Dla mnie to jest wybitne kino, wbijające w fotel. Nie chodzi tylko o tematykę. zresztą, tematyka jest ujeta z 2giej strony - bo nie widzimy i PRAWIE nie słyszymy obozu koncentracyjnego. Widzimy i słyszymy sielankowy dom Hossów. Piekny, zadbany dom, sielankowy ogród pełen najpiękniejszych kwiatów, z basenikiem dla dzieci. Rodzinna idylla. A w tym samym czasie za murem... Naprawdę wybitne kino - zdjęcia, muzyka, fabuła. Powinni na to szkoły prowadzić, tej rangi jest to film.
Film odbiera się w trakcie i po. Niektóre sceny muszą zakiełkować w głowie, byśmy zrozumieli jak są zatrważające. Przyznam, że miałem w trakcie oglądania mały kryzys, ale po seansie poszczególne sceny mnie policzkowały, raz za razem a niektóre waliły obuchem w łeb. Dziwne uczucie przetwarzać sobie taki obraz jeszcze długo po obejrzeniu. Mamy napisy końcowe i zwykle wracamy do swoich zajęć, tymczasem po napisach końcowych ten film trwał. Wciąż mam małe przebitki związane z niektórymi scenkami. I to zwykle są drobiazgi, jak zamknięcie w szklarni młodszego brata przez starszego, który później z satysfakcją naśladuje odgłos wpuszczanego do pomieszczenia gazu. Wydawało się, że o Holocauście powiedziano już wszystko, na wszystkie możliwe sposoby, ale okazuje się, że jeśli masz talent, znowu możesz pokazać grozę tamtych wydarzeń, ale nie bezpośrednio lecz subtelnie, niemal podprogowo. I reżyser tym talentem się, bez wątpienia, wykazał. Brakowało mi dwóch rzeczy: starszy syn, ten co jeździł konno z ojcem, ponoć wykazywał oznaki sadyzmu, zdarzało mu się dręczyć więźniów, bić pejczem, strzelać z procy czy nawet z pistoletu. Druga sprawa to Höß i jego los. Na prośbę byłych więźniów został stracony w "strefie interesów". Do dziś w muzeum stoi szubienica, na której go powieszono. Egzekucja była na raty, bo najpierw przeszkodził wściekły tłum, w którym było wielu byłych więźniów. Zawieziono więc Hößa z powrotem do aresztu, a stracono go następnego dnia rano, gdy tłumów nie było.