Neil zabijając się, postąpił kretyńsko,gdybym ja miała jego potencjał ,uciekłabym z domu ,a nie zabijała się.
^to.
Albo jeszcze prościej - mógł porozmawiać najpierw z matką, ona wytłumaczyłaby to ojcu (mając ją za sobą, czułby się pewniej, tym bardziej, że zdawała się być skłonna do zrozumienia Neila) i może by coś do niego dotarło, a zabijając się, postąpił zbyt pochopnie.
Niestety nie rozumiesz jakie uczucia nim targały. W momencie kiedy tracisz wszystko wszystko przestaje mieć dla ciebie znaczenie . Nie ma sensu szukania rozsądku w otchłani niebytu . Nie rozumiesz, że on pomimo wszytko kochał ojca i nie mógłby żyć w sprzeczności z nim lecz jednocześnie nie mógł żyć w sprzeczności ze sobą. Ten prosty paradoks wywołał swoisty impas. Impas, który został wielokrotnie spotęgowany tak silnymi emocjami, że dusiły jego zmysły i zaburzyły świadomość. Zrobił to pogrążony w marazmie wywołanym wewnętrzną eksplozją, która nie mając ujścia rozsadziła go od środka. Ani ucieczka, ani rozmowa z matką nic by nie dały. Ludzie pokroju jego ojca to despoci nieznoszący sprzeciwu i egocentrycy patrzący na świat jedynie z własnego punktu widzenia, mający na stałe ustalone i niezmienne przekonania i żadna siła nie jest w stanie ich od nich odwieść.
A do tego co napisał kolega Krister_23 zwróć uwagę choćby na romantyków także polskich (fakt że "uzbrojonych" w myśl narodowowyzwoleńczą, ale jednak romantyków). Dla mnie romantyk to osoba, która umiera, jest pochłaniana przez swoje pasje, miłość do czegoś lub kogoś. Swój świat odnajduje własnie w twórczości i przez nią wciąż umiera. Jeśli prześledzisz dzieła romantyzmu to zauważysz, że bohaterowie tych pism bardzo często umierają / giną / popełniają samobójstwa. Pamiętam jak moja klasa poszła z polonistą (ktoś pokroju Keating'a) na film o Jim'ie Morrisonie - The Doors. Nauczyciel uświadomił nam, że Jim to postać romantyczna, chcąca łamać konwenanse, będąca w opozycji do świata - stąd często powtarza się tekst piosenki "Break on through to the other side" czyli przebij się na drugą stronę. Neil wpisuje się zatem idealnie w postać Umarłego Poety - prawdziwego romantyka, który umiera za swoje przekonania.
To fascynująca postawa, być na tyle swoim, aby nie dać się "zgwałcić" światu i umieć myśleć po swojemu. Niewielu tak potrafi... Zwrócić jednak należy uwagę na fakt że być romantykiem to nie pozbawić się rozsądku, o czym Keating jasno się wyraził pośród swoich uczniów.
Kurczę, chyba dawno już nie rozkminiałem w tych tematach. Sam dopiero dziś obejrzałem ten film, trochę późno jak na mój wiek. :) Pozdrawiam serdecznie.
Rozumiem.Tamten komentarz napisałam pod wpływem emocji,nie zastanawiając się nad konwencją filmu.
Spoks. Ja miałem na początku mieszane uczucia co do tego filmu. Niby kumałem wszystko, ale jednak wydawał mi się dziwny. Dopiero później zauważyłem, że nie mogę przestać myśleć o jego treści, a to oznacza, że jednak zapadł głęboko w pamięć i serduszko. :) Ot prawdziwe dzieło sztuki.
A ja myślę, że pokazał tak naprawdę jaką "miękką fają" był. Sprzeczność z ojcem, sprzeczność ze sobą, otchłań niebytu i emocjonalny impas - jak dla mnie to pokazuje że ta cała poezja wywołała u niego rozwolnienie mózgu, zrobiła z niego człowieka kierowanego przez emocje, a nie rozum, człowieka dla którego problemem nie do przeskoczenia okazały się rzeczy z którymi zmaga się wielu innych ludzi. Ot emocjonalne chuchro które zabiła emocjonalna grypka.
Mamy tu klasycznego romantycznego bohatera którego przerosła rzeczywistość. To tak jak z Werterem. Tylko że ja na niego zawsze patrzyłem nie jako na postać tragiczną tylko na fajtłapę która nawet porządnie sobie w łeb nie umiała strzelić.