Na początek trzeba powiedzieć ze szacunek dla Demi za śmiałe sceny nagości w tym wieku.... Mogliby dać jej oscara za ten film. Ogólnie do samej końcówki film trzyma mocno poziom jak stare dobre horrory - mamy masę cycków tak jak powinno być. Na końcu robi się trochę dziwnie ale... film uważam że ma bardzo duże przesłanie. W pędzie za pięknem i bycia na topie główna bohaterka niszczy siebie i nie potrafi przestać, przekraczać granic, ktore wyraźnie są nakreślone. Jest wyraźnie powiedziane ze te 2 postacie są jedną całością. Młoda część widzi pogardę w swej "matce". Matka widzi jak jest niszczona ale nie chce tego przerwać bo podoba jej sie bycie na topie. Koniec filmu to juz jedna wielka symbolika. Każdy zobaczy to co chce - część pewnie stwierdzi ze jest kompletnie bezsensowny. A tam pokazane jest jak poczwara dochodzi do swej gwiazdy w chodniku i przez chwile czuje sie znów gwiazdą - uśmiech... i tak sie roztapia. Musi błyszczeć do ostatecznego końca. I jest to opowieść o zepsutym hollywood. Daje słabe 8/10 ale jednak 8. Gdyby końcówka nie była zrobiona trochę jak na Tripie to mysle ze film fajnie by sie ogladało w końcówce.
Jest to silna krytyka kultu ciała - widać to w scenie gdzie w ciele sue pokazuje sie kawałek kurczaka. Wszyscy oglądają klatka po klatce poruszajace sie ciało sue bo reżyser "coś zobaczył". Wszyscy szukają momentu gdzie nie ma idealnego ciała.