedzie, bo z fabuły nie zostało prawie nic). Nuda wyziewa z każdej klatki tego filmu, z każdej sceny, z każdego ujęcia. Pod koniec już całkiem serio myślałam, że skonam.”

W innym miejscu: „nastawiłam się na coś zupełnie innego: na ekranizację książki z żywą akcją”.

2. Ty, Tajemniczyduchu, piszesz natomiast: „A to, że "Stalker" nie kładzie aż takiego nacisku na to, żeby tempo filmu było szybkie, trzymało w napięciu , było pełne zwrotów akcji itp., to już inna sprawa. "Stalker" ma własne tempo, trzyma w napięciu, a raczej w niepewności, na własny sposób. Zaskakuje po swojemu. I w tym filmie nie chodzi o to, żeby film przygniatał nas pokładami efektownej i szybkiej akcji. Ta powolność też ma swój klimat, swoją atmosfere. I komuś się taka aura może nie spodobać.”

***

Oboje podnosicie kwestię tempa akcji. Oboje czynicie to bez odniesienia do pierwowzoru. Tobie można wybaczyć, nie przypominam sobie, abyś coś wspominał o tym, że przeczytałeś książkę. Pani Merricat wybaczyć nie mogę, bo za często powtarza, iż książkę zna.

A teraz proszę, oto fragment z powieści Strugackich, wydanie Prószyński i S-ka 2009, s. 35: „w Strefie czas nie istnieje”. Tarkowski długo się zastanawiał, jak to oddać. I najwyraźniej mu się powiodło, o czym świadczy wpis Pani Merricat. Tylko że ona tego nie rozumie. A mnie tego wszystkiego tłumaczyć się już nie chce.

I dlatego „Stalker” bywa określany mianem IKONY. Wyraża bowiem bezczasowość, niezmienność, trwałość – a wszystko to mimo wszechobecnego rozkładu, erozji i murszenia.

użytkownik usunięty
marscorpio

Nie czytałem książki. Tylko gdzie ja popełniłem błąd, żeby mi wybaczać?

ocenił(a) film na 10

Zatem raz jeszcze.

"Oboje podnosicie kwestię tempa akcji. Oboje czynicie to bez odniesienia do pierwowzoru. Tobie można wybaczyć, nie przypominam sobie, abyś coś wspominał o tym, że przeczytałeś książkę. Pani Merricat wybaczyć nie mogę, bo za często powtarza, iż książkę zna."

To, że Ty podnosisz kwestię tempa akcji bez odniesienia do pierwowzoru, czyli powieści Strugackich, można Ci wybaczyć - bo książki nie znasz.
To, że Pani Merricat podnosi kwestię tempa akcji i - mimo że odnosi się do pierwowzoru, czyli powieści Strugackich - czyni z tego zarzut, jest niewybaczalne, bo świadczy o niezrozumieniu książki i filmu, który stanowi jej adaptację.

Innymi słowy - do Ciebie zastrzeżeń mieć nie mogę. Do Pani Merricat - jak najbardziej.

I, co ciekawe, mimo że wiele osób książki nie czytało, często rozumieją kwestię tempa akcji lepiej niż te, które czytały. Czy to nie paradoks? Najwyraźniej te, które czytały, nie zwróciły uwagi na dość prosty fakt, iż akcja powieści "Piknik na skraju drogi" w znacznym stopniu rozgrywa się poza ZONĄ, natomiast akcja filmu - przede wszystkim w ZONIE. Stąd to pożądanie "by coś się działo, szybko, szybciej", ale to przecież zupełnie bez związku tak z intencjami reżysera, jak i nawet z ideą dzieła literackiego. Zresztą, ja tylko podałem jeden z faktów, które można tam znaleźć.

Tak na marginesie - polecam książkę. W niczym nie ustępuje tej Clarke'a.

użytkownik usunięty
marscorpio

Ja nie lubię książki Clarke'a.
Jak usłyszałem, że mi przebaczasz, to się wystraszyłem, że coś zrobiłem źle. A to, że coś, cokolwiek, robie źle, było by dla mnie nielada nowiną....

ocenił(a) film na 10

"Ja nie lubię książki Clarke'a" - aha, dobrze wiedzieć. Wydawało mi się, że kilka razy o niej wspominałeś, ale nie pamiętałem, jak ją oceniłeś. Cóż, ja nie jestem wszystkowiedzący i nie czytam tych wszystkich Waszych wpisów. Bardzo, bardzo rzadko się interesuję poważniej jakimś tematem. Wiesz, jak jest. Znamy się już.

"Jak usłyszałem, że mi przebaczasz, to się wystraszyłem, że coś zrobiłem źle." - Ty, Tajemniczyduchu, nigdy niczego nie zrobiłeś źle. Skąd takie przypuszczenie? Ja Ci wybaczam, bo ja jestem taki wspaniałomyślny. :)

Co do tematu - mogę Ci wybaczyć to, że nie znasz książki, bo nie znasz książki. Natomiast nie mógłbym Ci wybaczyć, że nie znasz książki, gdybyś ją znał i nawet określił ją jako jedną ze swoich ulubionych lektur.

Tak na marginesie - pomyśl, a zrozumiesz, dlaczego o Twojej nieznajomości powieści i wybaczaniu Ci tego wspomniałem. A jak do tego nie dojdziesz, to trudno, też Ci wybaczam.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
marscorpio

Starałem się ująć tę powolność akcji w filmie jak najlepiej ująłem. Dla mnie to po prostu specyficzna i jak najbardziej na miejscu swoista ospałość. Ale, skoro nie ma tam czasu, to i nie ma tempa? Cóż. Jakieś tam w filmie było. Wolne, może nawet bardzo, ale było. I pasowało do dzieła Tarkowskiego. A więc, mimo mojej nieznajomości książki, chyba, chociaż mniej więcej, dobrze ująłem kwestie czasu. Czy nie? Bo to nawet ciekawy temat na dyskusje.
Wspominałem, że czytałem, i za każdym razem mówiłem o niej, jako o zwykłej książce sf. Ta wyjątkowość filmu Kubricka była ukryta, dla mnie, w symbolach, niedopowiedzeniach, pewnej tajemnicy. W książce tego nie było - wszystko było wyjaśnione przez autora, co, według mnie, zabiło także ogólne przesłanie utworu.

ocenił(a) film na 10

Tajemniczyduchu, Tajemniczyduchu,

czyżeś Ty, chłopie, niekumaty jakiś! Tylko się nie obraź...

"A więc, mimo mojej nieznajomości książki, chyba, chociaż mniej więcej, dobrze ująłem kwestie czasu."

Przecież już kilkakrotnie dałem Ci aluzyjnie do zrozumienia, iżeś to, chłopie, dobrze ujął. Do tego - uczyniłeś to, mimo że nie znasz książki! O czym to ja wyżej piszę?! Powtarzam: "I, co ciekawe, mimo że wiele osób książki nie czytało, często rozumieją kwestię tempa akcji lepiej niż te, które czytały. Czy to nie paradoks?". To Ciebie przede wszystkim miałem na myśli, bo - jak już często wspominałem - nie bardzo znam inne tematy i inne wypowiedzi. Swego czasu przeglądałem - PRZEGLĄDAŁEM - te, dotyczące "Stalkera", ale już niczego nie pamiętam. :(

A co do Clarke'a - wszystko o tym napisałem w dyskusji z ijonem_tichym w temacie założonym przez Feniksa003.

Dobra, bo wykorzystałem limit na rozmowy. Ale masz cholerną rację - to wszystko "nawet ciekawy temat na dyskusje".

użytkownik usunięty
marscorpio

No właśnie to nie takie proste. Bo tempo przypisane jest do czasu. A tam czasu nie było. No więc...myslałem, że skoro powinno mi się coś wybaczać, to to, że w przypadku "Stalkera" nie powinienem w ogóle mówić o tempie bo...zona jest poza czasem. Choć, z drugiej strony, film nie mógł obyć się bez tempa. I tutaj nasuwa się pytanie...czy w samym filmie tamta zona była pozbawiona czasu. Z resztą chyba to wszystko i tak jest symbolem w filmie "Tarkowskiego". Chyba zbyt intensywnie staram się wszystko z prawami fizyki powiązać.
"czyżeś Ty, chłopie, niekumaty jakiś! Tylko się nie obraź..."
Nie mnie to oceniac. Ale obrazić się nie obraże. Na pewno nie na Pana Marscorpio.

ocenił(a) film na 10

"[...] obrazić się nie obraże. Na pewno nie na Pana Marscorpio".

Cieszy mnie, że na mnie nie potrafisz się obrazić. Chociaż dopatruję się w tym podtekstu, he, he. W końcu nie bez przyczyny nie przyjąłeś mojego zaproszenia do grona znajomych. Ale nic, ja też się nie obrażam.

Widzisz, ja często nie piszę wprost. To miał być taki zamaskowany komplement, bo nie mam jakichś poważniejszych zarzutów do Twojego rozumienia filmu. Od czasu pierwszej naszej dyskusji (przedwczoraj przypadkowo na nią "wpadłem") poczyniłeś postępy, he, he. Czyli to, do czego namawiasz, sam reprezentujesz - namawiasz do poważnego potraktowania "Stalkera" i sam to uczyniłeś, nawet zmieniając ocenę. Ilu było tu takich, co deklarowali, iż to zrobią, a pozostawało, jak dali...

Niestety, nawet wieczności bez czasu nie potrafimy sobie wyobrazić, tak jak pośmiertnej egzystencji bez ciał (motyw zmartwychwstania). Zatem to, iż posługujesz się pojęciem "tempo", nie posiada istotniejszego znaczenia. Popatrz raz jeszcze na opis przedłożony przez Panią Merricat - przeanalizuj go, a okaże się, iż według wielu odbiorców w filmowej ZONIE nic się nie dzieje. Bo w książce było "brak czasu", a bohaterowie również się przemieszczali. Zatem nie utożsamiajmy ruchu z czasem, bo w tym przypadku nie ma to nic do rzeczy.

"I tutaj nasuwa się pytanie...czy w samym filmie tamta zona była pozbawiona czasu." Oczywiście, że tak. To bez problemu można wykazać, ale - jak już wiesz - o tym pisać nie mogę. Ale zobacz ponownie, pomyśl. Można to udowodnić co najmniej na kilka sposobów.

"Z resztą chyba to wszystko i tak jest symbolem w filmie "Tarkowskiego"."

Tarkowski nienawidził pojęcia 'symbol'. Wyrzekał się, by w jego filmach występowały jakiekolwiek symbole. W swoim tekście, który przygotowałem do druku, dostosowałem się do jego rozumienia tego zagadnienia.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
marscorpio

Nie wiedziałem nawet, że mnie zaprosiłeś. Rzadko wchodze coś porobić na własny profil. Z regóły gadam.
To, że mówią, iż w filmie nic się nie dzieje, to uproszczenie. Już samo to, że chodzą, jest jakimś "dzianiem się". I, skoro chodzą, to musi być też czas. Chodzenie wymaga czasu. Stoisz, robisz krok do przodu, i to, że że zrobiłeś ten krok oznacza, że chwila, w której stałeś krok wcześniej już minęła. A skoro minęła...jest czas. Ale z czysto naukowego punktu widzenia. Wiem wiem. Ale tak to już jest ze ścisłowcami. Nawet, jak wiem, że w tym jednym wypadku prawa fizyki nie grają większej roli, to i tak wszędzie je widzę.
"Zatem nie utożsamiajmy ruchu z czasem, bo w tym przypadku nie ma to nic do rzeczy."
Okej, zgadzam się. Przystopuje z racjonalizmem.
"Ja kocham pojęcię "symbol". Rozumiem, że Tarkowski nie przepadał za tym pojęciem. Ale ja je kocham, dla tego, bez względu na upodobania reżysera, staram się znaleźć symbole i ich znaczenie w każdej produkcji filmowej(i nie tylko). A to, co dane sceny dla Tarkowskiego znaczyły, tego nie wiem. Pisałeś, że wiele było odwołań do Biblii. A te były przepełnione symbolem. Także scena z zatopionymi przedmiotami, takimi jak broń, była symboliczna. Albo ostatnia scena ze szklankami.
"Oczywiście, że tak. To bez problemu można wykazać, ale - jak już wiesz - o tym pisać nie mogę. Ale zobacz ponownie, pomyśl. Można to udowodnić co najmniej na kilka sposobów."
Hmm. Tak dokładnie to samego filmu nie pamiętam. Ale nasuwa mi się scena w tej komnacie pełnej piasku, ze studnią, i dwoma ptakami. Szczególnie ta myśl dotyczy tych ptaków. Czy może jedngo ptaka. Ale dokładnie to już jej nie pamiętam.

ocenił(a) film na 10

Długo nie zaglądałeś na profil, bo wysłałem je chyba dwa lub trzy miesiące temu. Ale dziękuję, iż zaakceptowałeś. Tak na marginesie - ja niewiele zaproszeń wysłałem. Przeważnie otrzymuję. Zatem cóż, w pewnym sensie masz odpowiedź, co myślę o Tobie.

"Chodzenie wymaga czasu." - tylko że, jak pisałem, w książce też po ZONIE chodzili, a wyraźnie było, iż tam czasu nie ma.

Ja też uwielbiam symbole. Ale w przypadku "Stalkera" inaczej sobie z tym poradziłem. Tylko oczywiście gdzie indziej, bo tu, w mojej interpretacji, wciąż to pojęcie występuje.

Piszesz, iż nie pamiętasz tej sceny. Ale przecież ja podrzuciłem Ci odpowiedni link w moim temacie. Tam masz wszystko. Poza tym znajdziesz tam moją pierwszą próbę (z jednym błędem rzeczowym) objaśnienia całej tej sceny.

Słuchaj, w trakcie pisania znienacka wyłącza mi się komputer. Już trzy razy w ciągu godziny. Czyli do naprawy, no nie?

użytkownik usunięty
marscorpio

Prawdopodobnie zasilacz nawala. Szczególnie, jeśli zauważyłeś, że im dłużej jest włączony, tym częściej się wyłącza. Jeżeli komputer ostro buczy i szybko się grzeje, to można też przeczyścić radiator. Ja bym proponował przeczyścić komputer sprężonym powietrzem, i dać do oglądu komuś obeznanemu. Ale podejżewam, że zasilacz. Akurat dobre zasilacze nie są takie drogie.
"tylko że, jak pisałem, w książce też po ZONIE chodzili, a wyraźnie było, iż tam czasu nie ma."
Wiem. Mówiłem, takie moje zboczenie zawodowe.I wszystko się do tego zboczenia sprowadza. Łącznie z moimi obawami, że gdzieś popełniłem błąd. Bowiem, gdy usłyszałem o wybaczaniu tego, że w moich dywagacjach na temat tempa w filmie nie odniosłem się do książki, to przestraszyłem się, że jest coś w książce, co wyklucza moje postrzeganie. I tak, gdy wspomniałeś o braku czasu w książkowej Zonie, wystraszyłem się, czy aby w ogóle fakt, że mówie o tempie, jest na miejscu(i tu wkroczyły prawa fizyki, które powinienem odrzucić). Dla tego wolałem się spytać, czy nie znając książki a mówiąc o tempie akcji w filmie powiedziałem coś nieprawdziwego(względem książki). Ale skoro dość dobrze ująłem problem tempa akcji w filmie, a możliwość wybaczenia z Twojej strony tyczy się tylko i wyłącznie tego, że nie odniosłem się do książki, czy raczej wybaczenia tego, że czepiałbym się "Stalkera" z jakiegoś powodu, który może być wyjaśniony przez pewną informacje, która jest zawarta w książce, ale nie znał bym tej książki uprzednio, inaczej jak Pani Merricat, daje mi nadzieje na to, że nadal jestem tak fajny, jaki byłem zawsze i nie popełnilem błędu. Mało, nie popełniłem błędu, nie znając książki nawet. To jest dopiero fajne.
Tak czy siak, bez względu na to, co było napisane w filmie, dla niektórych ta powolność, uzasadniona przez fakt dotyczący książki, może być mimo wszystko wadą. Ja cenię "Stalkera" za inne zalety, które usprawiedliwiają brak trzymającej w napięciu akcji, ale dla innych te zalety mogą nie być już takie istotne, żeby film cenić mimo jego "powolności".
To, co pisze, i tak już jest dosyć zapętlone, a to niedobrze. Więc na tym kończe odnośnie tematu.
Nie pamiętam tej sceny dokładnie. Ale pamiętam poszczególne sceny - ptaki, stopy skierowane w przeciwną stronę(powrotną), studnie itp. I nasunęła mi się ta scena, kiedy mówiłeś o braku czasu i dowodach na to w samym filmie. A scene jakoś tam sobie przypomne - czy przez przeczytanie Twoich wypowiedzi, czy też przez obejżenie filmu po raz drugi.

użytkownik usunięty

>I tak widzimy sceny-symbole, jak scena z zatopionymi przedmiotami czy ostatnia scena z dwiema pełnymi i jedną pustą szklanką, albo też scena w maszynce mięsa. I na tym polega czar filmu.
Cóż, muszę przyznać, że nie zapamiętałam ani jednej ze scen, które wymieniłeś - musiałam je przespać. Ominął mnie więc cały czar, ale poczytam sobie o tej symbolice. A propos twojego przypomnienia historycznego filmu z pociągiem, pozwolę sobie również uzupełnić ten fragment swjego posta: "film to PRZEDE WSZYSTKIM" obraz. Owszem, wszystkie składowe dzieła filmowego są ważne - ale nie najważniejsze.
> "Stalker" ma własne tempo, trzyma w napięciu, a raczej w niepewności, na własny sposób. Zaskakuje po swojemu. I w tym filmie nie chodzi o to, żeby film przygniatał nas pokładami efektownej i szybkiej akcji. Ta powolność też ma swój klimat, swoją atmosfere. I komuś się taka aura może nie spodobać. Ale my to kochamy.
Zgoda. "Stalker" ma swoje własne mega ślimacze tempo. Nie chodziło mi jednak wcale o zrobienie jakiegoś podziału na ludzi kochających długie ujęcia z liśćmi na wietrze a miłośników pościgów samochodowych, taki podział byłby zresztą strasznie szkolny i tendencyjny. Doceniam wartość intelektualną "Stalkera" (choć nie wszsytko rozumiem), ale uważam, że dłużyzny i martwota po prostu zabijaja ten film, czynią go zbyt przytłaczającym, by widz mógł z przyjemnościa i satysfakcją z tej mądrości czerpać. "Odyseja kosmiczna" Kubricka (żeby pozostać przy sf) też ma ukrytą symbolikę, też ma dłużyzny (choć nie aż takie dzięki Bogu), ale jednocześnie z każdego kadru emanuje plastyczność, magia, coś co sprawia, że po prostu kocha się kino i chce sie do tego filmu wracać. "Stalker" jest tego pozbawiony. Śledzenie "akcji" tego filmu jest jak obserwacja powolnego postępu rozkładu zwłok. Na pewno jakaś atmosfera, klimat, zostaje przez to zbudowana. Wy to kochacie? Super, rozumiem to - i stąd mamy prostą drogę do stwierdzenia, że o gustach się nie dyskutuje, nader chętnie wykorzystywanego i odbierajacego sens istnienia każdego forum.
Miałam wątpliwości co do sformułowania "normalny film", bo zauważyłam, że słowo "normalny" znaczy dla każdego coś innego, zwłaszcza w tym kraju.

użytkownik usunięty

Dla mnie słowo "normalny" jest zależne od obiektu rozmowy, którego to słowo jest przemiotnikiem. "Normalna miłość", "normalna postawa", "normalne zachowanie", normalna dyskusja" - w tych wszystkich przypadkach słowo "normalny" ma dla mnie inne znaczenie(czasem nie zgadzające się z samą definicją tego słowa - _-). Raz jest czymś ogólnie przyjętym za normę, a raz jest dziwactwem, które jednak jest "normalne" w dziwacznym świecie.
A tutaj znaczenia tego słowa nie opisywałem zanadto dokładnie, bo ile jeden człowiek może spamować na forum filmu "Stalker". :) Liczyłem tym razem na waszą domyślność, i wierzę głęboko, że się nie zawiodę.
Ja nikomu nie mam zamiaru udowadniać, że jego odczucia względen filmu są z prostej przyczyny - nie czuję się do tego powołanym. Natomiast, mimo takiej zasady, jaką sobie przyjąłem na samym początku, cały czas jestem dość obecny w dyskusjach na wszelakich forach. Mówię, co sądzę o filmie, ustosunkowując się do cudzych wypowiedzi. Slucham wypowiedzi innych, przyrównuję je do moich. Rozmawiam z innym, dla czego tak a nie inaczej patrzą na film. A sprawia mi to przyjemność. Więc czy istnienie forów nie ma sensu. I czy o gustach faktycznie się nie dyskutuje - może. Ale o sprawie, która temu gustowi podlega - czemu nie? Nikomu nie udowodnie, że mój gust jest lepszy od czyjegoś. I na temat GUSTÓW faktycznie nie będę dyskutował.
"Film to przede wszystkim obraz" - może i tak. I zadziwiające, bo w filmie jest natłok obrazu. Obrazu, który często pozbawiony jest rozmowy, muzyki. Sam obraz. Czysty. Pewne momenty, które są tylko obrazem, i starają się, bardzo ambitnie, "powiedzieć nam coś" za pomocą właśnie tego obrazu(wspominane przeze mnie w tym temacie pomieszczenie z pisaskiem choćby). A to, że tempo jest "ślimacze" - takie miało być. Na to nic nie poradzimy. Ja mogę się jedynie cieszyć z bardzo refleksyjnej natury filmu. Spokój zdecydowanie temu służy.

W takim razie powstrzymam się od oceniania tego filmu, analizując wypowiedzi innych osób(w tym temat marscorpio) dochodzę do wniosku, że moja edukacja w naukach "pięknych" stoi na zbyt słabym poziomie żeby wyłapać wszystkie odniesienia i podteksty filmu - a szkoda. A co do poruszanego tematu obcasa, to nie wiem skąd ten strach ;p

ocenił(a) film na 10
argalaroth

Co do obcasa - przeraża mnie. Widocznie jakiś uraz z dzieciństwa. Pogłębił się po reprymendzie Pani Merricat. Zdewastowała mnie. :)

A samo ocenianie nie jest najważniejsze. Istotne, że zobaczyłeś "Stalkera". Cieszy mnie też, iż spojrzałeś na mój temat. O, tak bardzo: :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) : )

ocenił(a) film na 10
marscorpio

cóż książka była świetna - jedna z najlepszych jak nie najlepsza Strugackich klimat, mieszanie akcji, ze świetną narracją, problematyka, bohaterowie wszystko zapadło mi w pamięć - książka ponadczasowa - bo dziś po latach tak samo świetnie się ją czyta.

natomiast film - podchodziłem do niego ze świadomością, że będzie to filozoficzna i klimatyczna opowieść
i nie zawiodłem się - to co jednym się wydawało nudne, czyli sceny kiedy kamera np. powoli sunie nad taflą wody czy długie przemilczane sceny jak jazda drezyną - podobały mi się bardzo tego się spodziewałem.
Intelektualnej debaty osadzonej w świetnym miejscu i przedstawionej w spokojny sposób.
Brawa dla Tarkowskiego za ten film i dla Strugackich za scenariusz i powieść wszechczasów.

Obok Ferdydurke i Procesu Kafki jednej z najwspanialszych książek, oczywiście moim skromnym zdaniem.

użytkownik usunięty
marscorpio

:):):):):):):):):):):)>:(:):):):):):):)

ocenił(a) film na 8

Ja powiem w tej kwestii jedno - obejrzyj sobie Szatańskie Tango jeśli Stalker był dla Ciebie nudny. A teraz drugie, właśnie niektórzy reżyserzy potrafią samym ujęciem kadrów, ich przedstawieniem i tą "niewidzialną kontemplacją" oddać pewne myśli, klimat, "tworzywo", ba, często wręcz ukazać więcej niż za pomocą słów i dialogów i to jest właśnie bardzo ważna sztuka - nie "co" lecz "jak". Dlatego też np. takie Niebo Nad Berlinem, film wyraźnie Stalkerem inspirowany, pomimo tego, że nie zawierał w sobie fabuły z jakimś niesamowitym rozmachem, ale przez sposób w jaki ją zaprezentował i jak wiele widzowi pozostawił do złożenia w całość...jest dla mnie arcydziełem.

ocenił(a) na:4/10