jednym z bohaterów tego - lepiej powiem to od razu - nie do końca udanego filmu jest szeryf z rozdwojeniem osobowości. niczym gollum, na której to postaci zdaje się jest wzorowany, kłóci się sam ze sobą, a gdy dochodzi do różnicy zdań wali się po gębie. właśnie obejrzałem sukiyaki western django i muszę przyznać, że jestem w podobnej sytuacji. mój-wewnętrzny-miike-fanatyk właśnie wali po łapach piszącego te słowa mojego-wewnętrznego-obiektywnego-widza. nie, zanim dodam coś więcej muszę go zobaczyć po raz drugi - sędzia Anna Maria Wesołowska na razie odroczy werdykt. w końcu Miike to Miike, za dużo razem przeszliśmy żebym mógł zaliczyć swj do tej niechlubnej szufladki z napisem "średni", po jednokrotnym obejrzeniu.
ale nie zrozumcie mnie źle - film jest fajny, tylko nie zabija.
Nie każdy na tyle zna angielski. Ja na przykład postawiłam w życiu na świetną znajomość rosyjskiego. Lubię się wyróżniać. A tak poważniej, to na mnie film zrobił bardzo średnie wrażenie. Ten szeryf, o którym piszesz, mnie strasznie irytował. Aż sama miałam ochotę dać mu w zęby. Ogólnie "Sukiyaki" wydał mi się niespójny i nieprzemyślany, nie była to komedia, nie był też do końca dramat i nawet nie połączenie tych dwóch gatunków, ot, zabawa formą, można obejrzeć ale bez rewelacji.
upsss to pięknie! to film miike, więc byłem przekonany, że mówią po japońsku hehe. nawet nie sprawdziłem...
w takim razie jeszcze dzisiaj go obejrze :)
Evil Ash: tylko ostrożnie - ten angielski jest bardzo "japoński", choć trzeba przyznać że od czasu nieszczęsnego Imprint pani trenerka od dialogów (bo jest nią ta sama osoba co wtedy) poczyniła znaczne postępy.
salus in platone: no wiesz, ja na Miike złego słowa nie powiem ale tak między nami to trochę się z Tobą zgadzam. tylko, że moim zdaniem problem nie leży w tym, że jak piszesz "nie była to komedia, nie był też do końca dramat", bo to akurat u Miike jest typowe. wydaje mi się po prostu, że o ile pomysł - "zróbmy japoński western", sam w sobie jest świetny, to przydałaby się jakaś bardziej przemyślana fabuła. a pzrecież obok Miistrza współscenarzystą jest NakaMASAmura, który napisał kilka z jego najlepszych filmów. przeszkadzać też mogą (w większości) kompletnie pozbawieni charyzmy aktorzy. Ze stałego zestawu Miike gra tu tylko Renji Ishibashi. ech, czekam na crows zero.
z Imprint nie miałem problemów, więc powinno byc OK :)
swoją drogą bardzo mi się podobał. Życiowa rola Billy'ego Drago, która kojarzy się z Billem w wykonaniu Carradine'a, w tym sensie, że aktor, który przez całe życie grywał w drugiej lidze, pod koniec kariery uderzył z grubej rury.
ty serio mówisz??? hmmm, w takim razie nie polecam czytania recenzji imprintu ukrytej gdzieś w czeluściach mojego bloga :)
Zastanawiam się, czy "japoński western" samo w sobie już nie narzuca określonej konwencji, czy nie jest określeniem filmu samo w sobie. Bo o ile dało się robić przekonujące spaghetti westerny (nawet, jeśli szeryf był tam zapijaczonym menelem a w świetle zachodzącego słońca odjeżdżał bounty killer), to trudno na serio sprzedać ludziom western japoński. Ale to mruganie okiem do widza podobało się przez pierwszą część filmu, potem zwyczajnie zaczęło mnie nudzić.
Może źle to ujęłam, bo nie zakładałam, że "sukiyaki western" będzie na poważnie komedią albo na poważnie dramatem, wydaje mi się jednak, że pomieszanie konwencji a zabawa konwencją to nie do końca to samo. Miałam wrażenie, że Miike nie bawi się w western, a w kino. Przy czym zabawa ma niejasne reguły, bo Miike zdaje się je, co chwila zmieniać. To było dla mnie dość męczące, bo kiedy już wydawało mi się, że rozgryzłam zasady tej gry, to nagle czułam się, jakby przeciwnik wybuchał śmiechem wykrzykując: "żartowałem!" To trochę przypomina sytuację, gdy dzieci nie wcześniej a w trakcie zabawy wymyślają, co będzie dalej: "a weźmy, że ty teraz do mnie strzelisz, a ja..." itd. Takie zabawy nie są efektem starannie przemyślanego scenariusza, choć pewnie kieruje nimi jakaś logika. Odniosłam wrażenie, jakby twórcy filmu mieli zbyt dużo pomysłów totalnie różnych od siebie, ale chcieli je wszystkie wykorzystać.
elo rap!
Zacznę od tego, że też do zawiedzionych się zaliczam. Bolał mnie szybki montaż, bo ujęcia, kadrowanie na medal. Montaż trochę to pieprzył, mniej oko mogło się pieknymi widokami nacieszyć. Bardzo mi się podobała pierwsza połowa, a druga zdecydowanie mniej, choć nie powiedziałbym o niej, że słaba. Prawie... Zgadzam się, że to twór ostatecznie przekombinowany. Powiedziałbym, ze efekciarski, na co wskazywał od początku montaż. W drugiej połowie już było wszystkiego za dużo. Za duży kontrast między czarną komedią klasy B, a motywami rodem ze śmiertelnie poważnego dramatu. Za dużo nawet samej akcji, tych wszystkich wybuchów itepe.
Mógł być film rewelacyjny, a wyszło zbyt przebojowo jak dla mnie, a ta przebojowość trochę na siłę (druga połowa).
To co mi się bardzo podobało to humor, ale pomijając tego szeryfa, który faktycznie z czasem po prostu irytował. Podobało mi się back to the roots Miistrza naszego ukochanego, czyli kiczowate sex und violence. Taka na przykład scena seksu oralnego - no miazga;) W ogóle kilka scen kapitalnych, choćby ten taniec przy dźwiekach wspaniałej muzyki. No i tu dochodzimy do zdaniem moim absolutnie najwięjszego plusu tego filmu. Koji Endo. Przeszedł samego siebie. Muzyka jest po prostu przepiękna, niesamowity ma klimat, och, ach, ech! Tyle, że taka muzyka prosi się i o dłuższe ujęcia i o w ogóle nieco jednak inny filmik...?
Ogólnie podobało mi się. Tylko tyle i aż tyle. Pewne jest tylko to, że mogło być dużo lepiej.
w sumie masz rację. mnie też najbardziej podobała się scena tańcu w saloonie, naprawde hipnotyzowała. z montażem też myślę, że momentami przesadzali.
sam film może byc dużym zaskoczeniem dla np. fanów Tarantino czy westernów. jeżeli jednak ktoś zna dosyc dobrze wcześniejsze obrazy Miike, film wygląda jak odgrzewany kotlet w nowej oprawie. to wszystko już było np w Dead or Alive, City of Lost Souls czy Fudoh.
Dla mnie Sukiyaki jest w sporej części wariacją na temat Yojimbo i Fistful of Dollars w jednym. Pomysł ciekawy, wykonanie momentami razi.
Może problem polega na tym, że Miike uwierzył w to, co lubią wypisywać o nim niektórzy zachodni dziennikarze - że jest "mistrzem kina gatunków", "japońskim Tarantino" itp. Tymczasem Miike o kinie gatunków wie tyle, co Andrzej Wajda. I dobrze. On nigdy się tak naprawdę filmem nie interesował. Nie spędził dzieciństwa w wypożyczalni kaset, nie przemieszkiwał w kinie. Ideologicznie ukształtowały go studia u Imamury, rzemiosła nauczył dziesięcoletni staż w telewizji, a nie nocne seanse filmów Sonny'ego Chiby. Jego unikalny styl nie bierze się, jak chcą niektórzy z wyczucia gatunków, ale właśnie z jego braku. Dlatego właśnie jego filmy łączą tak wiele sprzecznych elementów zachowując przy tym wysoki współczynnik zajebistości. Kiedy przysło do robienia SWJ, który już w tytule ma nazwę gatunku zaczęły się tzw. schody. Sukiyaki wygląda jak dzieło reżysera, który nigdy nie widział westernu, a jednocześnie próbuje przestrzegać reguł gatunku. Któremu wydaje się, że jak założy się aktorom kapelusze, i postawi saloon to western sam się zrobi. Ja wolałbym żeby Miike nakręcił coś bardziej swojego - już pogodziłem się, że do stylu sprzed Gozu nie ma powrotu, ale nie mogę się pogodzić ze stopniową ogólną obniżką formy Miistrza. Pamiętam jak dwa lata temu Yokai daisenso uznany został wszem i wobec za rozczarowanie, a przy SWJ (który, nawiasem mówiąc, zbiera wszędzie zaskakująco dobre recenzje) to niemal klasyczny Miike. Lata 2006 i 2007 to okres filmów dobrych, ale nic ponadto - takich mocnych siódemek (z wyskokiem w postaci zachwycającego Big Bang Love oczywiście). Po tym jak Crows Zero przez kilka tygodni okupował 1. miejsce japońskiego Box Office i stał się największym komercyjnym sukcesem Miike nie spodziewałbym się raczej nawrotu formy. Słyszeliście o jego ostatnim projekcie? http://ani.tv/k-tai7/ jest to serial młodzieżowy, a zarazem jedna wielka reklama nowego modelu telefonu - to już jest po prostu zgroza.
Wracając do SWJ - akurat muzyka mnie jakoś nie zachwyciła. Koji Endo czasem wymyśla coś genialnego jak w Gozu albo BBL, ale tym razem wtopił się po prostu w tło. A co do sceny tańca - rzeczywiście wyborna, ale nie mogłem opędzic się od myśli, że dopiero co Tarantino zrobił coś podobnego w Death Proof i to mi trochę psuło zabawę.
ups, cofam to, co powiedziałem o Keitai sosakan 7 - właśnie obejrzałem trailer i okazuje się, że to może być całkiem niezła niskobudżetowa frajda
http://pl.youtube.com/watch?v=7lMHMOUEY9w
O 'komórkowym' Miike przeczytałem całkiem dawno, ale od początku miałem jakieś dziwne przeczucie, że będzie dobrze (choć zapowiada się tylko zabawnie, swoją drogą cały czas ta koparka jest na zwiastunie, innych maszyn nie będzie?), choć na razie jeszcze wstrzymam się z radością.
Faktycznie Miistrz oddalił się od miistrzostwa, ale liczę na odkucie się, gdyż zwiastun 'Tantei monogatari' wyglada bardzo zachęcająco (wiem, że do 'Ryu ga gotoku' też taki był, ale ten bardziej klimatyczny), jakby w klimacie 'MPD Psycho'. 'Crows Zero' niby nie zapowiada się dobrze (box office), ale Miike plus młodzież to jedne z jego lepszych dzieł, ciężko mi uwierzyć, że coś mogło pójść nie tak jak powinno. Po 'Yattermanie' nie spodziewam się za wiele, natomiast 'Kamisama no Puzzle' z opisu brzmi zachęcająco, plakat też udany, tylko zdjęcia z filmu o działaniu neutralnym, więc póki co film liczę na plus.
W każdym razie czekam z niecierpliwością na nowe Miike-filmy i mam nadzieję, że już wkrótce Miistrz ponownie każe mi zbierać szczękę z podłogi.
W końcu i ja dołączam do grupy, która widziała 'Sukiyaki western'. Tom Mes bardzo film chwali, ale moje odczucia są niestety bliżej komentarzy wyżej. Film momentami ma niesamowite sceny, ale wszystko jakoś rozłazi się w czasie jego trwania, najwyraźniej zabrakło Miike wyczucia, choć są zadatki na dużo więcej niż jest. Mimo wszystko niezła rozrywka była (lecz liczyłem na więcej), i klasyczny motyw u Miike zestawienia dziecka z dorosłą przemocą. Jest za to lepiej (i to nawet całkiem mocno) niż w przypadku "Ryu ga gotoku", który mnie strasznie zawiódł (ehh ten finał).
Film na pewno jeszcze obejrzę ponownie, aby lepiej ustosunkować się do sukiyaki. Na pewno scenografia, kostiumy i zdjęcia są wyśmienite. Muzyka bardzo dobra, ale troszkę jej za mało, końcowy motyw świetny. Finał, sceny tańca, bohaterowie też zapadają w pamięć. Ale ogólnie to jednak jestem rozczarowany.
A może po prostu za dużo sobie obiecywałem po nowym Miike?
Anyway, może to co nie wyszło tu, uda się w "The Good, the Bad and the Weird" - zapowiada się co najmniej ciekawie.
po pierwsze .. piszesz że tylko a czy aby na pewno? http://www.filmweb.pl/o136118/Kaori+Momoi/opisy
nie znamy jej z filmu 'IZO'? - bynajmniej na filmwebie się zdjaje nie jest jej obecnośc tam uwypuklona.. ale
wygląda znajomo..haaa no i tak na imdb jest! przecież odegrała niebagatelną rolę jak mogłeś nie zauważyc..
no może widziałeś tylko raz(>?!?<)
a tajk poza tym z oddali myślałem że w avartarze masz[ polski] plakat do8i1/2 i teraz wydaje mi się że
odczucia obniżają ocenę - wszakrze to miike można się wieeeele spodzieac [naogół spodziewa się za
wieeeeeeeeele] ja podchodziłem z umiarem, toteż zbytnio rozczarowany nie jestem, zdecydowanie za dużo tu
rzeczy, które spokojnie mogły trafic na śmietnik,nie aż tak dużo, ale każda rzecz niepotrzebna jest zbędna,,
znaczy się odwrotnie.. psuje jakos po prostu i z tym montarzem przesada, na początku swietnie! liczyłem że
bd więcej scen ze studia z jaskrawym tłem.
no i rzecz która chyba najbardziej mnie boli tarantino makijaż make-up z d8741984 pietruchy, paskudnie
wygląda i tyle
oczywiście masz rację - Kaori Momoi grała już u Miike, ale ja miałem na myśli ludzi stale z nim współpracujących, których on sam nazywa Miike-gumi, ludzi kojarzonych głównie z jego filmami, np Ishibashi, Endo, Osugi, Aikawa. Momoi nie należy do tej kategorii, bo jest aktorką bardzo znaną, a jej występy u Miike to coś w rodzaju "guest starring" (tbh nie wiem kogo i jak grała w Izo bo jeszcze nie widziałem tego filmu)
nie uważam też, że wymagam od Miike zbyt dużo, bo w końcu mogę chyba mieć jakieś oczekiwania co do reżysera, który dał światu Gozu, Big Bang Love, Ichiego, Audidition... (mam dalej wymieniać?)
"na początku swietnie! liczyłem że bd więcej scen ze studia z jaskrawym tłem"
ja miałem to samo, po pierwszej scenie miałem nadzieję, że cały film będzie tak wyglądał - niestety, te sceny początkowe sceny to chyba głównie efekt niemożliwości zatzrymania QT na planie dłużej niż 3 godziny, niż zamierzony chwyt estetyczny
czy ja wiem czy niezamierzony.... bynajmniej uzyskanie wspaniałego i oryginalnego kolorytu w studiu kosztowałaby ich więcej pracy, większej dyscypliny i ogrania aktorów - choc niekoniecznie.. ale raczej tak, zreesztą nie ważne, teraz już nic nie zmienimy, i tak najbardziej mnie ta qla[ta]wa charakteryzacja boli..
a co do izoo ... to panie wielka zaległośc, u mnie po prostu pewnikiem odhaczyłem [okazuje się niesłusznie] jako fana wielkiego miike izo jako oberzjane, kawał grubego kina polecam, nie zwlekaj zobacz jak najszybciej:)
nadrobię - ale na razie to wiele dobrego o izo nie słyszałem, pewnie dlatego jeszcze się nie skusiłem
Did you hear that?:
'The version that’s screening at the NYAFF has something like 20 minutes removed by Miike and has several of the actors dubbed again.'
Ciekawym jak ta wersja się prezentuje, zwykle jestem przeciwny wycinaniom czegokolwiek z filmów, ale tu może to był dobry pomysł. Zależy co usunięto.
od dawna się mówiło, że wersja na amerykę miała być 20 min krótsza - a nie wiesz przypadkiem, ile minut ma kopia krążąca po Polsce w ramach filmostrady? u mnie juz było, ale się nie wybrałem, bo czekam, aż będzie w żaku (takie kino w gdańsku gdzie filmy filmostradowe lecą gdy już jest po filmostradzie)
zgadzam się, że to jest ten przypadek filmu, któremu cięcia nie zaszkodzą
a skoro już jesteśmy w temacie - God's puzzle zrobiło WIELKĄ klapę w Japonii
Mówiło, mówiło, alem sądził, że to Amerykanie przytną, a to sam Miike wybrał sceny, no i trochę dubbingu zmieniono. GUT ja myślę, mniej bezcelowego gadania, więcej akcji.
Z tego co słyszałem, to jest w Polsce ta dłuższa wersja, ale nie mam pewności.
Tak, o GP słyszałem (napisałem na stronie GP niedawno). Tyle reklam, jpop, mili aktorzy i klapa. Ale może to świadczy o tym, że film dobry i okazał się niepopowy? - w co jednak wątpię, choć po tym info nabrałem większych chęci na szybki filmu tego poznanie. Przyznam się, że straciłem część wiary w Miike (tego nowego oczywiście), choć przy "Kurozu 0" spędziłem czas bardzo miło. "Yatterman" też jakoś mnie nie zachwyca z info, które się czasem wydostaje w necie, serial o telefonach może będzie miły, ale nie tego oczekuję po serii niewymiatających filmów. Za dużo komerchy, za mało polotu i nieskrępowanej pomysłowości.
Czekam aż w końcu "Tantei monogatari" obejrzę.