Oglądałem... Ale nie mam pojęcia, czy przegapiłem moment, gdy ona płaci za ten " specyfik"? Miałem wrażenie, że po prostu ona go odebrała za friko...
Rzeczywiście, film z pewnością zyskałby na wartości, gdyby widzowie mogli poświęcić godziny na analizę: „Dlaczego tyle? Czy doliczyli podatek? Czy bohaterka nie miała rabatu? A może powinni to rozdawać za darmo?”. Bo przecież wyobraź sobie: gdyby zapłaciła dużo, uznalibyśmy to za wyzysk, gdyby zapłaciła mało, oskarżylibyśmy film o brak realizmu, a gdyby dostała za darmo, pewnie zacząłbyś zastanawiać się kto i po co to finansuje?
To nie chodzi o zapłatę w tradycyjnym sensie, ale o wewnętrzną cenę, którą płaci się za pragnienia, które mogą prowadzić do zatracenia. Jest to więc o wiele bardziej kompleksowa i wielowymiarowa transakcja, której wartość wykracza poza jakiekolwiek kalkulacje. W szerszym, holistycznym ujęciu fikcyjnego świata filmu, ten brak tradycyjnej transakcji odzwierciedla również idee o niestabilności wartości w społeczeństwie, zarówno osobistej, jak i społecznej. W końcu, prawdziwy „koszt” używania specyfiku nie widnieje na "rachunku", ale obrazuje go emocjonalny i psychologiczny upadek, który bohaterka płaci za próbę dostosowania się do narzuconych standardów.