O ile do strony wizualnej nie można się przyczepić, to cała reszta mocno kuleje. Przede wszystkim film jest za krótki, przez co poczynania bohaterów przez cały film wyglądają tak: trzy zdania - walka - następne 3 zdania - następna walka, i tak dalej. Wiem że film miał być efektownym widowiskiem, ale takie uproszczenia to już lekka przesada. Następna rzecz to sposób w jakim nakreśleni są bohaterowie. Każdego bohatera można śmiało określić w dwóch cechach, a przesłanki skłaniające ich do wyprawy są co najmniej dziwne. Od strony aktorskiej nie było zaskoczenia. Twórcy nie dali zbyt wielkiego pola popisu dla Ralpha Fiennesa oraz Liama Neesona. Sam Worthington zagrał tak samo jak zagrał w Avatarze czy nowym Terminatorze. Mimika tego aktora ogranicza się do dwóch grymasów. Świetnie za to oglądało się na ekranie Gemme Arterton: wprost nie mogłem odciągnąć od niej wzroku, tak wspaniale się prezentowała się w tym obrazie, choć zasługa bardziej w tym urody niż umiejętności aktorskich.
Podsumowując: film był niezły, aczkolwiek oczekiwałem czegoś bardziej monumentalnego, czegoś, co żyło by jeszcze długo po obejżeniu w pamięci widza, do czego by powracał chętnie jeszcze wiele razy.