Pierwsza kwestia, którą poruszymy, to Perseusz.
Nie wieszając kotów, ani mechanicznych sów na tym biednym, marnym i średnim aktorzynie, znanym takich giga-produkcji jak avatar, czy Terminator:Owalenie, od samego początku seansu utrzymywał mnie w głębokim przekonaniu, iż jest on przybyszem z innego świata, jeśli nie wymiaru. Odziany jest on bowiem w budzącą kontrowersje i spekulacje nt pochodzenia, nietypową jak na tamte czasy bluzkę, nieodzowną podczas każdej sceny. Druga kwestia, która poruszymy to enigmatyczna obecność oraz pomoc trupy mistyków pustynnych, szczerze mówiąc ludzi z drewna, wypchanych niebieską ektoplazmą, pogromców wielkich skorpionów. Dżinów. Ja także cholernie bałbym się, nie żyjąc, podjąć misję do świata umarłych. Na szczeście! Znalazł się śmiałek, ten z magicznym kijem mocy, który zdecydował się towarzyszyć naszym wspaniale wykreowanym charakterom w ich zapierającej stolec w piersiach odbycie. Tzn przeprawie. Ten oto mężny "CZYMKOLWIEKONBYŁ", poświęca się, w brawurowej, predatorzej eksplozji kamikadze, aby wstrząsnąć potworną meduzą. Nie wiem po co.
Podsumuję film, dokonując jego podsumowania.
Żołnierze Gondoru przejęli władzę nad olimpem. Alieny zwane są w grecji Krakenami. Hades jest śmierciożercą, Zeus Gandalfem a dżiny to drzewce. W szeregach Greckiej armii służą wyłącznie Rzymscy Legioniści, wspomagani przez ochotnicze oddziały pogromców mitologicznych bestii i wytwórców mistycznych artefaktów, nie mogących jednak walczyć w Hadesie. Perseusz jest przybyszem z przyszłości. Io, niezła dupa oczywiście musi zginąć z rąk zmutowanego ochłapu, który w iście alienowskim stylu wbija w nią ostrze od tyłu, tak aby mogła zobaczyć, czym została przeszyta. Ale to nic, na koniec Zeus ją odżywia we wschodzie słońca. Jest piąta rano i chce mi się spać. Spać. 10/10 doprawdy