Film niezły ale śmieszność i naiwność pojawia się w nim na każdym kroku. Film broni się świetną grą aktorów i właśnie naiwnością 6/10 jak dla mnie
naiwność w tym filmie polega na tym iż inteligentni młodzieńcy wierzą bez kszty sprzeciwu słowom nauczyciela jakby sami nie mieli rozumu i nie potrafili wypracować własnego stylu bycia
śmiesznośc objawia się zaś w szeregu scen które są tak sztampowe i ograne (czytaj choćby scena końcowa) to jest śmieszne i naiwne dla mnie to jest dziecinne i tkliwe jak moda na sukces tak przynajmniej uważam ps. wybacz mi błędy ortograficzne
zgadzam sie z Raskolnikowem. Ten film w kazdym calu jest naciagany, przerysowany, banalny, konflikty i postacie sa narysowane gruba kreska, przewidywalny... naiwnymi i ogranymi chwytami tworcy chca wzbudzic w nas wzruszenie a zamiast tego u mnie wzbudzilo zazenowanie (nie wzrusza mnie dramaturgia Harlequinów). jeden z najbardziej przereklamowanych filmow z jakimi sie zetknalem.
Wogóle się z wami nie zgadzam, uważam, że to dopiero dzięki nauczycielowi chłopacy zrozumieli co chcą w życiu robić, rodzice nie powinni decydować o naszej przyszłości to powinna być nasza decyzja i nikt nie powinien narzucać nam swoich planów czy nie spełnionych marzeń, powinniśmy spełniać własne marzenia, a nie realizować niespełnione marzenia własnych rodziców.
Oni mieli rozum, tylko że warunki w jakich się znaleźli, były takie właśnie, że uniemożliwiały im owo, jak to określiłeś, "wypracowanie własnego stylu".
Po pierwsze: szkoła, do której uczęszczali, starała się ich ujednolicić, zabić wszelką indywidualność, narzucić określony sposób myślenia (jak mówi w pewnym momencie dyrektor: "samodzielne myślenie u siedemnastolatków?!"). Keating pokazał im, że nie są bezwolni, że niezależne myślenie nas w pewnym senisie uczłowiecza ("jesteś człowiekiem czy amebą?").
Po drugie: opresyjne amerykańskie społeczeństwo lat 50-tych, w którym ambitni ojcowie układali kariery swoich synów po własnej myśli, to udawanie, ciągła gra pozorów ("nie dyskutuj ze mną przy swoich kolegach"), kobiety w roli dodatków do swoich mężów (relacje między rodzicami Neila, "prześpij się, synku" wypowiedziane zaraz po decyzji ojca Neila o wysłaniu go do szkoły wojskowej).
Po trzecie: końcowa scena była świetna, a porównanie filmu do "Mody na sukces"... coż, profanacja.
myslę ze śmiesznosc jest zauwazalna w zachowaniu tych uczniakow. Banda frajerów bez honoru którzy wrobili swojego ukochanego nauczyciela hehe...koles który jako jedyny(wydawalo by sie ) miał jakis charakter popelnil samobójstwo zamniast walczyc o swoje.
wczoraj drugi raz obejrzałem ten film, tym razem jako 30-latek... Pewnie, że jest z lekka naiwny, ale do tej pory pamiętam, jak ważny był dla mnie, gdy miałem lat 15, w kraju waliła się komuna, a ja szukałem w życiu takiego autorytetu, jakim dla tych chłopców był pan Keating.
Pozdrawiam
No właśnie, czas i okoliczności są bardzo istotne. Myślę, że dużo osób nie uświadamia sobie, że akcja tego filmu dzieje się w latach 50-tych i próbuje go przenosić w dzisiejsze realia.
Film naiwny z cała pewnoscia nie jest. Przerysowany owszem. Tyle ze ma to swój okreslony cel - na przykład bardziej wyraziste przesłane.
To tak jakby zarzucic charakter basniowy filmowi animowanemu.
Widzieliscie Rumble Fish Coppoli? Tam była podobna sytuacja. Mam na mysli oczywiscie charakter filmu a nie jego fabułe...