Substancja skłoniła mnie do napisania obszerniejszej analizy, czego nie robiłam od wieków. Może kogoś to zaciekawi i skłoni mnie do częstszego wyrażania swojej opinii na temat filmów, kto wie ;) Mam wrażenie, że oglądając ten film i biorąc wydarzenia dosłownie, tracimy jakieś 50% przekazu. Zacznijmy od tego, że już od początku widać, że widzimy świat w zniekształcony przez bohaterkę sposób. Z jej punktu widzenia i subiektywnie. Zauważcie nawet kolory samochodów jakie mija na ulicach, to nie są kolory, jakie obecnie królują na drogach, ale takie, jakie kiedyś były popularne, czyli jakby zatrzymała się w czasach swojej świetności i młodości. Cały świat i wszystko co widzi jest takie „piękne”, przesłodzone i przerysowane. Wynika to zapewne z pracy w show biznesie, który jak wiadomo potrafi nieźle wypaczyć postrzeganie rzeczywistości. W jej świecie wszystko sprowadza się do wyglądu, w sumie trudno się dziwić, pracuje ciałem, jest uzależniona od tego, co o niej sądzą inni, szczególnie faceci. W tym stanie już nie możemy być pewni, co jest prawdą, czy zwolnienie z pracy nastąpiło z powodu wieku, czy jednak miało inne podłoże - widać, że z główną bohaterką kontakt jest mocno ograniczony, zachowuje się lekko mówiąc dziwnie, nic nie odpowiada, patrzy w dziwny sposób. Może być tak, że jedyne co do niej dociera to informacje na temat jej wieku, wyglądu, łatwiej jej zrzucić winę na wygląd, niż przyjąć prawdę, a być może prawda jest taka, że straciła pracę przez swoje problemy psychiczne. Może być też tak, że straciła pracę rzeczywiście w ten sposób i tylko ze względu na wiek, jednak nie zmienia to faktu, że tu zaczyna się jazda, bo utrata pracy jest zapalnikiem tego, co wydarzy się później. To przeżycie mogło być tak silnym wstrząsem, że wyzwoliło psychozę.
Nie zapominajmy o wypadku, bywa tak, że ktoś po jakichś urazach uzależnia się od jakichś substancji, choćby Michael Jackson, który po poparzeniach w czasie kręcenia reklamy wciągnął się w silne przeciwbóle. Tutaj nie wiemy do końca jak naprawdę ona się trzyma po tym wypadku, bo jak już wspominałam, wszystko jest zniekształcone. Bohaterka znajduje kopertę z informacją o substancji, która może odmienić jej życie, miejsce w jakim ją odbiera nasuwa skojarzenie, że jest to pewnego rodzaju nowy narkotyk lub jakiś eksperyment. I tu dochodzimy do momentu, w którym jeżeli ktoś uważa, że to, co widzimy dzieje się na serio, no to muszę go rozczarować :D To nic innego jak ostra faza bohaterki i jej wizje. 7 dni jazdy i 7 dni odpoczynku to jakby ciąg i kac po nim. Wyliczone tak, aby nie zryć do reszty psychiki, jednak jak dobrze wiemy, bohaterka nie będzie się tego trzymać. Jedna nie wie co robi druga, na pewno spotkaliście kiedyś kogoś, kto nie pamiętał co robił na imprezie, działa to na tej samej zasadzie. Poza tym bohaterka ma już jakieś doświadczenie z dawaniem sobie w żyłę, no nie oszukujmy się. Ilu ludzi na widok takiego sprzętu wiedziałoby jak sobie samemu to zaaplikować? Mnie skręca na sam widok tego, a ona nie miała zbytnich oporów. Według mnie Sue nie istnieje - jest na to wiele przesłanek, po pierwsze nikt nie zatrudni nikogo, zwłaszcza w telewizji bez żadnych papierów i podstawowych dokumentów. Mamy tutaj nawet moment, gdy pytana jest o swoje dane i wiek, a ona lekko zdziwiona rzuca namiętnie, że ma na imię Sue. Nadmierna ekscytacja prezesa oraz ludzi wokół pokazuje, że to tylko marzenie bohaterki. Mamy też scenę, w której przychodzi na casting, wcześniej występuje inna dziewczyna, która słyszy niewybredną uwagę na temat swojego nosa, nie widzimy jak ona wygląda, widzimy tylko jej plecy, a za chwilę wchodzi Sue, cała na biało i daje popis… Tamta wcześniejsza dziewczyna to nikt inny jak Elisabeth, która musiała zostać tak potraktowana kiedyś we wcześniejszym castingu lub słyszeć ten tekst kiedyś, dowodzi temu jeszcze to, że słyszy ona ich uwagę w końcowej scenie, ale o tym póżniej. Poza tym nigdy nie widzimy Sue jedzącej cokolwiek, ona jedynie pije. Patrzy na talerze i jedzenie tak, jakby była wręcz obrzydzona nim. Może to tłumaczyć te napady głodu, Elisabeth głodzi się przez tydzień, a potem rzuca na jedzenie.
Zaraz ktoś powie halo, ale przecież sąsiad przybiegł i słyszał stukania - to kolejna imaginacja bohaterki, po pierwsze ilu z was może znaleźć w mieszkaniu dodatkowy pokój rozwalając ścianę (byłoby fajnie) po drugie nic nie wskazywało na to, aby bohaterka miała jakiekolwiek zdolności budowlane i wykończeniowe, a robotę odwaliła lepszą niż niejedna zawodowa firma. Po prostu kolejna faza, w której facet jest przeciwko „brzydkiej i starej” Elisabeth, natomiast zachwycony piękną Sue. No właśnie, występy Sue, jak i wszystko co wokół niej się kręci jest spowite brokatowym pyłkiem (jak ten z kuli, którą ogląda na początku Elisabeth i która potem przewija się w wizjach), nałożonym filtrem cudowności, ale i sztuczności. Zwróćcie uwagę jak wygląda jej program w tv oraz jej banery i plakaty, dosłownie razi w oczy to, że są sztuczne i już nie chodzi o Photoshop, ale jakby sztuczne wklejenie w tło. Gdy Elisabeth ogląda inny program, jakiś zwykły film to telewizor wygląda normalnie, ale gdy tylko pojawia się Sue to robi się taki sztuczny ekran, jak wklejony obraz. W ogóle to strasznie przypomina mi to Requiem dla snu, gdzie starsza kobieta oglądała telewizję i wpadała w coraz większy obłęd od prochów. Dziwi mnie, że tak mało ludzi dostrzega to, że tu jest podobnie, a przynajmniej tak wynika z komentarzy.
W jednej scenie na początku widzimy sprzątaczkę, która sprząta mieszkanie, gdyby przyszła widząc Sue to na pewno byłaby nieźle zdziwiona. Jednak później nie pokazuje już się, być może Elisabeth musiała ciąć koszty w związku z tym, że straciła pracę, ale równie prawdopodobne jest to (chyba nawet bardziej prawdopodobne, bo nie myślała praktycznie) że sprzątaczka sama odeszła widząc coraz większą paranoję swojej pracodawczyni. Z tego względu tamta nagle zaczęła widzieć sterty śmieci po swoim „odpoczynku”, gdzie była bez fazy. Wtedy nie miała siły na robienie czegokolwiek, interesowało ją tylko jedzenie i oglądanie telewizji.
Kolejny powód, dla którego myślę, że to wszystko bujda to motyw z tym facetem, który z nią później był, pod koniec tej 3 miesięcznej fazy. Opcje są dwie, albo rzeczywiście był, chociaż nie z Sue, a z Elisabeth i uciekł widząc jej fazę albo był wytworem wyobraźni, ponieważ zachowywał się jakby z jednej strony już z nią przebywał od dłuższego czasu, a jednak nie miał o niczym pojęcia. Natomiast cała łazienka była nafaszerowana dziwnymi fiolkami, strzykawkami itp i jego to nie dziwiło? Wystarczyłoby otworzyć śmietnik lub szafkę nad umywalką. Taka paniczna ucieczka i brak kontaktu później też jest co najmniej dziwna i stoi w sprzeczności z wcześniejszym jego podejściem do niej, jakby kolejny dowód Elisabeth na to, jak źli są faceci i jak tylko zależy im na wyglądzie. Dowodem jest też ten pierwszy gość z motorem, Elisabeth budzi się w momencie, gdy tamci się całują, mocno zostaje pokazane to, że nie wiadomo co jest snem, a co jawą.
Żeby nie przeciągać to już zbliżę się do zakończenia, które było totalnym odpałem i wizją bohaterki, kto by wypuścił ją na scenę, gdyby rzeczowoście była takim stworkiem? Nie dziwi was to, że przeszła sobie przez wszystkie pomieszczenia od tak? ;) A sama ta impreza była bardzo dziwna i mocno przeterminowana - ewidentnie wytwór jej umysłu. Pojawiają się wtedy różne przebitki z jej historii kariery, jakieś wspomnienia tekstów, jakie usłyszała, rzeczy, które widziała. Ta tryskająca krew to zapewne symbol tego, co się działo w rzeczywistości, bo najprawdopodobniej zabijała sama siebie.
Ten film jest niesamowitą analizą ludzkiej psychiki. Zwróceniem uwagi na wiele problemów, używek, starzenia, seksualizacji kobiet, samotności, standardów „piękna” kreowanych przez media, ale i zazdrości i rywalizacji w świecie kobiet. Tutaj bohaterka nawet zaczęła być zazdrosna o samą siebie i jest to świetnym podsumowaniem, tego jak to niestety wygląda. Gdyby bohaterka miała jakieś życie poza pracą oraz rodzinę, to nie doszłoby do tego wszystkiego. Jednak uzależnienie swojego szczęścia od pracy i wyglądu sprawiło, że, gdy to straciła to wszystko inne przestało mieć znaczenie. Ten film pokazuje również jak zgubne może być postrzeganie tego co widzimy na plakatach, filmach i porównywanie z tym siebie. Scena, w której Elisabeth rezygnuje z randki ze względu na porównywanie siebie do Sue dobitnie to pokazuje.
Wrzuciłam post na temat tego filmu również na swojego bloga, którego adres jest w opisie mojego profilu, jeżeli ktoś chciałby to tam skomentować to byłoby mi bardzo miło. A tak poza tym to tym którzy nie widzieli, a podobała im się substancja to polecam Czarnego Łabędzia.
Twoja analiza „Substancji” jest inspirująca, a także imponująco przemyślana. Uważam jednak, że jest kilka punktów, które warto pogłębić, a jednocześnie wyjaśnić zawiłości, które, być może, jeszcze bardziej wzbogacą Twój odbiór filmu.
Po pierwsze, fenomenalne jest, że zwróciłaś uwagę na zniekształcenie rzeczywistości poprzez subiektywną perspektywę bohaterki. To sedno całego filmu. Jednak sugerowanie, że „Substancja” jest wyłącznie alegorią narkotykowych halucynacji, nieco spłaszcza jej wielowymiarową strukturę. Elisabeth nie przeżywa po prostu narkotycznego transu, lecz egzystencjalny dramat, w którym tracenie kontaktu z rzeczywistością symbolizuje utratę kontroli nad samą sobą i światem wokół. To absolutna dekonstrukcja ludzkiej obsesji na punkcie kontrolowania chaosu, który i tak nas pochłonie. To alegoria, która bez pardonu rzuca nam w twarz jedną podstawową prawdę: niczego tak naprawdę nie kontrolujemy. Bohaterka nie popada w „halucynacje”. Ona zapada się w przepaść symboli, które są manifestacją jej nieświadomości, zgodnie z twierdzeniami Junga. To, co widzimy na ekranie, to dramatyczny proces indywiduacji, próby połączenia jej świadomego "ja" z archetypami i treściami z głębin nieświadomego umysłu. Symbole, które ją otaczają, od surrealistycznych postaci po zmieniające się przestrzenie, są niczym innym jak projekcjami jej wewnętrznego konfliktu między tym, kim jest, a kim chciałaby być.
Film nie jest żadnym „tripem” po ziołach czy kwasie, jak to niektórzy zbyt powierzchownie interpretują. Jej doświadczenia są wykwitem egzystencjalnego bólu, potęgowanego przez absurdalny świat show-biznesu. „Substancja” wcale nie próbuje odzwierciedlić rzeczywistości: bo jaki artysta z ambicjami miałby ochotę na tak prozaiczną rzecz? To sztuka czystej metafory. Wszystkie te „dziwne” sytuacje, od nagłego pojawienia się Sue po tajemnicze dodatkowe pomieszczenia w domu, to nie „narkotykowe sny”, ale emanacje umysłu Elisabeth, który desperacko próbuje ułożyć sens z rozpadającej się rzeczywistości opartej na jej własnych oczekiwaniach.
Scena, w której Elisabeth „odkrywa” dodatkowy pokój za ścianą, nie jest halucynacją: to głęboka metafora nieudolnych, desperackich prób, które ludzie podejmują, by znaleźć „łatwe wyjście” z trudnych sytuacji. Ta scena symbolizuje iluzję, że wystarczy jedno proste, zewnętrzne działanie, takie jak walnięcie młotkiem w ścianę, by uwolnić się od kłopotów. Chcesz więcej przestrzeni w swoim życiu? Wydaje ci się, że wystarczy przełamać granice i stworzyć nową przestrzeń, by pozbyć się tego, co cię ogranicza. Jednak zamiast naprawdę rozwiązywać problemy, zamykasz je za kolejną ścianą, tworząc tylko pozory zmian. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się wybawieniem, w rzeczywistości jest tylko próbą ucieczki od rzeczywistych wyzwań, które wymagają głębszej konfrontacji, a nie powierzchownych, krótkotrwałych rozwiązań, które zamiast przynieść ulgę, tylko maskują prawdziwe dolegliwości.
Jung twierdził, że symbole to język nieświadomości, a ich pojawienie się sygnalizuje konieczność konfrontacji z tym, co ukryte i nieprzepracowane. Elisabeth nie unika tej konfrontacji, lecz, paradoksalnie: im głębiej wchodzi w świat symboli, tym bardziej traci zdolność odróżnienia ich od rzeczywistości. Zamiast zmierzać ku procesowi indywiduacji, który według Junga prowadzi do harmonii między świadomym a nieświadomym umysłem, Elisabeth ucieka w chaos nieprzyswojonych treści. Jej psyche pragnie pełni, ale zamiast podjąć świadomy dialog z symbolami, pozwala, by całkowicie ją pochłonęły, co nie scala jaźni, tylko pogrąża ją w destrukcyjnej inflacji ego, zatracając granice między tym, co realne, a tym, co wyobrażeniowe. Tragiczne odwrócenie procesu, który mógłby ją prowadzić ku samorealizacji, staje się przyczyną samozniszczenia.
A jeśli już mówimy o filozofii, to musimy zwrócić się ku Nietzschemu, który byłby zachwycony tym filmem. „Substancja” wręcz krzyczy o konieczności zaakceptowania chaosu. Nietzsche pisał o „wiecznym powrocie”: idei, że nasze życie będzie powtarzać się w nieskończoność. Elisabeth, w swojej pogoni za perfekcją, w rzeczywistości ucieka przed tym powrotem, starając się stworzyć idealny, sztuczny świat, w którym wszystko jest pod kontrolą.
Sue to nie tylko alter ego, ale głębszy symbol: ideał, który zabija Elisabeth od środka, bo jest nierealny. W tym kontekście Elisabeth zaczyna przypominać mitycznego Ikara, który zbliżając się do perfekcji, spala się w jej blasku. A jej obsesja na punkcie tytułowej "Substancji" to odpowiednik wosku na skrzydłach: To, co umożliwia wzlot, pozostawione bez świadomej kontroli, staje się narzędziem własnej zguby: podobnie jak Ikar, który zbliżył się zbyt blisko słońca, tak bohaterka, poddając się bezgranicznie temu, co miało ją unieść, traci równowagę i ostatecznie upada na samo dno.
Podsumowując: Twoje spostrzeżenia są niezwykle trafne, ale chciałbym, byś spojrzała na film o wiele szerzej: nie jako na historię kobiety pogrążającej się w psychozie czy narkotykowym zwidzie, lecz jako uniwersalną opowieść o ludziach, którzy próbują uciec od rzeczywistości. „Substancja” to nie tyle ostrzeżenie przed używkami, ile przed obsesją na punkcie perfekcji i nierealnych ideałów. Twórcy filmu nie stworzyli wyłącznie psychologicznego dramatu, lecz lustro, które ukazuje nasze lęki, obsesje i śmieszności, przypominając jednocześnie, że czasem największą iluzją jest to, co widzimy na co dzień: nasze własne odbicie.
Wydaje mi się jednak, że perspektywa narkotykowego zwidu jest mimo wszystko nieco bardziej realna i prawdopodobna niż "zapadanie się w przepaść symboli" ;))). I jest to też jedyna interpretacja, która jakoś ratuje sens całego filmu, a która nie przyszła mi do głowy.
Co do ostatniej sceny, też uważałem, że nie jest ona rzeczywista, a rozgrywa się jedynie w wyobraźni bohaterki - jasne, że nikt by takiego potwora w rzeczywistości na scenę nie wpuścił, gdy oczekiwali tam Sue. Natomiast byłem raczej zdania, że tylko ta ostatnia scena jest wizją, podobnie jak wcześniej pojawiały się takie momenty wizji u Sue - np. scena z udkiem kurczaka wyciągniętym z brzucha. Ale pomysł, że cała postać Sue jest wizją, nie przyszedł mi do głowy, a to - jak jeszcze raz podkreślam - jakoś jednak ratuje ten film i nadaje fabule jakiś sens...