Bardzo, ale to bardzo żałuję, że najpierw nie przeczytaliście książki... Ja osobiście nie oglądałam filmu, ale czytałam. Chyba nigdy tak nie płakałam podczas czytania jakiejkolwiek książki... Szkoda, bo większość filmów jest słabsza od zapisanych kartek w okładce;)
Pozdrawiam
Może i tak, ale weź pod uwagę, że w tym przypadku książka powstała na podstawie filmowego pierwowzoru, a nie odwrotnie.
zgadzam się z moim przedmówcą;)- akurat w tym przypadku film jest lepszy niż książka
książkę przeczytałam najpierw, dopiero później widziałam film- i kiedy go obejrzałam, to książkowi bohaterowie wydali mi się tacy...nudni, "płascy", pozbawieni życia...
Chyba powinnaś wiedzieć, że książka pani Kleinbaum powstała właśnie na podstawie filmu... A więc nie byłoby tych wspaniałych emocji, gdyby nie chłopcy i Robin Williams na czele...
pozdrawiam!:)
Popieram! Właśnie przed chwilą skończyłam czytać i jeszcze mam łzy w oczach, a rzadko ryczę przy książkach i bardzo chcę zobaczyć film!! W telewizji jest podobno często, ale nic nie widzęw programie.... Poczekamy, zobaczymy....
Wiesz marcepanna - ten piękny film puszczają w TV. Ale nie (i na szczęście, bo reklamy by wszystko zakłóciły) w tych komercyjnych programach jak TVN czy Polsat - oni wolą puszczać jako "MEGAHIT" (to już w ogóle przesada) durnowate filmy z Seagalem. "Stowarzyszenie ..." oglądałem na Ale Kino! - w ostatnim miesiącu był chyba 3 razy :) Polecam również świetny kanał filmowy - "Zone Europa". Ostatnio oglądałem na nim rewelacyjny "Midnight Express".
POZDRAWIAM !!!
Jak wspominali przedmówcy, książka jest na podstawie filmu. I to widać. Ja najpierw czytałem książkę, a potem obejrzałem film i porównanie wypada zdecydowanie na korzyść dzieła Weira. Książka jest niezła, ale film jest genialny.
Ja film widziałam i książkę czytałam. Polecam ją, przyjemnie i lekko się czyta, jeśli barany z mojej klasy przeczytali to znaczy już coś znaczy! Moim zdaniem mało który film może być lepszy od książki.
O niee!
Najpierw obejrzałam film, potem zabrałam się za książkę :).
I choć film świetny, książka jak na treść zgadzająca się z filmem również, ale książka winna zawierać literackie słownictwo, szczegółowe opisy, rozbudowane zdania, opisy uczuć bohatera (chyba, że mowa o behawioryźmie;).... no wiecie, aby wszystko było jak na dłoni.
A tego w książce brakło.
Dokładnie ! Brakowało mi wszystkich opisów i myśli bohaterów.
Zdaje mi sie, ze gdybym najpierw przeczytała książkę( a najpierw oglądnęłam film) to nie sięgnęłabym po film, bo książka, mimo że wciągająca i przyjemna nie zachwyca aż tak bardzo jak właśnie film. I w tym wypadku kolejność >książka - film< nie jest godna zastosowania ;)
Pozdrawiam ;)
Zgdadzam z porzednikami. "Stowarzyszenie (...)" to arcydzieło, a książka, jako że powstała później, jest jedynie pewnym uzupełnieniem, by jeszcze raz przeżyć przygody bohaterów, tym razem we własnej wyobraźni. Samo przeczytanie powieści nie wystarcza. Choć w to trudno uwierzyć, jest niczym w porównaniu do filmu. Weir wyśmienicie zobrazował swą myśl i wizję problemu.
Gorąco radzę obejrzeć najpierw film, a później przeczytać książkę w celu ewentualnego przypomnienia sobie obejrzanego seansu.
W ogóle moim zdaniem pisanie książki po filmie to bezsens... jednak ja najpierw przeczytałam, później obejrzałam i myślę, że to nie jest złe, bo chyba każdy z nas lubi po lekturze obejrzeć jej adaptację,żeby zobaczyć "jak oni sobie to wyobrazili". Film jest wspaniały :D
dołączam się do dyskusji choć nigdy nie czytałam, ani nie widzialam "Stowarzyszenia..". co prawda miałam wielką ochotę film oglądnąć, ale zawsze uciekałam sprzed ekranu, gdyż trzymałam i trzymam się niezmiennie zasady "najpierw książka, potem film". dopiero dziś dowiedziałam się, że w tym przypadku powstała książka, następnie film. cóż....:P zgadzam się z przedmówcą/-cami - powieści tworzone na podstawie filmu to z reguły cienki pomysł z bardzo sztandarowym wykonaniem. ale, ale...wyjątki potwierdzają regułę - a te wyjątki to prawdziwe perełki zazwyczaj :)
ja teraz właśnie skończyłam czytać tą książkę i równie dobrze się popłakałam... szególnie przy końcu... przy filmie nie da się tak popłakać. Osobiście wolę książki niż filmy...
film dobry; równie mocno płakałam przy książce jak i przy filmie podczas sceny, kiedy chłopcy mówią to magiczne "O, Kapitanie mój, kapitanie!". Jednak stawiam na książkę. Szczególnie dla ludzi z wyobraźnią. Niezapomniana lektura.
ja tak płakałem że poleciałem po podpaski , bo nie wiedziełem jak zatamować łzy , straszne, straszne:)
to był pierwszy film na jakim kiedykolwiek płakałam. a prawie nigdy nie płaczę na filmach. oprócz stowarzyszenia tylko na "Zielonej Mili"
Ja najpierw przeczytałam książkę. Pod koniec płakałam jak bóbr. A film niestety nie wzbudził we mnie takich emocji... I wydał mi się trochę za długi i zbyt monotonny.