Starcie tytanów

Clash of the Titans
2010
6,3 126 tys. ocen
6,3 10 1 125991
4,7 24 krytyków
Starcie tytanów
powrót do forum filmu Starcie tytanów

Obejrzałem ten film i, niestety, ale jest to dla mnie ogromna porażka. Dlaczego? Cóż:
1. Główny bohater - gra aktora w filmie nie jest może taka zła, właściwie to nie mam do niego większych zastrzeżeń, - ale sam dobór aktora do tej postaci jest posunięciem fatalnym! To był pół-bóg, to był nie tylko waleczny "rycerz", ale także przystojny i podbijający kobiece serca mężczyzna! Może jako facet nie potrafię do końca tego realnie określić, ale według mnie sam wyraz postaci jest tragiczny. Ziemski super-hero walczący z potworami, nijak mający się do tego, co mówiła o takich postaciach mitologia...
2. Fabuła - rozwalona do granic możliwości. Począwszy od wystawienia jako czołowego przeciwnika Hadesa (aż bije od tego chęcią ukazania "wielkiego konfliktu"), poprzez ukazanie Bogów w formie jakichś nadludzkich rycerzy, a nie obdarzonych wielką siłą mędrców, poprzez zmaksymalizowanie (a raczej przerysowanie) konkretnych starć (ze skorpionami, z Meduzą, z bliżej nieokreślonymi postaciami, z czymś, co Hades wysyła w walce Perseusza z Krakenem), aż do "znijaczenia" wątku miłosnego. Film staje się płytką i "tylko oglądaną" ekranizacją greckiej mitologii, a każda próba związania się z którąkolwiek z postaci kończy się smutnym wnioskiem, że nie ma ona kompletnego wyrazu.
3. Postacie - prócz Perseusza, totalnie zmącono także inne postacie biorące udział w wydarzeniach. Plus należy się tutaj tylko dla Krakena, który naprawdę przeraża - takiego potwora nie widziałem już dawno - niestety ginie on nad wyraz szybko (osobiście spodziewałem się, że w tym filmie zobaczę jego siłę nie tylko patrząc na niego, ale także patrząc na jego działanie; niestety, nic z tego). Pozostałe postacie to już zupełnie inna bajka - Meduza stała się piękną buzią wsadzoną "w dupę węża", a nie odrażającym monstrum, do którego herosi szli by bo zabić i usunąć zagrożenie! Kurcze, to nie była Syrena, której piękność łudziła mężczyzn - a trochę tak to tutaj wygląda. Towarzysz Calibos stał się natomiast facetem, którego kiedyś oblano kwasem - po prostu! Żaden z niego człowiek-potwór, którego Bogowie zmienili podług swoich możliwości - to "tylko" gość, który kiedyś znalazł się w bardzo niewłaściwym miejscu o bardzo niewłaściwym czasie - ale przeżył to, choć rany na jego ciele są ohydne. Gdzie mu tam do kogoś, kto został oszpecony przez mitycznych bogów, kto podpadł mieszkańcowi Olimpu i teraz musi za to płacić!

Tak, byłem gorącym fanem "Zmierzchu Tytanów" z 1981 roku i spodziewałem się, że może jednak ktoś powstanie w końcu film naprawdę posiadający niezłą fabułę, porządny zarys postaci - a dodatkowo obudowany we wszystko to, co w 1981 roku zrobić się po prostu nie dało (technologia). W końcu nieczęsto zdarza się, że film może mieć takie fundamenty - jeden już zrobiono, wspaniała grecka mitologia, bardzo wiele wątków dotyczących postaci pozwalających na stworzenie naprawdę dobrego przedstawienia. A co wyszło? Heh... Wyszedł kolejny filmik w stylu "pokażmy, co dzisiaj da się zrobić i wpakujmy to w jakiś wątek, który kiedyś tam już był". I tak, o ile "Avatar" oglądało mi się całkiem nieźle, bo (subiektywnie) wiedziałem, iż będzie to dla mnie super-nowoczesny film o niczym (po prostu fajne kino do oglądania z przyjaciółmi, niesamowite efekty specjalne, a fabuła... a tam, fabuła ;-P) - to tutaj gorąco czekałem na coś więcej, na film, na który będę mógł pójść sam do kina i skupić się całkowicie na nim. Spotkał mnie zawód - film daleko poniżej moich oczekiwań - i taką właśnie dałem mu ocenę...