Koncept jest niby ciekawy, otóż mamy być zszokowani tym, że Rudolf Höß był człowiekiem , miał rodzinę oraz inaczej zachowywał się w domu, a inaczej w obozie. Tyle, że to nie jest niczym odkrywczym, ani też nie przyciąga uwagi na 2 godziny trwania filmu. Po pewnym czasie, staje się to także męczące. Czy mamy bowiem przeżywać z jego żoną, to, że ma być odwołany i przeniesiony do Niemiec? Współczuć jej tego, że buduje dom ze zbrodniarzem, udając, że nie słyszy krzyków z obozu? Skupiamy się na emocjach oprawców, chociaż te emocje są skierowane do ich życia domowego, a nie rozmów o zbrodniach w obozie. Nie dowiemy się więc niczego np. o motywacjach ich milczenia czy udziału w bestialstwie.
Reasumując, nie jest to film na miarę Pianisty czy Listy Schindlera.