DAILY BUGLENET
August 11th, 2006
Superman Resux!
by Crovan Silentowski
Gdyby pani w przedszkolu zapytała mnie: "Jasiu, jak myślisz: co Bryan Singer chciał pokazać robiąc Superman Returns?" Moja odpowiedź brzmiałaby zapewne: "Nie mam zielonego pojęcia.".
Zanim poszedłem do kina postanowiłem jednak zapoznac się z opiniami innych ludzi, poczytałem na forach opinie i zauważyłem, że są podzielone. Jedni film uważają za nudną chałę i potknięcie Singera, a inni za niezły film o Supermanie, badz co badz jednak "remake" Supermana z Christopherem Reeve. Po zobaczeniu pierwszego, pełnego i porządnego zwiastuna byłem pełen nadziei na świetny film, a zwłaszcza kreację Spacey'a. Wierzyłem, że Singer zrobi fantastyczny film, o którym będe sobie przypominał jako o wzorowej adaptacji Człowieka ze Stali.
Wierzyłem jednak po wyjściu z sali rozważam zostanie ateistą.
Początkowo film strasznie mi się dłużył, nie wspominając już o tym, że musiałem przebrnąć przez 30 minut reklam z czego tylko trzy trailery. Wprowadzenie na scenę Luthora, zimnego dupka, Kevina Spacey - dobrze, początek niezły, Kevin rządzi zawsze i wszędzie. Następnie sceny w Smallville były zupełnie niepotrzebne i wyszłoby z korzyścią dla widza gdyby przerobili je na napisy na początku filmu. Zaczęło wiać nudą, a Crov zatrząsł się w fotelu i rzekł do siebie "Cz-- czyżby rzeczywiście film miał być nudny?". Jednak odetchnąłem z ulgą gdy przeszliśmy do scen w Metropolis. Swietnie wykonany, sympatyczny Clark Kent w wykonaniu Brandona Routha, jednak potem przechodzimy do jego złego i zupełnie nieinteresującego alter ego czyli Supermana i tu pies mu morde liże, znaczy, jest pogrzebany. Superman jest tak nieciekawy, że aż żałuje, że film nie nazywa się "Clark Kent" i nie opowiada o przygodach Clarka Kenta. Miły dreszczyk przechodzi w momencie gdy ratuje samolot i ludzie zauważają jego powrót. Potem? Nic ciekawego. Ech, fajnie, walczy z bandziorami, przyjmuje setki kul na klatę i tak dalej ale co z tego skoro jako postac zupełnie nie miał charyzmy, którą miał Superman u Donnera?
To mnie boli chyba w tym filmie najbardziej - nie ma własciwie postaci, które interesowałyby na tyle by śledzić film siedzac juz na brzegu fotela. Niekwestionowanej gwiazdy tego filmu czyli Kevina Spacey'a jest stanowczo za mało by film nie nudził, do tego kończy jak typowy "zły" - brakowało mi tylko by krzyknał: "Jeszczę cię dorwę, Superman!". Mam nadzieję, że w przyszłości Luthor nie będzie znowu głównym złym. Liczę ewentualnie na team-up Luthora i Brainiaca gdy ten pierwszy zechce zostac prezydentem i mu się to uda. Inaczej nie widzę miejsca dla Luthora w najblizszej przyszlosci.
Wracając do pytana zadanego małemu Jasiowi - "Co Bryan Singer chciał pokazać robiąc Superman Returns?". Nie mam pojęcia. To nie jest film akcji bo jest jej zdecydowanie za mało i nie jest najlepsza, prócz sceny z samolotem. Jeżeli ktoś powie mi, że Singer zrobił film skupiający się na psychologii postaci Supermana to wybuchnę smiechem bo pytam gdzie to? Ze Superman polatał po ekranie ze smutną miną, a potem został skopany przez kilku opryszków? Litości. Koniec końców naprawdę nie wiem co Bryan Singer chciał przedstawic tym filmem, nawet cięzko mi powiedzieć, że zrobił dobry remake filmu z Reevem...
PS Podobało mi się nawiązanie do pierwszego komiksu z Supermanem.