Po pierwszych dwóch aktach musiałam zbierać szczękę z podłogi, bo tam po prostu wszystko się zgadzało. Zarówno wizualnie, aktorsko i reżysersko naprawdę ciężko jest znaleźć jakieś wady. Nowatorskie pomysły na sposób pracy kamery i ukazanych ujęć mnie urzekły, odrazu przykuwając uwagę, w szczególności pomysł na kompozycję klamrową z gwiazdą Elizabeth, sceny w korytarzach czy też sceny z udziałem producenta show telewizyjnego. Dodatkowo wielkim plusem są użyte kolory oraz zabawa kontrastami, która bardzo wpasowała się w moją estetykę, subtelnie łącząc gatunek sci-fi, horror oraz thriller. „Substancja” wielokrotnie nawiązuje do innych filmów swojego gatunku, takich jak „Obcy”, „Carrie” czy „It”, co również uważam za duży plus. Aktorki grające główne role wypadły wręcz wybitnie, wzbudzając w widowni całą gamę różnorodnych emocji, od współczucia po grozę, a czasem nawet rozbawienie. Dlatego też bardzo żałuję, że ten film w trzecim akcie postanowiono poprowadzić w takim kierunku, jakim jest slasher aniżeli stricte horror. Oczywiście, mam świadomość, dlaczego postanowiono wykonać taki zabieg; zapewne chciano wydać produkcję w jednym z trudniejszych gatunków do tworzenia czegoś unikatowego i zasługującego na pozytywną krytykę recenzentów, bo po tak dwóch solidnych pierwszych dwóch częściach filmu, absolutnie nie można powiedzieć, że to w jakimkolwiek znaczeniu był zły film. Chyba po prostu dla mnie ta historia skończyła się na etapie terminacji „doświadczenia z substancją” Elisabeth. Tak czy inaczej, biorąc pod uwagę to czym jest „Substancja”, w mojej opinii pozostaje w czołówce listy najlepszych horrorów, jakie widziałam.