...a mianowicie działania substancji, sesn jej zażywania. Elisabeth chciała być młoda, chciała się odmłodzić - myślałam, że zażycie substancji ją fizycznie odmłodzi, a tak naprawdę ona i Sue to były dwie odrębne osoby, Elisabeth nie kontrolowała działań Sue.
Sue odnosiła sukcesy, ale Elisabeth nic z tego nie miała - była tak naprawdę stratna. I jako że rozumiem, że początkowo Elisabeth również nie wiedziała, na czym polega działanie substancji, ale nie było żadnej sceny, w której byłaby po pierwszym użyciu (trasnformacji z powrotem w siebie) rozczarowana działaniem, ona wciąż to kontynuowała (na końcu już było jej szkoda przestać ze względu na Sue, ale wcześniej nie pomyślała, że to bez sensu).
Przecież podczas, gdy Sue działała, ona była nieprzytomna. Czyli tak naprawdę nie miała NIC z tego wszystkiego, żadnych korzyści.
Pod koniec stara wersja twierdziła że nowa musi żyć bo jest lepszą częścią jej życia , utożsamiala się z nią w jakiś sposob, chociaz nie tłumaczy to niczego tak naprawdę, nie były jedną świadomością, każda posiadała własne wspomnienia. Mnie też zastanawiały motywy ich działań , w sumie bardziej Sue bo to jej powinno zależeć bardziej na tym żeby utrzymać przyjacielskie relacje, jej druga wersja przecież musiała być w stanie dostarczać 'pokarm', więc lepiej żeby fizycznie jej nie niszczyć. Niestety panie się nie dogadaly, nie były świadome konsekwencji swoich działań (mimo ostrzeżeń po drugiej stronie sluchawki), może na zasadzie 'jakoś to bedzie' (podobnie jak spożywanie alkoholu, zażywanie narkotyków etc).
A co miała zrobić pod koniec stara wersja jak młoda wersja zrobiła z niej wrak i karykaturę ludzkiej istoty?
Najpóźniej jak już połowę ciała jej postarzało bym to zakończył, zwłaszcza, że no właśnie: nic z tego nie miała. Bo jeszcze gdyby miała jej (młodej i pięknej) świadomość i zdobywała jej wspomnienia, to spoko, to by się można zastanowić...
Ten film pokazuje że baby zawsze się pokłócą i zawsze są zazdrosne o coś, to kwestia czasu :D
Ten film jak dla mnie to metafora macierzyństwa - poświęcała się dla Sue, mimo, że pozornie nic z tego nie miała, potrzebowała jej, można by powiedzieć, że „urodziła ją” i traktowała jako część siebie (swoje dziecko). Całe życie poświęciła karierze, nie miała rodziny, nikogo bliskiego, być może przelała uczucia na swoją „lepszą” wersję siebie i to stało się jej całym sensem.
ja rozumiem, że w głowie były tą sama osobą, a że nie była to młoda Moore to już sprawa wydatków na efekty specjalne ;)
To trochę jak z rodzicami, którzy przelewają na swoje dzieci swoje pragnienia i oczekiwania od życia. Im się nie udało czegoś osiągnąć więc wymagają tego od dzieci. Czy to zdrowe? Oczywiście że nie. Mimo to jest to bardzo częste i równie częsta jest mała świadomość rodziców w tym temacie. Elisabeth zakończyła już swoją karierę. Zrozumiała że nie jest wstanie nic więcej osiągnąć. A Sue miała do wszystkiego otwartą drogę i mimo że "nadużywała jej " to Elisabeth po części była gotowa na to poświęcenie widząc kolejne sukcesy. Sue natomiast traciła rozsądek i zachamowania by czerpać ze swojego źródła. Metaforycznie za pewne chodzi o ten owczy pęd za modą i młodością który w mniejszym lub w większym stopniu jest w każdej kobiecie bo takie są oczekiwania społeczne. Mężczyźni są tu pokazani starzy, brzydcy i obleśni. Jak ten ich menager, który przejawiał całkowity przejaw pogardy wobec jak nie patrzeć wartościowej kobiety tylko ze względu na to że już nie dorównuje standardom piękna i młodości, a sam nie ma za wiele w tej kwestii do zaoferowania. Czyli klasyczne podwójne standardy. Kobieta próbuje za tymi nierealnymi standardami nadążyć więc wersji light zaczyna ubierać sie jak nastolatka, a w wersji hard zapomina że ma lustro i robi operacje za operacją aż przypomina karykaturę siebie i botoks wylewa się jej uszami. Mało to mamy przykłądów w świecie show biznesu? Brutalnie i łopatologicznie podane prawdy o współczesnym świecie gdzie twierdzi się że jest równouprawnienie, ale kobieta ma znaczenie do puki jest młoda i piękna. Później pakuje się ją w pudełko z książką kucharską bo baba to tylko do garów oczywiście i wywala na śmietnik. Tak ja interpretuję ten film :P
W filmie "Substancja", Elisabeth i Sue to wciąż ta sama osoba, ale ich relacja jest bardziej skomplikowana. Substancja tworzyła zupełnie nowe ciało – młodsze, piękniejsze, doskonałe ciało, którym była Sue. Elisabeth „przełączała” swoją świadomość do tego nowego ciała, pozostawiając swoje stare ciało nieprzytomne.
Choć faktycznie miała dostęp do wspomnień i doświadczeń Sue, problem leżał w tym, jak te przeżycia odbierała i interpretowała, a nie w ich braku. To była kwestia innej perspektywy psychologicznej, jaką przyjmowała w tej nowej formie.
Elisabeth świadomie przełączała się na Sue, ale po "powrocie" widziała jej sukcesy i życie z pewnym dystansem, odcinając się od nich poprzez wewnętrzną barierę psychologiczną. Była to parabola – z jednej strony doświadczała życia jako Sue, ale z drugiej nie czerpała z tego pełnej satysfakcji, bo odbierała te wydarzenia jako odrębne od swojego prawdziwego „ja” (czyli Elisabeth). To wywoływało psychologiczne rozszczepienie – świadomość Elisabeth była w Sue, ale emocjonalnie i mentalnie nie utożsamiała się w pełni z sukcesami tej nowej wersji siebie.
Po prostu to trochę bardziej skomplikowane. Substancja działała tak, że życie było zupełnie inne- barwniejsze, pełniejsze, ludzie traktowali cię inaczej. Nic nie mogło się z tym równać i szybko Elisabeth uzależniła się od tego uczucia. Stare życie kompletnie przestało ją interesować, było nieistotne. Jako Sue odnosiła sukcesy i wolała cierpieć niż zapomnieć o życiu w blasku reflektorów, bez uwagi innych. Tylko że potem następowało spotkanie z rzeczywistością- powrót do “zwykłego” ciała i mierzenie się z konsekwencjami. Z jednej strony jako Sue było więc wspaniale i chciała tego uczucia więcej, z drugiej kiedy wracał jej rozsądek rozumiała że tamta nie ma umiaru, okrada ją z czasu. Z jednej strony była dumna z młodszej wersji siebie, z drugiej zwyczajnie smutna że tak szybko wszyscy o niej zapomnieli.