Witam,
Jedna rzecz mnie tu zastanawia. Keating chciał rozbudzić w chłopcach miłość do życia. Chciał im uświadomić, jak ważny jest każdy dzień i uzmysłowić, że trzeba spełniać swoje marzenia. Chciał żeby myśleli samodzielnie.
Wiedział, tak jak w przypadku Perrego, że chłopak działa wbrew ojcu. Jestem też przekonany, że wiedział, że chłopak kłamie gdy mówił mu że dzwonił do ojca informując go, że jednak zagra.
Zastanawiam się czy jego nauczanie nie przyniosło więcej szkody aniżeli dobra. Perry tak bardzo chciał spełniać marzenia tak mocno, czuł, że musi robić to co kocha, że gdy mu to zabrano skończył z sobą.
Gloryfikowanie przez Keatinga marzeń doprowadziło do tak wielkiego rozczarowania, że chłopak nie wytrzymał, gdy zostało brutalnie przerwane.
Gdyby Keating nie nauczał w ten sposób być może Perry żyłby długie lata i choć jedno z marzeń by umarło to raczej znalazłby w tym życiu czas na radość.
Podsumowując w tak młodych umysłach można zrobić dużo złego i nie wiem czy Keating nie przesadził.
Wartości przekazywane przez Keatlinga były jak najbardziej słuszne. Sam chciałbym mieć takiego nauczyciela. Szkoła w większości przypadków uczy sięgać do źródeł, nie oszukujmy się. "Kapitan" chciał dać swoi podopiecznym coś więcej. To prawda, młody umysł jest bardzo podatny, ale zauważ, że wiara we własne możliwości, chęć życia i spełnianie marzeń to nie są negatywne wartości, gorzej jakby przekazywał im jakieś poglądy polityczne. A co zrobił Keatling? Pokazał dzieciakom radość, jaką się czerpie w poezji. Nie nauczyciel zawinił w tej konkretnej sytuacji, ale raczej rygorystyczna szkoła do produkcji takich samych ludzi i kształcenia poglądów ( nauczyciel podkreślał, żeby myśleć samodzielnie - przypominam), czy zaborczy rodzice. Keatling jest przykładem nauczyciela z pasją, a takich mało. Jak widać w filmie, ich liczba w szkołach nie rośnie.
Takie przemyślenie zaraz po seansie. Przyjemnie się oglądało.