z cyklu:
pojechany
przez
substancję
uskuteczniam
dewastację,
nadymania ramy gatunkowej foremki z krainy szlachetnej mutacji ciąg dalszy.
lewa ręka rani prawą rękę, z czym ci się to kojarzy?
zaraza i nędza, spustoszone oba królestwa, przy czym "oba" ma charakter umowny.
straszliwe skutki przenoszenia świadomości z pogwałceniem zasady równowagi w dzikim a błyskotliwym stopie naprawdę wielu, wielu rzeczy - na przykład portretu doriana greja, avatara, carrie, requiem dla snu, smacznego telewizorku i ze śmiercią jej do twarzy.
o ile pani fargaet - że przyparafrazuję klasykiem - po Zemście miała moje zainteresowanie, teraz ma uwagę.
jej prawdziwie subwersywne powłoki cielesnej ars moriendi opus magnum und modum operandi jest dokładnie takie jakie być powinno. mówi a, po czym bez litości przeprowadza cię przez wszystkie stadia, aż do ostatniej literki tego abecadła.
od pierwszych sekund narzuca stylistyczną konsekwencję metodycznie przekraczanej cielesności, po czym już do końca, z kubrickowską precyzją godną zegarmistrza - bardziej cronenberga w swych owadzich latach - ściśle się jej trzyma.
szczytuje z ekranu tak, że ciamkasz to - na sucho, na mokro i pod każdą inną postacią.
nagina i przekracza granice ekstremki, wyznacza nowe stare szlaki współczesnego kina transgresji.
perfekcyjnie rozwija sprawdzoną formułę, po czym odlatuje - zawieszając poprzeczkę zasady "albo grubo, albo wcale" gdzieś nad srebrnym globem.
świeci prądem pożyczonym, ale światłem własnym.
bo to taki jest pociotek, ale daj pan bóg każdemu takim być pociotkiem.