Czy ostatnia scena, czyli podróż do teraźniejszości przez okienko komory gazowej pasowała do całości?
Z perspektywy polskiego widza wydaje się nieco dydaktyczna i przeciągnięta, ale jednocześnie ukazuje nam dosłownie za co Hoess i inni byli odpowiedzialni.
Przez cały film mamy opowieść o zagładzie bez jej pokazywania, prócz właśnie tej ostatniej sceny, uważacie że ten zabieg był potrzebny, wybrzmiał właściwie?
To doskonała scena. Ważne są te zwykłe czynności, które wykonują panie (odkurzanie, czyszczenie itd.) na tle dowodów tego okrucieństwa, które w tym miejscu miało miejsce. To niemalże kontynuacja przesłania filmu.
Moim zdaniem współgrał z resztą filmu - przyziemne i prowizoryczne czynności, proza życia, toczy się dalej obok świadectwa zbrodni.
Świetny zabieg (jak i pare innych w tym filmie). Moim zdaniem w scenach współczesnych pokazujących czynności konserwatorskie (!) muzeum widzę dwie rzeczy. Po pierwsze, żeby pielęgnować prawdę historyczną, a po drugie - żeby, mówiąc symbolicznie, żadna smuga na szybie, przez którą oglądamy historię świata, nie zakłóciła nam prawdziwego, realnego obrazu przeszłości (a nawet teraźniejszości - tak jak wypaczała ją wówczas nazistowska narracja).
Scena współczesna jest wklejona pomiędzy sceny jak Hoss rozgląda się po pustym korytarzu, aż spogląda w stronę kamery - dla mnie to tak, jakby spoglądał na sceny z Muzeum czyli - spoglądał w przyszłość i miał przebłysk efektów swoich działań (a także na widza). Potem schodzi dalej w mrok.
Ujęcia z góry - jakby z komory - rozumiem, jako oko historii i ofiar, które obiektywnie ale milcząco ogląda w tym filmie przeszłość.