PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1262}

Stowarzyszenie Umarłych Poetów

Dead Poets Society
1989
7,8 325 tys. ocen
7,8 10 1 324623
7,6 60 krytyków
Stowarzyszenie Umarłych Poetów
powrót do forum filmu Stowarzyszenie Umarłych Poetów

refleksja

użytkownik usunięty

Kiedy widziałem "Stowarzyszenie..." po raz pierwszy, a było to lat temu 12, to napisałem taki tekst. Może kogoś zainteresuje
"Oh, Captain, My Captain"
(Kapitanie, Mój Kapitanie)
-refleksje o filmie "Stowarzyszenie umarłych poetów"

Film produkcji USA "Stowarzyszenie umarłych postów!', który wyświetlany jest ostatnio na ekranach naszych kin staje się tematem licznych dyskusji i komentarzy, Wzbudził on wielkie zainteresowanie szczególnie wśród młodej widowi. Wynika to z faktu, iż porusza on problemy nieobce także polskiej młodzieży. Tematem szkoły zajmowano się już wielokrotnie, czego przykładem może być polski film "Ostatni dzwonek". Jednakże "Stowarzyszenie ..." można uznać za znacznie bardziej udany. Jest to spowodowane prawdziwym przedstawieniem zjawisk związanych z edukacja, wychowaniem; mimo iż pozornie sytuacje w nim ukazane wydają się nierzeczywiste. Sceneria ekskluzywnej amerykańskiej szkoły lat pięćdziesiątych posiada niewiele wspólnych cech z polskim szkolnictwem u progu ostatniego dziesięciolecia naszego wieku; a jednak ludzkie uczucia i zachowania są podobne. Na ekranie widzimy ludzi identycznych jak wokół siebie, może za wyjątkiem prof. Keatinga. Postać ta powoduje zarzucanie filmowi nierealności. Spotyka się opinie, że w życiu nie zdarzają się tacy nauczyciele. Ja jednak uważam, że nie należy do tego podchodzić w ten sposób. Moim zdaniem, przejaskrawiono niektóre sytuacje, aby wyraźnie zaakcentować określone problemy. Według mnie, mimo tego "towarzyszenie ..." jest bardzo prawdziwe.
Możemy rozpatrywać ten film pod różnymi katami, skupiając się, bądź na wizerunku idealnego nauczyciela, bądź na tragedii, jaka stała się samobójcza śmierć jedno z uczniów, traktując je jako motywy przewodnie. Ja zajmę się tym, co dla mnie jest główną myślą utworu a zarazem powołaniem prof. Keatinga; pragnącego nauczyć uczniów myślenia i odważnego wypowiadania swoich poglądów. Pominę całkowicie watek umownie nazwany miłosnym, co nie oznacza że uważam go za nieistotny. Wynika to z faktu, iż odebrałem film bardzo osobiście, utożsamiając się z jednym z bohaterów - Toddem Andersonem.

Oglądając ten film zobaczyłem siebie na ekranie, dlatego w "Stowarzyszeniu..." interesowało mnie szczególnie to, co było z ta postacią bezpośrednio związane. Traktuję ten obraz jako opowieść o dwóch młodych ludziach, którzy nie potrafią wyzwolić się z wiązów krępujących ich osobowość, mających podobne problemy. Jednakże ich źródło jest zupełnie inne. Dla Neila jest nim zależność od ojca, spod władzy którego nie potrafi się wyzwolić. Jest to niewola jakby zewnętrzna, która choć posiada znaczny związek z psychiką bohatera, ujawnia się tylko w chwili bezpośredniego kontaktu z ojcem. Todd natomiast jest więźniem własnej osobowości. Nie potrafi odważnie wypowiedzieć swego zdania, przeciwstawić się złu.
Praktycznie w każdej sytuacji zachowuje się biernie, z obawą. Dlatego sprawia on wrażenie bardziej nieszczęśliwego od Neila. A jednak to właśnie Todd zwycięża, a jego zwycięstwo staję się zwycięstwem prof. Keatinga, który udzielił mu pomocy. W związku z tym można wysunąć wiosek, iż skrępowanie przez warunki zewnętrzne jest trudniejsze do pokonania i może skończyć się tragedia, tak jak w przypadku Neila. Jednakże trudności te tkwią nie w okolicznościach a w samym człowieku. Uważam samobójstwo , do którego doprowadziło nierozwiązalnie konfliktu pomiędzy pragnieniami syna a wyobrażeniami ojca - za przejaw słabości charakteru Neila i jako osobista porażkę nauczyciela.
Dlatego dwie kluczowe sceny filmu - samobójstwo Neila i bunt Todda, oceniam pierza jako klęskę a drugą, jako zwycięstwo prof. Keatinga. Można tak stwierdzić, jeśli rozpatrzymy je w kontekście tego co prof. chciał przekazać swoim wychowankom. Głosił on zasady humanizmu, z hasłem "Carpe diem" na czele - czego nie da się pogodzić z myślą o samobójstwie. Jeśliby więc Neil realizował w pełni nauki swojego mistrza do tragedii by nie doszło. Ponadto nie skorzystał on także z tego co Keating powiedział do niego osobiście. Z drugiej strony chłopców uczono odwagi - odnosiło się to szczególnie do Todda. I tutaj edukacja osiągnęła skutek. Po kilku kolejnych scenach, w których bohater zachowuje się według dawnego schematu, tzn. nie potrafi przedstawić swoich poglądów, przychodzi moment przełomowy. Todd zdobywa się na odwagę przeciwstawia się niesprawiedliwemu potraktowaniu nauczyciela, a jego przykład pociąga innych. Dlatego uważam, że scena końcowa ma wymowę optymistyczną i głosi zwycięstwo prof. Keatinga. Jest to oczywiście tylko moja ocena, choć przypuszczam, że podobnie myśli wielu widzów. Spotkałem się jednak także z inną, interpretacja zakończenia filmu, które uważane jest za pesymistyczne.

Cóż bowiem po teatralnym geście, wyrażającym bunt przeciwko zaistniałej sytuacji w momencie gdy nie mógł on już pomóc, a tylko zaszkodzić. Czy należało sprzeciwu się wcześniej, w odpowiedniej ku temu chwili? Po co przeprosiny, gdy wyrządziło się już wielka krzywdę, przyczyniając się do usunięcia nauczyciela ze szkoły? Inaczej traktowana jest również przez niektórych moich rówieśników, wymowa ostatnich słów: "Dziękuje chłopcy" - które w ich opinii nie są wyrazem podziękowania, lecz stwierdzeniem oznaczającym np.: "to nie ma sensu i tak już jest za późno". Nie neguję tej oceny, choć nie wydaje mi się ona całkowicie zgodna z treścią filmu. Mianowicie w jednej ze scen prof. Keating stwierdza iż jego powalaniem jest praca z młodzieżą, a w całym filmie wielokrotnie udowadnia, iż przede wszystkim chce nauczyć ich myśleć nawet, jeżeli miałby tym narazić się władzom szkoły. Potwierdzenie tego znajduję również w wywiadzie, którego francuskiej prasie udzielił autor scenariusza "Stowarzyszenia umarłych poetów" Tom Schulman, który stwierdza "Keating zachęcał chłopców, aby myśleli o sobie samodzielnie, ale nie egoistycznie (...). Nie mówi im "Zbuntujcie się" ale "Bądźcie gotowi bić się za swoje przekonania". W tym samym wywiadzie Schulman, wypowiadając się o optymistycznej wymowie finału mówi "Mimo śmierci Neila i wyrzucenia z posady Keatinga zakończenie filmu jest pozytywne, bo niektórzy uczniowie nauczyli się myśleć samodzielnie i są już na zawsze odmienieni".
I ta właśnie zmiana psychiczna bohaterów, wywarła na mnie ogromne wrażenie. Myślę w tym momencie szczególnie o Toddzie Andersonie - postaci w której zobaczyłem odbicie własnych cech, sposobu myślenia i zachowania. Widząc na ekranie jego metamorfozę, mam nadzieję, że i ja kiedyś przeżyję podobną, że i mnie uda się "wejść na stół" i opowiedzieć się za wartościami, które są dla mnie ważne, za ideałami, które chciałbym realizować w swoim życiu, nawet jeśli ludziom wokół mnie wyda się to nie na miejscu.
(1990)